Dusza patrzy na Mękę

Tygodnik Powszechny 13/2010 Tygodnik Powszechny 13/2010

„Gorzkie żale” uchodzą dziś za nabożeństwo przestarzałe, niepasujące do współczesności. Jak odkryć arcydzieło w tekście uważanym za emanację ludowej pobożności?

Takie przejmujące kazanie” – pamiętam, jak sąsiadka zwierzała się mojej mamie. Ksiądz nie był znany jako dobry kaznodzieja, nawet nie przeciętny. Sąsiadka, niezrażona sceptycyzmem mamy wyjaśniała, że wszystko przed oczami się jawiło i jak żywe się wydawało. Siedziałem na podłodze, zapewne coś podjadałem, może chowałem się pod stół, by tato mnie szukał; dotarło do moich uszu, że podczas „Gorzkich żalów” zawsze można usłyszeć dobre kazanie. Być może wtedy po raz pierwszy usłyszałem tę nazwę – i to oderwaną od zbitki „Droga krzyżowa i Gorzkie żale”.

Poszukiwania

Bo w takim nieszczęsnym związku zwykle „Gorzkie żale” funkcjonują, a duszpasterze często dodają, że to wyjątkowe, dawne oraz typowo polskie nabożeństwo. Na tym niestety przeważnie kończy się zapał w zachęcaniu do uczestnictwa w nim. Chodziłem na „Drogę krzyżową”, bo swoją atrakcyjnością przyciągała mnie od najmłodszych lat. Proboszcz dbał, by dzieci miały swoje osobne rozważania, by pojawiały się elementy inscenizacji. Przychodziłem po szkole i klękałem z innymi na „Uwielbiamy Cię Chryste”, próbując włączyć się w surowy recytatyw odpowiedzi. Przyglądałem się nowoczesnym obrazom dołączonym do czternastu stacji i nie za bardzo mogłem rozpoznać na nich nawet jakieś postaci, dostrzegałem tylko ekstrawaganckie pociągnięcia pędzlem, ale i tak byłem zadowolony.

Takie przeżywanie Wielkiego Postu mi wystarczało. Rozważania jednak powtarzały się z roku na rok, coraz mniej cieszyły kolejne pomysły księży. Nabożeństwo, które – w przeciwieństwie do Mszy św. – miało mieć ciągle urok nowości i zmiany, przestało przyciągać. Na młodzieżową „Drogę krzyżową” za wcześnie, ale na tę „dla dorosłych” to chyba przyjść może każdy. Pewnego dnia zostałem więc z dorosłymi. I... nic nie zrozumiałem.

Szukając czegoś dla siebie, ciągle przypominałem sobie zbitkę z parafialnych ogłoszeń „Droga krzyżowa i Gorzkie żale”. Ale nie poszedłem na drugie z tych nabożeństw. Nazwa wprawdzie była z tyłu głowy i kojarzyła się z wypowiedzią sąsiadki. A ja miałem już dość tych samych przykładów na kazaniach, odchodzenia od tematu. Dziwiłem się, że dorośli chcą nadal słuchać tego, co z ambon głoszą księża. Chciałem czegoś ciekawszego, chciałem dobrego kazania.

Lament Duszy

Przypominam sobie te chwile, gdy dziś kunszt poetycki i retoryczny ks. Wawrzyńca Stanisława Benika, który ułożył w 1707 r. „Gorzkie żale” (pod nazwą „Snopek miry”), są dla mnie oczywistością. Chciałem dobrego kazania, więc poszedłem na „Gorzkie żale”. Nie mogę powiedzieć, że od razu byłem zachwycony. Początek może i owszem – monumentalne preludium na organach i gromki, rozdzierający śpiew, do jakiego nie zdążyłem się przyzwyczaić (parafia raczej nie słynie ze śpiewu płynącego z głębi duszy). Śpiew może i lepszy niż zazwyczaj, ale organista kiepski – nie potrafił oddać subtelności gorzkożalowych melodii, wszystko grał podniośle i głośno.

Kiedy po latach słuchałem zadziwiająco pięknej „Litanii do Wszystkich Świętych” wykonywanej na pogrzebie Jana Pawła II, zdumiałem się, że słyszę echa „Gorzkich żalów”. Chorałowy, paradoksalnie mocny, choć lekki, pozbawiony patosu zaśpiew. Tak właśnie powinno się wykonywać „Lament duszy nad cierpiącym Jezusem”! Miłosne uniesienie przy inkantacji imienia „Jezus” i szeptem opadający recytatyw. Tymczasem wielu organistów – gdy już włączy tutti potrzebne do zagrania „Pobudki” – nie zrezygnuje z niego do końca, choć ani treść, ani linia melodyczna nie dają sposobności, by grać na wszystkich piszczałkach. I tak rodzi się zniechęcenie.

„Gorzkie żale” uchodzą dziś za nabożeństwo przestarzałe, niepasujące do czasów. Niefrasobliwi organiści, nieudolni poprawiacze tekstu, niechęć wiernych do szukania poetyckich niuansów. Jak łatwo nie zauważyć, że każdy z członów rozważania jest zupełnie inny w charakterze, jak łatwo ujednolicić odmienne melodie poszczególnych fragmentów, jak łatwo przeoczyć teologiczną i psychologiczną głębię sformułowań. Człowiek podchodzący do wiary refleksyjnie nie powinien ulegać stereotypom – pomyślałem. Udało mi się odkryć arcydzieło w tekście uchodzącym za emanację ludowej pobożności.

Ileż się nasłuchałem o antysemickości „Gorzkich żalów”. W pierwotnej wersji w miejscach, gdzie dziś są słowa „wróg” czy „tłum”, jest używane „Żyd”. Ale czy użycie słowa „Żyd” oznacza uprzedzenie? Wystarczy przyjrzeć się tekstowi – autor używa go w sensie historycznym, bez negatywnego nacechowania. Podobnie zresztą mówi o rzymskich żołnierzach. Dopiero pozmieniany tekst budzi negatywne skojarzenia względem oprawców. Ksiądz Benik przytacza jedynie fakty – jeśli rozbudza emocje, to w stosunku do samego rozważającego.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...