Nieliczni specjaliści nie rozstrzygnęli dotąd, kiedy narodził się polski jazz. Przed wojną jazzem nazywano zresztą u nas muzykę, której „jazzowość” jest dość wątpliwa – ot, raczej muzykę rozrywkową, czerpiącą z ówczesnych musicali i filmów muzycznych. Więź, 11-12/2009
Niewiele jest dziedzin sztuki, w których polscy twórcy odnieśliby tak wielkie, uznawane w świecie sukcesy, jak jazz. Oczywiście, ten amerykański pozostaje poza wszelką konkurencją. Jednak wśród „narodowych szkół” jazzu ta polska jest uważana za jedną z najciekawszych. Dość powiedzieć, że w ogromnym przewodniku płytowym The Penguin Guide to Jazz on CD jego autorzy, dwaj brytyjscy krytycy, Richard Cook i Brian Morton, wśród kilku zaledwie najważniejszych ich zdaniem płyt w historii jazzu wymienili aż dwie polskie: Astigmatic Krzysztofa Komedy i Leosię Tomasza Stańki.
Pomnik z historią w tle
Historia polskiego jazzu jest zdumiewająco słabo udokumentowana. W czasach, gdy na rynku można znaleźć niemal wszystko, co kiedykolwiek nagrano, z dorobku najważniejszych postaci polskiego jazzu dostępne są praktycznie tylko płyty wydane w legendarnej skądinąd serii „Polish Jazz”. Inne w większości w ogóle nie doczekały się reedycji albo też w najlepszym razie „pokątnych”, trudnych do zdobycia. Praktycznie niewykorzystane pozostaje ogromne archiwum Polskiego Radia – w czasach komunistycznych niemal zastępującego kulejącą fonografię. Nieliczne nagrania radiowe z rzadka można dziś usłyszeć w Programie 2 i (szczątkowo) 3 Polskiego Radia, edycje płytowe są skąpe i zwykle pozbawione podstawowych danych dyskograficznych – rzecz zupełnie niedopuszczalna w przypadku reedycji historycznych nagrań.
O wydaniu – wzorem amerykańskim – kompletów nagrań wybitnych muzyków można tylko pomarzyć. Doczekali się ich tylko Krzysztof Komeda oraz Mieczysław Kosz – w tym drugim przypadku kompletu niestety tylko z nazwy. A gdzie Stańko, Namysłowski, Karolak, Urbaniak, Ptaszyn Wróblewski – by poprzestać na kilku najwybitniejszych weteranach, zresztą w znakomitej formie do dziś, czy nieżyjących, jak Kurylewicz, Trzaskowski, Seifert. Owszem, rynek polski jest niewątpliwie dużo słabszy niż amerykański, a właściwie w tym przypadku ogólnoświatowy, jednak brak tych nagrań (w ciągłej sprzedaży – to przecież klasyka!) jest uderzający.
Brak też porządnej historii polskiego jazzu. Są, owszem, ciekawe i wartościowe przyczynki – w większości zresztą także wydane w śladowych nakładach i nie do zdobycia krótko po opublikowaniu. Zresztą najlepsze przyczynki nie zastąpią syntezy. Ba, nie ma nawet dyskografii. Pionierskie dzieło Marka Cabanowskiego i Henryka Cholińskiego kończy się na roku 1972, a dalszego ciągu nie będzie, przynajmniej w ich wykonaniu: obaj zasłużeni autorzy niestety już nie żyją. Skądinąd ich legendarne dzieło ma postać symboliczną: pożółkła książeczka o jakości edytorskiej wczesnej bibuły...
I oto nagle – polski jazz doczekał się pomnika. Wzniósł go praktycznie jednoosobowo – w niczym nie ujmując jego współpracownikom – Andrzej Wasylewski. Postać to zresztą najbardziej predestynowana do stworzenia takiego dzieła: to on dokumentował swą kamerą dorobek największych osobowości polskiego – i nie tylko – jazzu. On właśnie pokusił się nakręcić (i zmontować) Jazzowe dzieje Polski – dziesięć półgodzinnych odcinków, obejmujących jedynie okres do roku 1960.
Jak wyjaśnia w wywiadzie dla „Jazz Forum”, najpierw chciał pokazać tylko to, czego sam był świadkiem – jako uczeń krakowskiego III Liceum im. Króla Jana Sobieskiego, którego uczniami byli także m.in. Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz i Andrzej Trzaskowski, a potem jako student sławnej łódzkiej szkoły filmowej. Potem postanowił uzupełnić swe dzieło – które skromnie nazywa „czymś w rodzaju (przyzwoicie udokumentowanej) impresji na temat jazzu w tamtych latach” – i pokazać, jak w Polsce rodził się jazz – ten, który znamy, świadomy siebie, wyrazisty.
Wasylewski stworzył swe dzieło właściwie z niczego. Zachowanych materiałów filmowych i telewizyjnych jest zaledwie kilka plus kilka tematów z Kroniki Filmowej. Jazzowe dzieje Polski trwają pięć godzin... Oczywiście, reżyser nie dokonał cudu, nie znalazł też – mimo swej skrupulatności – nieznanych materiałów. Posłużył się nagrywanymi w ciągu ponad dwudziestu kilku lat wspomnieniami świadków – muzyków, organizatorów, zagorzałych fanów. Dziś już wielu z nich nie ma na tym świecie. Wykorzystał też rozmaite materiały z historii jazzu światowego, a także z „pozajazzowej” historii Polski. Jedno i drugie tworzy bogate tło, na którym rozgrywają się dzieje jazzu w naszym kraju.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.