Parytet na listach wyborczych nie tworzy odmiennego statusu prawnego, gdyż ostateczna decyzja należy do wyborców. Czym innym są, w mojej ocenie, limity miejsc na studia, które tworzą inne zasady naboru kandydatów należących do różnych grup, a tym samym różnicują warunki dostępu do edukacji, a w przyszłości zawodu, awansu społecznego itd.
Problem niewielkiego udziału kobiet w organach prawodawczych faktycznie wynika ze społeczno-politycznej, a nie prawnej pozycji kobiet. Dlatego gwarancje równości formalnej, zgodnie z którą każdy traktowany jest tak samo bez przywilejów i specjalnego traktowania, nic w tej kwestii nie zmienią. Mogą to uczynić działania pozytywne, „wyrównujące” brak realnie równych szans między mężczyznami i kobietami w roli kandydatów do Sejmu, Senatu, Parlamentu Europejskiego, rad gmin, powiatów czy sejmików województw. Celem tych działań nie jest bynajmniej dyskryminowanie mężczyzn, ale wprowadzenie rzeczywistej równości w procesie wyborczym aż do momentu, gdy kobiety będą w stanie same zapewnić sobie bardziej proporcjonalną reprezentację w organach przedstawicielskich.
Zastrzeżenie 50% czy też innej procentowej części na listach wyborczych dla jednej z płci stanowi rodzaj uprzywilejowania wyrównawczego. Słowo „parytet” oznacza równy podział miejsc między dwie kategorie osób. Potocznie używa się go także na określenie innych kwot udziału w organach kolegialnych lub na listach wyborczych (listach kandydatów). Zgodnie z dokumentem Konferencji Pekińskiej w sprawie kobiet z 1995 r. tylko 30% reprezentacja w organach kolegialnych daje realny wpływ na proces decyzyjny. W Polsce ogólny udział kobiet w życiu politycznym szacuje się na 2025%. W Sejmie VI Kadencji zasiada 94, a w Senacie tylko 8 kobiet, co łącznie stanowi 14%. Nie należy oczekiwać, że parytet radykalnie zmieni te liczby. Istotne jest jednak, że stanie się przyczynkiem do zmiany kultury politycznej, a pośrednio także mentalnej oraz wpłynie na społeczny i gospodarczy status kobiet.
Parytety na listach wyborczych, i – jak zakładam – stopniowy wzrost reprezentacji kobiet w parlamencie, ale także organach samorządowych, powinny przede wszystkim obalić stereotyp, że sfera polityki jest domeną mężczyzn, a kobiety w życiu publicznym mogą pełnić głównie funkcje pomocnicze, drugorzędne i dekoracyjne. Jednocześnie powinny stanowić zachętę dla kobiet, by realizowały swoje ambicje zawodowe także w polityce.
Kobiety nie są jednolitą grupą. Nie są bynajmniej nawet mniejszością czy kategorią społeczną (gdyż przynależą do różnych grup społecznych). Tłumaczy to, dlaczego Partii Kobiet tak trudno odnieść sukces wyborczy, przekroczyć 5% próg wyborczy, czy nawet zarejestrować własne listy wyborcze. Nie przekreślając znaczenia tej inicjatywy, trudno wskazać na jednolity interes kobiet, który Partia Kobiet może utożsamiać. Bardziej realne jest określenie grup interesów kobiet (biednych i bogatych, ze wsi i z miast, bezdzietnych i dzieciatych, wykształconych i nie, wyzwolonych i zniewolonych), które mogą być zintegrowane w programach partii politycznych od lewa do prawa. Niestety, dużo częściej interesy kobiet są instrumentalizowane do celów wyborczych. Podobnie jak i kwestia wprowadzenia parytetów.
Merytokracja parlamentarna?
Parytet na listach wyborczych nie tworzy odmiennego statusu prawnego, gdyż ostateczna decyzja należy do wyborców. Czym innym są, w mojej ocenie, limity miejsc na studia, które tworzą inne zasady naboru kandydatów należących do różnych grup, a tym samym różnicują warunki dostępu do edukacji, a w przyszłości zawodu, awansu społecznego itd. Z tych względów zastrzeżenie określonej liczby miejsc dla określonych grup w ciałach przedstawicielskich budzi dużo większe wątpliwości natury konstytucyjnej niż parytet wyborczy. Działanie parytetu można porównać do zwolnienia komitetów wyborczych mniejszości narodowych z zasady osiągnięcia minimum 5% poparcia w skali kraju. Bez tego przywileju mniejszości narodowe nie są w stanie zdobyć swojej reprezentacji w parlamencie.
Obecny standard działania afirmującego (affirmative action) zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Unii Europejskiej zakazuje ustanawiania sztywnych kwot dla przedstawicieli grup historycznie dyskryminowanych (ludności kolorowej, kobiet) w dostępie do szkół wyższych czy określonych stanowisk pracy, a dopuszcza stosowanie preferencji wobec osób, które spełniają podstawowe wymogi. Rywalizacja między kobietą i mężczyzną może być rozstrzygnięta na korzyść kobiety, jeżeli ma ona tak samo dobre kwalifikacje i doświadczenie jak mężczyzna.
Główny argument przeciwników parytetów jest odzwierciedleniem idei indywidualistycznego liberalizmu. Odwołuje się do zasady równości szans, która oznacza stworzenie ogólnych i jednolitych ram prawnych udziału w polityce. Indywidualistyczny liberalizm nie troszczy się o wyniki walki politycznej. Zakłada bowiem, że mając te same warunki udziału, wygra lepszy. Liberalizm pomija jednak różnice ekonomiczne, społeczne czy kulturowe, które decydują o tym, że faktyczne szanse nie są równe. W tym przypadku pomocna jest konstytucyjna zasada równości materialnej, która uwzględnia faktyczne nierówności i postuluje nadanie grupom dyskryminowanym pewnych przywilejów.
Według przeciwników parytetów projektowana ustawa uniemożliwi lepszym kandydatom znalezienie się na listach wyborczych i sprawi, że mężczyźni będą poddani surowszej ocenie przez komitety wyborcze. Argument ten nie uwzględnia jednak realiów życia politycznego. Kim jest bowiem ów „lepszy” kandydat w procesie wyborczym? Jest to przede wszystkim kandydat bardziej zamożny oraz bardziej aktywny w życiu partii.
Co istotne, proces wyborczy opiera się nie na zasadzie merytokracji (ta powinna rządzić dostępem do publicznych stanowisk w urzędach państwowych), ale na sile pieniądza, wpływów i poparcia. Dlatego wobec komercjalizacji polityki – kobiety, które statystycznie zarabiają mniej niż mężczyźni, nie mogą z nimi konkurować. Dla partii politycznych cenne mogą być także znane kobiety cieszące się autorytetem. Taką jednak trudno być wobec dominacji mężczyzn na wysokich stanowiskach w służbie publicznej – w wymiarze sprawiedliwości, służbie cywilnej, policji i szkolnictwie wyższym oraz na stanowiskach menadżerskich w sektorze prywatnym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.