„...Kiedy wreszcie wyruszysz w drogę, kiedy wreszcie poczujesz wiatr, w sercu swoim poniesiesz ogromny świat. Niebo kłaniać się będzie tobie...”
Nie drogą, lecz miłością
Na mariańską pieszą pielgrzymkę do Lichenia poszłam trochę z ciekawości, trochę z nudów, lecz nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele zmieni to w moim życiu. Te dziewięć dni wędrówki były moimi osobistymi rekolekcjami, poszukiwaniem Boga i odkrywaniem samej siebie. Św. Augustyn powiedział: „Idziemy do Boga nie drogą, lecz miłością”, i tego właśnie nauczyła mnie ta pielgrzymka, jak bezinteresownie kochać bliźniego, jak być życzliwym wobec innych, jak dzielić się, wspierać i pomagać sobie wzajemnie. Poznałam wielu wartościowych ludzi – zupełnie innych niż ci, których spotykam na co dzień. Pokazali mi oni, że bycia chrześcijaninem nie można się wstydzić, imponowali mi swoją pobożnością i odwagą, z jaką ją okazywali. Byli przepełnieni miłością do Boga i do bliźniego.
Ściana deszczu
Inny cytat, który szczególnie utkwił mi w pamięci podczas tej pielgrzymki, to: „Tyle jest możliwości i dróg do Boga, ilu jest ludzi. Bo Bóg ma inną drogę dla każdego człowieka” (kard. Stefan Wyszyński). Gdy teraz się nad tą myślą zastanawiam, widzę, że taką „moją drogą” podczas tej wyprawy była przerażająca burza, która nas spotkała. Nigdy tego nie zapomnę... Ściana deszczu, ogromny wiatr, grzmoty, pioruny... i my – 150 osób zmierzających do Matki. Nie było widać świata. To właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że Bóg naprawdę istnieje, jak bardzo jest potężny i jak wielką ma władzę. Spojrzałam wstecz na moje życie. 16 lat... – to mało, a już tyle popełnionych błędów, zatracania tego, co najważniejsze. Łzy mieszały się z kroplami deszczu. Płakałam nad swoją głupotą i marnością, płakałam i modliłam się do Pana, by nikomu nic się nie stało. I wtedy Go poczułam... – poczułam obecność Boga. Wiedziałam, że jesteśmy całkowicie w Jego rękach. Najbardziej z całej burzy utkwił mi w pamięci obraz chłopaka niosącego tubę z głośnikami. Wiatr spychał go do rowu, deszcz spływał po nim strumieniami, a on z wielkim zapałem na twarzy, śpiewał: „Wojownicy Pana” Kilkoro dzieci śpiewało razem z nim.
Wojownicy Pana
Tak, Panie, to była nasza walka z siłami przyrody. Walka, którą stoczyliśmy dla Ciebie. Może zesłałeś burzę, byśmy jeszcze bardziej w Ciebie uwierzyli? Mnie bardzo ona pomogła. Cudem było to, że nikomu nic się nie stało, mimo że przed samą grupą uderzył piorun, że Łódź, obok której przechodziliśmy, była całkowicie zalana. Zdałam sobie sprawę, jak wielkim szczęściem jest życie – życie dla Boga. Gdy dotarłam przed licheński tron Matki i spojrzałam w Jej pełne ciepła i miłości oczy, już wiedziałam, że mimo trudu i zmęczenia było warto. Ta pielgrzymka wiele mi pomogła, zmieniłam się wewnętrznie, lecz wciąż muszę walczyć z różnymi pokusami. Staram się to czynić z miłością, jak przystało na wojownika Pana.
Zachęcam was, byście się odważyli i za rok spróbowali pójść. Takie pielgrzymki uzależniają!
Asiula
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.