Ekologia to temat wymagający, trudny i kłopotliwy. W swojej integralnej wizji papież wzywa do nawrócenia ekologicznego, czyli do zmiany stylu życia, do zakwestionowania tego, co (jak nam się wydaje) z wielkim mozołem zdobyliśmy i zbudowaliśmy.
Zbigniew Nosowski: Czy w innych krajach Kościół katolicki zieleni się szybciej niż w Polsce? U nas ta zieleń taka wciąż jeszcze raczej przednówkowa. Czy gdzie indziej świadomość ekologiczna katolików jest wyższa?
Stanisław Jaromi OFMConv: W latach 2004–2009 pracowałem w strukturach międzynarodowych. Wtedy poznałem to, co się dzieje w Asyżu, Rzymie i Watykanie, a tam koncentrują się katolickie inicjatywy ekologiczne.
Podstawowa różnica na niekorzyść Polski jest taka, że w większości krajów w Kościołach lokalnych pod koniec lat 70. XX wieku powstały komisje ds. sprawiedliwości i pokoju. Franciszkanie jako jedni z pierwszych dodali do kwestii sprawiedliwości i pokoju także zagadnienie integralności stworzenia. Później uczyniło tak wiele komisji działających przy krajowych konferencjach episkopatu. W Polsce takie gremium do tej pory nie istnieje. Dlaczego nie istnieje – nie potrafię odpowiedzieć, to raczej pytanie do kogoś innego.
Jeśli chodzi o świat katolicki, to z pewnością świadomość ekologiczna jest wysoka w tych krajach, które są niszczone i wykorzystywane przez najbogatszych. W Ameryce Południowej i na Filipinach istnieją silne ekologiczne ruchy społeczne. Dla nich ekologia to obrona środowiska naturalnego ludzi ubogich, którzy tradycyjnie próbują tam mieszkać i funkcjonować, a nagle przychodzi wielki biznes i im to po prostu zabiera. Miałem okazję obserwować te ruchy w Brazylii, Peru, Boliwii, Kostaryce i Meksyku. Uczestniczyłem nawet w protestach, które łączyły obywatelski sprzeciw wobec zawłaszczania ziemi i wody z demonstracją przeciwko degradacji zwykłych, miejscowych ludzi.
Był nawet przypadek, że biskup prowadził głodówkę w obronie wody. Działo się to w Brazylii nad potężną rzeką San Francisco. Miejscowy biskup Luís Cappio protestował, gdyż wielkie korporacje chciały transportować wodę do swoich latyfundiów oddalonych o wiele kilometrów. Ta rzeka już była na granicy odnawialności, a setki tysięcy ludzi korzystały z jej zasobów. Bp Cappio dwukrotnie prowadził głodówki, i to za wczesnej prezydentury Luli, wszak socjalisty uznawanego za przedstawiciela ludu. Ale Lula jako człowiek miasta i fabryk z trudem lud rozumiał.
To dobry przykład tzw. ruchów ludowych w Ameryce Łacińskiej, z którymi już trzykrotnie spotkał się papież Franciszek. Jedne są bardziej radykalne, np. boliwijski, inne – bardziej umiarkowane.
Natomiast w Europie „ekologicznego szału” wcale nie ma. Owszem, istnieją wyspecjalizowane instytuty, które tym tematem się zajmują. Jest ich kilka we Włoszech, w Niemczech i Austrii, są kościelne oficjalne komitety w kilku krajach. Część działań jest prowadzona ekumenicznie, niektóre wspierane są przez Światową Radę Kościołów. Mamy analizy sytuacji ekologicznej i klimatycznej z perspektywy chrześcijańskiej i dokumenty różnej rangi zachęcające do ekosprawiedliwości.
Inny wymiar tej działalności to liczne proekologiczne lokalne inicjatywy oddolne, podejmowane przez zakony, misjonarzy, parafie czy różne wspólnoty. W Polsce było ich wiele w latach 80., a później większość z nich niestety zanikła.
Nosowski: Choć były przecież nawet ekologiczne listy pasterskie – i całego episkopatu, i indywidualne, np. abp. Józefa Michalika.
Jaromi: List pasterski Konferencji Episkopatu Polski miał to nieszczęście, że został opublikowany w maju 1989 r., tuż przed przełomowymi wyborami czerwcowymi. List był długo przygotowywany, ale ukazał się w tak fatalnym (choć szczęśliwym dla narodu) czasie, że nie miał szansy oddziaływania.
Środowiska proekologiczne były w Polsce mocne na wszystkich uczelniach katolickich. Niestety, obecnie tracą możliwości oddziaływania. Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim już nie ma „ekologicznego” kierunku studiów. W Krakowie większość inicjatyw dzieje się poza uczelnią. Jeszcze trzyma się pod tym względem Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, choć i tu są próby zmiany statusu Instytutu Ekologii i Bioetyki. A takie placówki są niesłychanie ważne, bo pracują w nich ludzie, którzy mogą kompetentnie uczestniczyć w debatach na poziomie międzynarodowym.
Zasadniczo Europa Zachodnia dokonała jednak większej recepcji nauczania społecznego Kościoła w tej dziedzinie niż Polska. U nas jest spora liczba publikacji i różne konferencje, ale duszpasterstwo całego Kościoła nie uznało tego tematu za ważny. Jakoś wydaje się on za mało katolicki.
Coś jest ogólnie nie tak z postrzeganiem ekologii w Polsce – niezależnie od opcji ideowej. Poważne tematy ekologiczne nie mają dobrej prasy ani na lewicy, ani na prawicy. Te kwestie wciąż nie są traktowane poważnie, lecz uznawane za jakieś fanaberie. Prawicowe ataki na ekologów są lepiej znane. Ale na przykład „Polityka” też systematycznie publikuje teksty wykpiwające ekologów, zdrową żywność, zdrowy styl życia.
Nosowski: W naszym pokoleniu silna jest jeszcze pamięć o naiwnych zachodnich ekologach z lat 70. i 80., którzy zupełnie nie rozumieli zagrożeń komunizmu.
Jaromi: Tak, wciąż pojawia się ta metafora arbuza, który jest na zewnątrz zielony, a w środku czerwony. Ostatnio przywoływała go Agnieszka Kołakowska, pisząc na ten temat w „Teologii Politycznej” i nazywając ekologię jedną z „plag tego świata”.
Nosowski: Niczym ci, który mówią o zielonym nazizmie.
Jaromi: Konserwatyzm tego typu ma problem i z ekologią, i z nauczaniem społecznym Kościoła w ogóle. Ci kościelni krytycy ekologii trwają jeszcze chyba w walce z myśleniem ekologicznym, które pojawiło się w Polsce w latach 90., odwołującym się do tradycji pogańskich i koncepcji New Age. Wielu uznało błędnie, że to istota ideologii ekologicznej.
Nosowski: I jakoś kolejni papieże ich nie przekonali?
Jaromi: Jak widać. Ekologia to temat naprawdę wymagający. On jest trudny i kłopotliwy, stawia wysokie wymagania etyczne, wzywa do tego, co papież nazywa nawróceniem ekologicznym, czyli do zmiany stylu życia, do zakwestionowania tego, co (jak nam się wydaje) z wielkim mozołem zdobyliśmy i zbudowaliśmy. Mało tego, nasza ekologia integralna, oparta na źródłach chrześcijańskich, woła o właściwą wizję człowieka. Nie o świat tylko dla bogatych i zwycięzców w wyścigu szczurów, lecz dla wszystkich, zwłaszcza dla ubogich! A to jest nie do zniesienia dla tych, którzy uwierzyli w magiczną siłę wolnego rynku.
Nosowski: Mam wrażenie, że pomysł papieża Franciszka na ekologię integralną to próba odwołania się do kategorii dobra wspólnego i pokazania myślenia proekologicznego jako stojącego ponad podziałami ideowymi na lewicę i prawicę, konserwatystów i liberałów.
Jaromi: Zapewne tak, choć papież sam tę integralność opisuje inaczej. Pisze o potrzebie „nowej syntezy”. W tym określeniu zawiera się apel, aby doświadczenia przyrodnicze, gospodarcze i społeczne na nowo zdefiniować, bo dotychczasowe modele rozwoju przynoszą, oprócz korzyści, zbyt wiele szkód.
Franciszek mówi o integrowaniu ekologii społecznej i przyrodniczej. Na tym polegać ma ekologia ludzka. Tego pojęcia używałem zresztą już wczesnej, opisując myśl Jana Pawła II. Raczej się ono u nas nie przyjęło, bo to termin wykorzystywany w Polsce przez antropologów przyrodniczych, którzy badają ewolucję człowieka i przedstawiają ją w kontekście środowiska.
Nauka Kościoła zaczyna od wizji człowieka – tego nie ma ani w ekologii biznesowej, ani akademickiej, ani w ruchach trzeciego sektora, bo tam się zaczyna od ochrony cennych ekosystemów i określenia swoich interesów. A Franciszek proponuje, żeby tego wszystkiego nie rozdzielać, tylko łączyć, integrować. Ciekawie sam do tego wątku nawiązał w najnowszej adhortacji Gaudete et exsultate, gdzie stwierdził, że Laudato si’ proponuje duchowość ekologiczną. To bardzo ważne, bo niektórzy koncentrują się na szczegółowych cytatach z encykliki, np. o rolnictwie, ekonomii czy zmianach klimatycznych, a umyka im ta całościowa integralna wizja duchowości.
Franciszek dokłada jeszcze ekologię duchową, mówiąc, że tym, co zanieczyszcza ludzi, jest też agresja, nienawiść, zazdrość, czyli grzechy społeczne. W sumie zatem w ekologii integralnej chodzi o zintegrowanie czterech relacji: do świata przyrody, do innych ludzi, do siebie samego, do Boga Stwórcy. A celem jest detoksykacja tych zatrutych relacji i budowa nowej syntezy, w której i nasz ekosystem, i nasz świat, i nasze miasto, i cała planeta będą wspólnym, gościnnym domem dla wszystkich mieszkańców. Stąd podtytuł encykliki: W trosce o wspólny dom. O dom gościnny dla wszystkich: i dla ludzi, i dla zwierząt, i dla całego stworzenia. Nie tylko dla zwycięzców z pierwszego świata.
Nosowski: Takie podejście rzeczywiście jest o wiele bardziej wymagające, niż można by powierzchownie przypuszczać.
Jaromi: Dlatego chcemy uruchomić Szkołę Liderów Ekologii Integralnej. Pierwszy zlot mamy zaplanowany już na początek lipca w gospodarstwie ekologicznym na Mazowszu. Będziemy otwierać ludzi już aktywnych w tej dziedzinie na nauczanie współczesnego Kościoła, a zwłaszcza papieża Franciszka. A oni mieliby to dalej przekazywać. Nie ukrywam, że jest to też odpowiedź na kłopot, jaki liczni liderzy polskiego Kościoła, duchowni i świeccy, mają z recepcją obecnego pontyfikatu. W pewnym sensie jest to kontynuacja kampanii, którą wcześniej prowadziliśmy pod hasłem: „Czyńcie sobie ziemię kochaną”, w której staraliśmy się skorygować myślenie katolików, pokazując, że Biblia nie nakazuje bezwzględnej eksploatacji ziemi, lecz bycie dobrym gospodarzem Bożego stworzenia.
W tym wszystkim potrzeba trochę wyobraźni i inicjatywy. Bardzo lubię przykład Benedykta XVI, który nie tylko dużo mówił o ekologii, lecz także zaprosił niemieckie firmy, aby zbudowały panele fotowoltaiczne na auli Pawła VI. Dzięki temu jest tam obecnie 2400 najnowocześniejszych paneli i Watykan stał się pierwszym samowystarczalnym energetycznie państwem świata, na dodatek mając odnawialne źródła energii. W lecie chyba nawet mają za dużo energii i sprzedają ją do Rzymu...
Nosowski: W 1999 r. abp Michalik pisał w liście pasterskim: „Zdumiewającą jest rzeczą, że tak małą uwagę zwraca się u nas na potrzeby oczyszczania powietrza i wód, ochrony atmosfery przed trującymi odpadami radioaktywnymi, które po cichu przerzucane są do sąsiednich lub biedniejszych krajów”. Czy w roku 2018, przed katowickim szczytem klimatycznym, Kościół rzymskokatolicki w Polsce obudzi się z ekologicznej drzemki?
Jaromi: Już się budzi. Abp Wiktor Skworc zapowiedział specjalny list pasterski Konferencji Episkopatu Polski. Mówił zresztą publicznie, że wydanie takiego listu jest jednoznacznym oczekiwaniem Stolicy Apostolskiej. Mam nadzieję, że ten list ukaże się z okazji wspomnienia św. Franciszka, patrona ekologów.
Nosowski: A jak Ojciec patrzy na odwołania do świętego Huberta czynione przez myśliwych? W maju przez Warszawę przeszedł nawet Marsz św. Huberta.
Jaromi: Ja jestem po stronie świętego Franciszka. Tradycja polowań jest mi obca. Nigdy nie byłem myśliwym, nigdy nie strzelałem, mam kłopot z jedzeniem dziczyzny, choć wegetarianinem nie jestem.
Ludzie z tego środowiska często żyją nostalgią za światem, którego już nie ma. Nie jestem przeciwko nikomu, również przeciwko nim, ale myślę, że oni sami – mając olbrzymi potencjał i ludzki, i finansowy – powinni na nowo przemyśleć swoją rolę, a encyklika Laudato si’ może im naprawdę wiele pomóc. Muszą sami dobrze się zastanowić, czy dzisiaj ma sens ta cała obrzędowość myśliwska, te zbiorowe polowania, zwłaszcza łączone z rytuałami religijnymi.
Kościół nie ma w sprawie polowań obowiązującej doktryny. To bardziej kwestia uformowania osobistej wrażliwości poszczególnych osób. Nie ma obowiązującej kościelnej doktryny także w kwestii stosunku do zwierząt. Nie jest grzechem jedzenie mięsa, jak niektórym się wydaje. Ani nie jest grzechem niejedzenie mięsa. Grzechem nie jest „nawet” bycie skrajnym weganinem. W Kościele jest miejsce na dużą różnorodność osobistych postaw.
Cieszę się, że rozmawiając z leśnikami, spotykam coraz więcej ludzi nowocześnie ekologicznie wykształconych. Nasz obraz świata się zmienia. Mamy teraz chociażby olbrzymi rozwój badań nad umysłami zwierząt, nad psychologią zwierząt – być może to pozwoli skuteczniej zmieniać ludzkie postawy na bardziej zgodne z ekologią integralną.
Nosowski: A jeśli chodzi o zasoby przyrodnicze, to mamy jeszcze w Polsce co chronić?
Jaromi: To nie ulega żadnej wątpliwości! Mamy ekosystemy unikalne w skali całej Unii Europejskiej. Winniśmy je traktować jako rodzaj dziedzictwa, które zostawiły nam poprzednie generacje. Nie możemy ich podporządkować czyimś interesom.
Myślę chociażby o najcenniejszym lesie nizinnym, czyli Puszczy Białowieskiej. Te skarby to także jeden z cenniejszych lasów niskogórskich: Puszcza Karpacka. To największa niezmeliorowana rzeka w Europie: Wisła razem z dopływami. To także różnorodność biologiczna związana, zwłaszcza na wschodzie kraju, ze strukturą gospodarstw rolnych. Dlaczego bociany lubią u nas gniazdować? Bo mają pokarm, który znajdują na terenach podmokłych. Ich żerowiska to głównie łąki wilgotne i podmokłe, które znikają w szybkim tempie. Jeżeli wszystko będzie zmeliorowane czy zawłaszczone przez gospodarstwa wielkoobszarowe, to już nie będzie bocianów.
Nosowski: Polska bez bocianów? To niemożliwe! Ten argument na rzecz nawrócenia ekologicznego może się okazać w naszym kraju najbardziej skuteczny.
Jaromi: Ale to nie żarty! Polska wieś zmienia się błyskawicznie. Znikają gospodarstwa rodzinne, a z nimi unikalna siatka pół, łąk, pastwisk, oczek wodnych i miedz. Niestety procesy globalne temu sprzyjają, preferując wielkoobszarowe monokultury. W niektórych rejonach Polski już mamy rzepak czy kukurydzę po horyzont. A gdzie różnorodność biologiczna? Bardzo ważne jest, aby Polska nie stała się kolejną monokulturą rolniczą, w której będą dominować liczące tysiące hektarów gospodarstwa eksploatujące ziemię i wodę (i ignorujące wyludniające się obok wioski). Nasza przyroda w swej różnorodności to jeden z najcenniejszych zasobów i skarbów, jakie mamy. •
Stanisław Jaromi OFMConv – ur. 1963, franciszkanin konwentualny, doktor filozofii, absolwent teologii i ochrony środowiska. Od lat zaangażowany w chrześcijańską edukację ekologiczną. Wieloletni delegat zakonu ds. sprawiedliwości, pokoju i ochrony stworzenia, przewodniczący Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu (REFA) i szef portalu chrześcijańskich ekologów www.swietostworzenia.pl. Pracował duszpastersko w Czechach oraz w międzynarodowych ośrodkach franciszkanów w Asyżu, Rzymie i Krakowie. Od 2016 r. mieszka w Radomsku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.