Uczestniczyłam w różnych rekolekcjach, ale miały one charakter nauk głoszonych w kościele. I tutaj nagle taki przeskok. Bycie całkowicie sam na sam z Panem Bogiem, ale także – co bardzo trudne – cały czas sam na sam z sobą. Wspólne śniadanie z innymi rekolektantami, ale bez rozmów.
Wieczorem były rozmowy z ojcem prowadzącym. Bardzo na nie czekałam. Miałam wiele pytań, często także wiele wątpliwości. Ojciec ze spokojem wszystko wyjaśniał. Wracałam do pokoju z nowymi myślami, ale i z nowymi pytaniami. Mimo że czasami miałam trudności z pełnym skupieniem, którego wymaga św. Ignacy, nie nachodziły mnie myśli, by przerwać rekolekcje, by uciec.
Oprócz spotkania z ojcem prowadzącym inną możliwością wyjścia ze swojego pokoju, ze swojego miejsca medytacji były godziny spaceru i relaksu. Wtedy wychodziłam razem z Hanką na spacer, na pole pomiędzy domem ojców jezuitów a Jasną Górą. Mam przed oczyma jasnogórską wieżę, którą było stamtąd widać. Chodziłyśmy jedna za drugą, nie rozmawiając. Cały czas milczałyśmy, co było naprawdę trudne.
Pod koniec tygodnia bardzo polubiłam swój pokoik, ten spokój i odcięcie od świata. Nie miałam przez cały tydzień tego niepokoju, kiedy liczy się dni do końca. Nie. Wręcz przeciwnie, z pewnym żalem żegnałam Częstochowę i z pewną niechęcią myślałam o tym, że trzeba będzie przełączyć się na otwarty świat.
Zdecydowała się więc Pani na kolejny tydzień.
Po pierwszym tygodniu stało się naturalne, że jadę na kolejny tydzień. Pojechałyśmy znowu razem. Hania jechała już kolejny raz, bo swój cykl zakończyła. Była ze mną po raz drugi na tygodniu dotyczącym rozeznawania. To był też dla mnie ważny czas. Zdawałam sobie sprawę, że człowiek ma stale problem z rozeznaniem. Planuje według siebie, a nie wedle woli Boga, choć codziennie odmawia w Ojcze nasz: „Bądź wola Twoja...”. Tylko że potem stale próbuje nagiąć wolę Pana Boga do swojej. I tak stale było ze mną. Starałam się rozeznawać, ale tak jakoś po swojemu. Mogę dodać, że do dziś sprawia mi to trudność.
Wtedy jednak drugi tydzień był bardzo ważny. Właściwie dojrzewała już wówczas we mnie myśl o wycofaniu się z polityki, z takiego bardzo czynnego życia politycznego. Nie wiedziałam, czy będę miała dość siły i czy rzeczywiście powinnam to zrobić. Drugi tydzień rekolekcji był dla mnie ważnym czasem refleksji właśnie także z tego względu.
Niestety, nie pojechałam już na kolejny – trzeci tydzień. Przede wszystkim dlatego, że zmieniła się moja sytuacja. Zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu z Polski. Cały czas jednak uważam, że w moim przypadku są to rekolekcje przerwane i muszę do nich powrócić.
Co dla Pani było najcenniejsze w przeżywaniu „Ćwiczeń”?
Niezwykle cenne w rekolekcjach ignacjańskich było to, że w jakimś stopniu lepiej poznałam także siebie. Nie wyobrażałam sobie, że mogę przebywać w takim odizolowaniu od świata, stracić w jakimś sensie łączność ze światem. Wydawało mi się, że nie jest możliwe takie bycie przez cały dzień z sobą, że nie będę zdolna do takiej kontemplacji.
Oczywiście, niejednokrotnie miałam pewne trudności w koncentracji, myśli uciekały, ale jednak zawsze trzeba je było przywołać do ignacjańskiego porządku. Ta konieczność koncentracji, uporządkowania codziennych spraw, które jest wpisane w cel ignacjańskich Ćwiczeń, była dla mnie wielką wartością. Człowiek współczesny jest człowiekiem hałasu, zagłuszania samego siebie, zagłuszania wszystkiego, co dochodzi do niego z jego wnętrza, sumienia i co dochodzi do niego od Boga. Nie słyszy głosu Pana, ponieważ można usłyszeć go tylko w ciszy, a dziś ludzie mają obawy poddać się jej. Człowiek nierzadko boi się ciszy, by nie doświadczyć w niej własnych lęków. Ja natomiast w pełni zrozumiałam wówczas, jak bardzo cisza jest potrzebna, by lepiej słyszeć i lepiej rozumieć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.