W powszechnym odbiorze społecznym frajerem do kwadratu jest dziś ten, kto płaci „obowiązkowy” abonament rtv. I to z pewnością jedna z największych porażek młodej polskiej demokracji.
I nawet na Woronicza nikt już nie ukrywa fatalnej sytuacji finansowej Telewizji Publicznej. Prezes TVP Romuald Orzeł poinformował niedawno, że jedynym sposobem na uratowanie podległej mu instytucji, oprócz zwiększenia wpływów z reklam, są zwolnienia grupowe, bezpłatne urlopy dla części pracowników oraz czasowe zawieszenie działalności trzech kanałów tematycznych oraz niektórych produkcji telewizyjnych. - Nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji, że cała działalność mediów publicznych stanęła pod znakiem zapytania w związku z całkowitym brakiem finansowania produkcji telewizyjnej czy radiowej ze środków publicznych. Jeżeli udział abonamentu maleje do 15 procent, oznacza to, że telewizja publiczna w 85 proc. utrzymuje się dziś z przychodów komercyjnych. W tym roku będzie jeszcze gorzej, bowiem TVP w swoich podstawowych programach - w Jedynce i Dwójce - nie będzie miała ani złotówki z pieniędzy abonamentowych. Wszystko zostanie przeznaczone na ośrodki regionalne, co i tak pokryje ich zapotrzebowanie jedynie w 25 proc. – potwierdza Witold Kołodziejski, aktualny przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Jeśli więc media publiczne mają przetrwać, potrzebują – i to natychmiast - solidnych, stabilnych i przewidywalnych podstaw finansowych, a takowe zapewnić mogą jedynie stałe środki zagwarantowane albo wprost w budżecie państwa, albo poprzez system odpisów podatkowych czy przymusowych opłat abonamentowych. Jan Dworak przekonuje, że najgorszym z tych rozwiązań byłyby media publiczne funkcjonujące bezpośrednio na państwowym garnuszku. - Jeśli władza państwowa, która powinna być przez media kontrolowana, będzie jedną ręką dawała pieniądze na ich działalność, to jednocześnie drugą ręką może zechcieć im coś nakazywać, narzucać czy nawet wymuszać – uważa Dworak. - Media publiczne powinny oczywiście korzystać z publicznych pieniędzy, ale znacznie lepszym pomysłem jest pewien rodzaj obywatelskiego parapodatku na media w postaci abonamentu czy opłaty audiowizualnej – tłumaczy były prezes TVP.
Tak czy owak obecna sytuacja wymaga podjęcia szybkich i radykalnych kroków na szczeblu ustawodawczym. - Konieczne jest zasadnicze polityczne cięcie, bo nie da się tak zrobić, żeby media publiczne były dobre i nic przy tym nie kosztowały – podkreśla Juliusz Braun, który przestrzega przed bagatelizowaniem tej kwestii. - Dzisiejsze wydatki na media w Polsce są dramatycznie niskie w stosunku do innych krajów europejskich, a przecież musimy sobie uświadomić, że istnieje swoista konkurencja kulturowa w Unii Europejskiej, w której będą się liczyć tylko ci, którzy zagwarantują obecność i odpowiednią jakość publicznych nadawców w przestrzeni audiowizualnej – mówi wieloletni szef KRRiTV.
Uwolnią media?
Skoro reforma mediów idzie naszym rodzimym politykom tak opornie, to za ich uzdrawianie wzięli się sami artyści i twórcy. Lada dzień w Sejmie pojawi się więc obywatelski projekt ustawy medialnej, sygnowanej przez Komitet Obywatelski Mediów Publicznych. Plan twórców zakłada m.in. likwidację abonamentu rtv, a w jego miejsce wprowadzenie stałej opłaty audiowizualnej w wysokości 8 złotych miesięcznie, pobieranej od każdego płatnika podatku PIT i CIT. Ponadto Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji miałaby zostać pozbawiona kompetencji wyboru rad nadzorczych TVP i Polskiego Radia. Członkowie tych ciał wskazywani byliby przez Komitet Mediów Publicznych, składający się z 50 osób wybieranych losowo spośród 250-osobowego zasobu kadrowego, wyznaczanego przez organizacje pozarządowe i samorządowe, stowarzyszenia twórców i dziennikarzy, rektorów wyższych uczelni itp.
Poseł Jarosław Sellin uważa, że pomysł, aby mediami publicznymi „zarządzały” środowiska twórców, jest bardzo dobrym rozwiązaniem, podobnie jak propozycja wprowadzenia solidnego finansowania w postaci opłaty audiowizualnej. - Ta ustawa wymaga oczywiście jeszcze doszlifowania, ale generalnie idzie w dobrym kierunku, dlatego będę zachęcał do jej poparcia - deklaruje Sellin.
Zwolennikiem obywatelskiego projektu ustawy medialnej jest także Jan Dworak, chociaż – jak zaznacza - niektóre zawarte tam zapisy budzą jego zastrzeżenia. – Zaproponowany przez twórców nowy ład medialny z oczywistych powodów stanowi odreagowywanie dotychczasowej wszechobecności i złego wpływu polityków na media. Ale przez to staje się on systemem aż nazbyt zamkniętym. Pozbywając się polityków, nie można bowiem jednocześnie odmawiać uprawnionym organom państwowym prawa do zewnętrznej kontroli mediów, chociażby w sprawach finansowych - wyjaśnia Dworak, dodając jednak zaraz, że są to niedociągnięcia, które można bez trudu skorygować w toku normalnej procedury ustawodawczej.
W powodzenie projektu nie wierzy natomiast szef KRRiTV Witold Kołodziejski. - Punktem wyjścia w tej kwestii byłoby dla mnie stanowisko ministra finansów co do owego odpisu od opodatkowania. Nauczony doświadczeniem i deklaracjami rządowymi, wątpię jednak, czy minister finansów zgodzi się na takie rozwiązanie. Przypomnijmy sobie, jaki był finał ostatniej próby uchwalenie ustawy medialnej, kiedy to premier w ostatniej chwili powiedział, że żadnych większych pieniędzy na media publiczne nie będzie – powątpiewa Kołodziejski.
Oglądanie ze zrozumieniem
Przy wszystkich tych słusznych dyskusjach na temat abonamentu, komercji, polityków i kontroli publicznej umyka jakoś uwadze jeszcze jedna, niezmiernie ważna kwestia: zupełny brak w naszym systemie powszechnego nauczania jakiejkolwiek edukacji medialnej, przygotowującej do przyszłej konsumpcji mediów. - Jeżeli Polacy spędzają średnio cztery godziny dziennie przed telewizorem, oznacza to, że połowę swojego czasu wolnego przeznaczają na kontakt z mediami. Ale nie sądzę, aby rozumieli, w jaki sposób te media są tworzone, w jaki sposób mogą być manipulowani albo w jaki sposób krytycznie podchodzić do przedstawianego produktu – uważa Jarosław Sellin. Opinię tę podziela także ks. Andrzej Draguła. - Dzisiaj potrzebna jest edukacja medialna nawet w sensie podstawowym, fundamentalnym. Chodzi o wyrobienie świadomości, że to człowiek jest panem pilota, a nie na odwrót. Zrozumienie, że widz naprawdę niczego nie musi w przestrzeni odbioru mediów to kluczowa kwestia dla całej percepcji medialnej. Ale wbrew pozorom, dla znacznej części współczesnych odbiorców wcale nie jest to takie oczywiste – zauważa medioznawca. Daleko nam więc do amerykańskiego modelu, gdzie młodzi ludzie od początku uczą się oglądania mediów ze zrozumieniem. – My, Polacy, na ogół nie mamy języka do opisu telewizji czy radia; mówimy niedobre - dobre, a to za mało, trzeba uczyć języka rozmowy o mediach – przyznaje inny medioznawcza, prof. Wiesław Godzic ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, któremu marzy się właśnie taka edukacja medialna, jak w Stanach Zjednoczonych. – To zadanie dla szkoły i dobrze wyedukowanych nauczycieli, którzy powinni przeprowadzać z uczniami coś w rodzaju tekstualnej analizy tzn. pokazywać tekst telewizyjny - niech to będzie odcinek serialu - i tłumaczyć, jakie archetypy tam działają, w jaki sposób jest to zrobione oraz do czego się odwołuje. Wtedy lepiej zrozumiemy dany program i będziemy wreszcie wiedzieli, jak go nazywać – podkreśla Godzic.
Tego rodzaju działania powinny być podejmowane już we wczesnym etapie edukacji - najlepiej od przedszkola - i kontynuowane aż do poziomu szkolnictwa wyższego. Dlaczego więc tego się u nas nie robi? Odpowiedź jest prosta i oczywista: bo nie ma na ten cel pieniędzy. Jak zresztą na wszystko, co wiąże się z misją mediów publicznych…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.