Moi współbracia wspominają pewną salezjańską podstawówkę, do której u końca XX wieku rodzice zapisywali dzieci zaraz po ich poczęciu. Dyrektor szkoły mawiał: „Wielu rodziców uważa, że ma w domu kolejnego Einsteina lub Chopina”.
Życie zwykle weryfikuje ten pierwotny entuzjazm. Przychodzi czas dojrzałych wyborów drogi życiowej. Sprawa delikatna, trudna, nieraz bolesna. Potrzeba stawania w prawdzie i wyrzeczeń. Czasem trzeba podjąć ryzyko i zamienić… „rękawice bokserskie” na „baletki”. Jak w filmie „Billy Elliot” (Stephan Daldry, 2000). Górnicze Durham w Anglii, trudny czas reform Margaret Thatcher. 11-letni Billy, półsierota, żyje z ojcem i starszym bratem. Obaj są przekonani, że Billy powinien zostać bokserem. To uczyni go mężczyzną, zapewni przyszłość. Ale boks nie odpowiada chłopcu. Pewnego dnia w sali, gdzie trenuje, ćwiczą baletnice. Billy obserwuje je zauroczony. Prowadząca proponuje, aby i on spróbował. Widzi, że chłopak ma talent. W tajemnicy przed ojcem Billy porzuca boks i rozpoczyna naukę baletu. Sprawa wychodzi na jaw. Ojciec i brat szaleją. Oddali ostatni grosz na boks, a Billy ćwiczy balet! To jest niemęskie, bez przyszłości, śmieszy górniczą brać. Zniechęcony Billy porzuca balet. Jego nauczycielka czyni jednak wszystko, aby wrócił. Widzi go w Królewskiej Akademii Tańca. Powraca do lekcji, dialoguje z ojcem chłopca. Ten widzi, że Billy jest szczęśliwy. Zaczyna wierzyć, że balet pomoże mu uwolnić się od „skazania” na kopalnię. Chce pomóc synowi. Sprzedaje biżuterię zmarłej żony. Pomimo strajku, podejmuje pracę. Inni górnicy najpierw atakują łamistrajka, ale potem zbierają dla niego pieniądze. Ostatnie sceny filmu ukazują przedstawienie dyplomowe dojrzałego Billy’ego. Tańczy „Jezioro łabędzie”. Na widowni są jego ojciec, brat i inni górnicy. Płaczą. Ojciec rozumie, że wyrzeczenia i odwaga odejścia od obiegowych przekonań wyzwoliły w synu talent i dały mu szczęście.
Ks. Bosko miał świadomość trudności związanych z wyborem drogi życiowej przez młodych ludzi. Daje temu wyraz na kartach „Młodzieńca zaopatrzonego” (1880). Choć jego słowa kierowane są do młodych, to mogą być też cenną podpowiedzią dla dorosłych. Bo prawda o tym, że „w swoich odwiecznych wyrokach Pan Bóg przeznaczył każdemu stan życia i odpowiednie do niego łaski” jest istotna dla wszystkich wierzących. Podobnie jak ta, że „chrześcijanin powinien szukać woli Bożej”. Kto w to wierzy, będzie miał odwagę zmienić „rękawice” na „baletki”.
Pomny na te zasady ks. Bosko zaleca młodym, aby nabierali pewności co do planów Boga wobec nich i aby nie „angażowali się w sprawy, do których Pan [ich] nie wybrał”. Jak to zrobić? Zadbać o nieskazitelne dzieciństwo i młodość. Na to wpływ mają także rodzice. A jeśli pojawił się grzech, trzeba naprawić wszystko przez szczerą pokutę. Nic nie powinno zakłócać relacji człowieka z Bogiem. Ponadto ks. Bosko radzi, aby pokornie modlić się o rozeznanie powołania. To zadanie młodzieży, a także troska rodziców. Przed podjęciem decyzji ks. Bosko poleca chłopcom uczestnictwo we mszy św., komunię św., szukanie rady u spowiednika, osób mądrych i bogobojnych, a ponadto rekolekcje, dni skupienia, tridua, nowenny, nawiedzenia sanktuariów, różne wyrzeczenia. Zachęca do wezwania pomocy Matki Bożej, św. Józefa, Anioła Stróża i innych świętych.
A jeśli pojawią się trudności ze strony dorosłych, np. rodziców? Ks. Bosko poleca dwie sprawy. Usilne odwołanie się do woli Bożej („bardziej słuchać Boga niż ludzi”) i absolutną konieczność okazania rodzicom miłości i szacunku. Pisze: „Odpowiedz [im] i traktuj ich zawsze z pokorą i łagodnością, lecz tak, aby nie zaszkodzić własnej duszy”.
Wszystko po to, aby nie zabrakło nam „bokserów” gotowych założyć „baletki”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.