Nowe władze TVP postanowiły pozbyć się wszystkich dziennikarzy o wrażliwości konserwatywnej, ignorując całkowicie konstytucyjnie zagwarantowaną swobodę wypowiedzi, wolność słowa i pluralizm poglądów, który, gdzie jak gdzie, ale w misyjnych mediach publicznych powinny w sposób szczególny obowiązywać.
Wiesława Lewandowska: – Niezwykle rzadko zdarza się, by politycy występowali w obronie dziennikarzy. Tym razem dwaj posłowie polskiego Sejmu, czyli Pan wraz z posłem Kazimierzem M. Ujazdowskim, występują do Rzecznika Praw Obywatelskich z mocnym oskarżeniem władz TVP o dyskryminację dziennikarzy reprezentujących konserwatywny system wartości. To znaczy, że w publicznej telewizji doszło do naruszenia praw obywatelskich?
Jarosław Sellin: – Uznaliśmy, że jeśli polityk zauważa praktyki dyskryminacyjne, czyli łamanie zasady konstytucyjnej (w polskiej konstytucji jest zapisany zakaz dyskryminacji z jakichkolwiek powodów, również politycznych), to powinien interweniować. Ponadto od początku tego roku obowiązuje dyrektywa UE, konkretyzująca, w jaki sposób należy walczyć z wszelkimi formami dyskryminacji, i wskazująca, że w Polsce ma to robić m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich. Według naszej oceny, w ostatnich miesiącach sytuacja w mediach publicznych, zwłaszcza w TVP, wyczerpuje znamiona podejrzeń, że jest tam stosowana praktyka dyskryminacyjna wobec dziennikarzy i programów – czyli wobec całych zespołów ludzkich – reprezentujących, naszym zdaniem, konserwatywną wrażliwość.
– Konserwatywna wrażliwość – mimo wolności słowa i przekonań – nigdy nie zadomowiła się na dobre w polskich mediach, nawet tych niekomercyjnych, publicznych…
– To prawda, zawsze była bardziej na cenzurowanym. Tym razem w publicznej telewizji mamy po prostu czystkę, obejmującą kilkanaście nazwisk i kilka ważnych programów, które znikają z anteny w ciągu ostatnich zaledwie czterech miesięcy. Nieoficjalnie wiadomo, że zasadniczym motywem tej czystki jest pozbywanie się dziennikarzy i programów podejrzewanych o sympatie z PiS-em. Oficjalnie zaś uzasadnia się ją „spadkiem oglądalności”, „wyczerpaniem formuły programu”, „brakiem rzetelności” itp., itd. Nowe władze TVP postanowiły pozbyć się wszystkich dziennikarzy o wrażliwości konserwatywnej, ignorując całkowicie konstytucyjnie zagwarantowaną swobodę wypowiedzi, wolność słowa i pluralizm poglądów, który, gdzie jak gdzie, ale w misyjnych mediach publicznych powinny w sposób szczególny obowiązywać. Kiedyś lewicowy prezes TVP Robert Kwiatkowski mówił z lekceważeniem o misyjności TVP, że „tyle misji, ile abonamentu”. Dziś można powiedzieć, że tyle misji, ile dymisji…
– Od dawna wiadomo, że zarówno partia rządząca, jak i opozycyjna SLD dążyła do „odpisowienia” mediów publicznych. Nie ukrywano tego, wręcz przeciwnie, pod wpływem rządowej propagandy duża część opinii publicznej została przekonana, że cała TVP znajdowała się w rękach PiS-u.
– Faktem jest, że PiS, gdy uzyskał wpływ na wyłanianie władz mediów publicznych, nie uniknął błędów w postaci znanej z przeszłości praktyki dzielenia sfer wpływów z innymi środowiskami politycznymi. Ale przecież teraz miało być inaczej… Obecna eliminacja dziennikarzy i programów ocenianych jako „propisowskie” jest efektem politycznej decyzji PO (wspieranej przez PSL i SLD) o pierwszym w historii odrzuceniu rocznego sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (która powołuje władze telewizji), a tym samym o jej rozwiązaniu i powołaniu w nowym składzie. Niestety, wykorzystano, także w tym przypadku, polityczne skutki katastrofy smoleńskiej, w której zginął prezydent Lech Kaczyński, który ubiegłoroczne sprawozdanie z działalności KRRiT raczej by przyjął…
– To brzmi dość absurdalnie i strasznie…
– To prawda, ale nie chodzi tu o jakieś czarne wizje, lecz o działanie mechanizmu prawnego, według którego sprawozdanie KRRiT jest przyjmowane przez Sejm, Senat oraz przez Prezydenta RP; jeśli choć jeden z tych organów je przyjmie (nie zgodzi się na odrzucenie), to Rada nie może być rozwiązana i trwa nadal. Tym razem nikt jej nie bronił… Bronisław Komorowski, jeszcze jako pełniący obowiązki prezydenta, szybko przychylił się do woli większości parlamentarnej; sprawozdanie poprzedniej Rady zostało odrzucone i w ekspresowym tempie powołano ją w nowym składzie, tym razem bez przedstawiciela PiS-u, za to z dwoma członkami wskazanymi przez prezydenta (bliskimi PO), dwoma przez SLD i jednym z PSL-u.
– „Odpisowiono” Radę, a potem musiała przyjść kolej na telewizję publiczną?
– Tak, choć, moim zdaniem, ten zarzut przesadnej „propisowości” telewizji publicznej jest nadużyciem, bo nie jest prawdą, jakoby dziennikarze, których dziś wyrzuca się z telewizji, byli „żołnierzami PiS-u”… Warto też pamiętać, że w latach pewnego wpływu PiS-u na TVP swoje programy mogli tam robić również Tomasz Lis, Jacek Żakowski czy Jan Ordyński. Doprawdy, trudno ich podejrzewać o jakąkolwiek sympatię dla tego ugrupowania. Wymogi pluralizmu były lepiej dochowane niż teraz. A dziś tylko dziennikarzom o konserwatywnych poglądach zarzuca się stronniczość i partyjne koneksje. I tylko ich programy są spychane na nocną porę i likwidowane pod byle jakim pretekstem…
– ...bo nie wpisują się w obecnie dominującą wizję świata. Na czym polega i co wnosi do mediów publicznych ta dziennikarska „konserwatywna wrażliwość”?
– Myślę, że to właśnie konserwatywni dziennikarze i ich programy różnią się od innych tym, że poważnie traktują debatę publiczną, nie zastępują jej popkulturową „papką”, podejmują poważne i trudne tematy, nie wstydzą się wątków patriotycznych – z ich programów jasno widać, że los Polaków i Polski nie jest im obojętny. Np. „Wiadomości” pod redakcją Jacka Karnowskiego pokazały, że można niestandardowo, bardzo atrakcyjnie, z dużą wrażliwością i bez patosu poruszać tematy patriotyczne, że można pamiętać o ważnych polskich rocznicach, bo wcześniej zdarzało się, że w telewizji publicznej po prostu je lekceważono… Cenne były też programy Bronisława Wildsteina, Rafała Ziemkiewicza, Jana Pospieszalskiego, Joanny Lichockiej, Grzegorza Górnego, Tomasza Terlikowskiego, Wojciecha Cejrowskiego i wielu innych, które wnosiły bardzo istotną treść i jakość, jak najbardziej uprawnioną i potrzebną właśnie w mediach publicznych. Twierdzę, że to przede wszystkim ci ludzie właściwie pojmują misję mediów publicznych, które powinny szczególnie troszczyć się o to, aby debata publiczna była poważna i pełna, aby nie zapominano w niej o polskiej historii i tradycji, żeby z patriotyczną wrażliwością poruszano różne tematy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.