Wszyscy jesteśmy Tischnerami

Tygodnik Powszechny 26/2010 Tygodnik Powszechny 26/2010

Radość – podobnie jak zdrowie, szczęście czy dobro – jest doznaniem na tyle przeźroczystym, że można je poznać jedynie negatywnie – poprzez utratę i dążenie do odzyskania. Radość jest jak przeźroczysta szyba, przez którą postrzegamy świat. Zauważamy ją, gdy jest brudna albo gdy pęknie. Tischner zatem nie pisał o radości, ale nią żył.

 

Dar, który jest dobrem. W rozmowach z Jackiem Żakowskim o Katechizmie Tischner zauważył: „Na końcu naszego rozumienia świata, rozumienia dramatów ludzkich, a także własnego dramatu, patrzysz na samego siebie, widzisz, coś przeżył, coś przecierpiał, ile rzeczy przegrałeś, widzisz to wszystko, coś wygrał, i nagle – może pod koniec życia – oświeca cię ta świadomość, że »dobre było«. Wtedy dochodzisz właśnie do sedna naszej wiary, do sedna Katechizmu. Powtarzasz słowa Boga, mówisz »dobre było«. Może właśnie o to naprawdę chodzi, może jesteśmy na tym świecie po to, żeby na końcu powtórzyć najpiękniejsze słowa, jakie Pan Bóg wypowiedział w dniu naszego stworzenia: »Dobre było«”.

Takie myślenie prowadzi do jakiejś fundamentalnej afirmacji świata, bliskich, samego siebie. Świadomość, że to, co uznajemy za normę (zdrowe życie normalnego człowieka), nie jest żadną normą, tylko jest cudem. Jeżeli sobie uświadomimy, że ta „norma” zależy od właściwego poukładania milionów genów i że wystarczy jedno przestawienie liter kodu, to z takiej perspektywy nasze życie nie jest normą, tylko cudem. Każde ludzkie istnienie i każdy dzień jest cudem. Dopiero takie myślenie otwiera perspektywę radości życia.

Czy zatem radość jest zależna od naszego nastawienia – każdy może być Tischnerem?

To trudne pytanie. Dlaczego jedni potrafią się cieszyć życiem jako cudem, inni, jak się wydaje, nie potrafią? Dla mnie jest to tajemnica. Na przykład trzej przedwojenni francuscy filozofowie: Louis Lavelle, René Le Senne i Jean Nabert, o których niedawno pisałem, choć związani z tą samą tradycją filozofii refleksji, mieli zupełnie różne podejścia do życia. Lavelle’a uważano za mistyka – pisał, że dlatego istniejemy, gdyż partycypujemy w samym źródle istnienia. Zło i śmierć były dla niego ułudą, która w końcu pryśnie. To był filozof ogromnej radości życia. Z drugiej strony Jean Nabert, którego filozofia jakby wypływa z otchłani pytania o zło. Powiadał on, że zło jest nieusprawiedliwialne. Oraz René Le Senne, który sytuuje się gdzieś pomiędzy, gdyż uważa, że zło pozwala dokonać następnego kroku – ku dobru. Istnieje zatem swoista dialektyka między dobrem i złem, wskazująca na to, że jesteśmy w drodze. Wszyscy trzej pokazują trzy różne wzorce myślenia – można ich wręcz nazwać filozofami nieba, piekła i czyśćca. Niebo, piekło i czyściec są stanami naszej świadomości.

Czy jest nadzieja, że możemy w sobie przekraczać stan piekła i czyśćca?

Nadzieję trzeba mieć, jak mówił Tischner. Ale czy łaska radości spada na mnie tak jak nastrój melancholii, czy też jest czymś, co mogę w sobie odkryć? Czy słońce świeci zawsze i wystarczy odsłonić okna, czy też czasem niezależnie od nas zapada zmrok? Ciekawe, że tam, gdzie tego fizycznego słońca jest dużo – np. na południu Europy – nigdy nie powstała myśl pesymistyczna. Pesymistami byli zwykle ludzie północy – np. Schopenhauer czy Kierkegaard. Takie proste biologiczne tłumaczenie oczywiście wszystkiego nie wyjaśnia. Jestem przekonany, że dotykamy tutaj jakiejś tajemnicy.

Co jest przeciwieństwem radości na najgłębszym do pomyślenia poziomie? Smutek? Beznadzieja? Rozpacz? Bezsens?

Rozpacz nie, gdyż jest ona bardzo mocno dialektycznie związana z nadzieją. Wielu XX-wiecznych filozofów pisało, że nadziei doświadcza się tak naprawdę dopiero z głębi rozpaczy. Dla radości na takim metafizycznym poziomie chyba najgroźniejsza jest nuda – monotonia naszych przyzwyczajeń. Tak się dzieje, gdy precyzyjnie poukładamy sobie życie i dokładnie wiemy, co będziemy robić w najbliższych tygodniach. Nic nowego nie może się w naszym życiu wydarzyć. A nawet jakby się coś nowego wydarzyło, zignorujemy to, gdyż podobni jesteśmy do kolei sunącej po torach.

Naszą odpowiedzią na taką monotonię może być odruch spontaniczności – np. wsiąść bez powodu i celu w samochód i wyjechać w siną dal. Czy np. rozpocząć jakieś zupełnie nowe i szalone przedsięwzięcie. Kiedyś spotkałem w bibliotece pewnego profesora z podręcznikiem gramatyki portugalskiej w ręce. Gdy zapytałem, czym się zajmuje, odpowiedział, że natknął się na ciekawy tekst po portugalsku i aby go w oryginale przeczytać, chce się nauczyć tego języka. Miał wówczas około osiemdziesięciu lat. Radość życia ma w sobie coś z szaleństwa.
 
Nietzsche wyrzucał chrześcijanom: „Na bardziej radosnych powinni mi wyglądać jego wyznawcy, żebym w ich zbawiciela uwierzyć zdołał”. I powinniśmy ten wyrzut potraktować bardzo serio. Bardzo szybko w miejsce ewangelicznej afirmacji pojawiła się neoplatońska pokusa odrzucenia świata. Hegel pisał o religii świadomości nieszczęśliwej: „Nasza religia wychowuje ludzi na obywateli nieba, których wzrok skierowany jest ku gwiazdom, dlatego uczucia ludzkie stały się im obce”. Podobnie pisał Tischner: „Chrześcijaństwo jeszcze mamy przed sobą, bo tak naprawdę nie zrozumieliśmy jeszcze idei wcielenia”. I sądzę, że ta myśl jest kluczem do jego rozumienia chrześcijaństwa. Paradoks chrześcijaństwa polega na tym, że kiedy Bóg wchodzi w historię i życie ludzkie z wszystkimi jego szczegółami i drobiazgami, to my się wtedy wyprowadzamy w jakieś platońskie zaświaty i tam lokujemy całą nadzieję. Nie powinien nas zatem dziwić smutek, że jeszcze tam nie jesteśmy. Ale to nie jest nadzieja w rozumieniu ewangelicznym. Tak naprawdę, nie będzie szczęśliwy w niebie ten, kto nie potrafił cieszyć się tutaj życiem w jego drobiazgach.

Ciesz się chwilą?

Coraz bardziej przekonuję się do takiej postawy, o której pięknie w wykładzie noblowskim mówiła Wisława Szymborska, polemizując z ponurym Koheletem: Nie ma nic nowego pod słońcem? Przeciwnie, każdy promień słońca jest inny i ptak, który siada na drzewie, jest inny. Każdy dzień jest inny. Słowem, umiejętność doświadczania świata i życia jako nieustannego zaskoczenia. W tym jest radość.
 
Rozmawiał Artur Sporniak

Prof. Tadeusz Gadacz (ur. 1955) jest filozofem, uczniem ks. Józefa Tischnera, autorem „Historii filozofii XX wieku”. Pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| TISCHNER

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...