Kapłaństwo tak naprawdę wszędzie jest takie samo, a więc przede wszystkim jest to posługa Słowem i sprawowanie sakramentów. W więzieniu oprócz osób skazanych przebywają też osoby tymczasowo aresztowane. Podzielone są na grupy liczące około 50 osób i w takim składzie mogą uczestniczyć we Mszy świętej.
– W jakim wymiarze Ksiądz może pomóc więźniom w prostowaniu ich pokrzywionych dróg życiowych?
– Ja nie pomagam tym ludziom w prostowaniu ich dróg życiowych, ponieważ moje imię „Rafał” oznacza: Bóg leczy – nie człowiek. Jestem osłem, na którym Pan Jezus wjeżdża do Jerozolimy. Jestem jako ten, który uobecnia Jezusa, ale nikogo nie naprawiam. Wspólnie staramy się szukać rozwiązań, odczytywać, co Duch Święty podpowiada. Czasem się zastanawiam, kto więcej zyskuje z tej posługi: oni czy ja? Myślę, że ja jestem większym szczęściarzem.
– Jak ich Ksiądz motywuje do dobra? Jak przekonuje do tego, by zaczęli pozytywnie myśleć i dobrze żyć? Czy łatwo jest zmieniać świat za kratami?
– Zadaniem każdego kapłana – według mnie – jest być i kochać, a działanie pozostawić Panu Bogu. Jan Paweł II nigdy nie prowadził debat, nie sugerował, by ktoś zmienił myślenie. Po prostu był. „Bądźcie świadkami miłosierdzia” – prosił na Błoniach i w Łagiewnikach. Tak rozumiem moją posługę. Jako kapłan doświadczam, że Pan Bóg poprzez owczarnię działa na pasterza. My kapłani jesteśmy szczególnie zaproszeni do tego, by się nawracać – jako pierwsi.
– Jakie są reakcje na głoszone słowo Boże? Czy spotkał się Ksiądz z odrzuceniem i stwierdzeniem, które usłyszał św. Paweł: „Posłuchamy cię innym razem”?
– Nie prowokuję nikogo do rozmów na tematy religijne. Nie działam jak świadek Jehowy, który puka do drzwi i pyta, czy możemy porozmawiać. Jezus idzie do Zacheusza na ucztę. Zacheusz zaprosił prostytutki, złodziei, celników. Jezus nie opowiada im katechezy, On z nimi po prostu jest. Wydaje mi się, że towarzyszenie jest bardzo ważne. Jestem tylko narzędziem w ręku Pana Boga. Zaczynamy od tego, co interesuje ciebie, by dojść do tego, co interesuje mnie, a raczej Boga. Pan Bóg sieje i On najlepiej zna dynamikę wzrostu ziarna, Bożej obecności w ludzkim sercu, to On widzi owoce. Dla mnie być kapłanem to być ojcem. Staram się, uczę się każdego traktować indywidualnie, nigdy jako „terenu” do ewangelizowania.
Przekonałem się, że Pan Bóg może zdziałać więcej dobra wtedy, gdy oddam Mu moją porażkę, aniżeli wtedy, gdy zrobię coś po ludzku wielkiego, spektakularnego. Poprzez sytuację po ludzku przegraną może stać się więcej dobra, niż wtedy, gdy człowiekowi wydaje się, że jest apostolskim mistrzem.
– Czy zakratowane, szczelnie zamknięte cele są wystarczającą motywacją do poprawy?
– Nie widzę w tym żadnej motywacji. Kara pozbawienia wolności nie jest – moim zdaniem – żadną karą. Skazany żyje na koszt państwa. To kara bardziej dla jego rodziny. Czasem rozpadają się małżeństwa… Dla kogoś, kto wraca do więzienia po raz szósty, pozbawienie wolności nie jest niczym strasznym. On w więzieniu wszystkich zna, ma tam pozycję – cieszy się. Więzienie dla tych, którzy stanowią zagrożenie – owszem tak! Cieszę się, gdy wracają narkomani. Dla niektórych cela rzeczywiście jest momentem zwrotnym. Nie wystarczy jednak człowieka zamknąć. Przedziwna jest procedura funkcjonowania więzienia… Człowiek nie zmienia się wskutek zamknięcia go w celi, ale wskutek spotkań z ludźmi i z Bogiem. Ważne jest zatem, jakich tam ludzi spotka.
– Kiedy odwiedzałam więźniów, zauważyłam, że służba więzienna jest zazwyczaj bardzo smutna… Czy Ksiądz dostrzega ten marazm, obojętność i przygnębienie?
– Praca w więzieniu jest na pewno bardzo stresująca, zwłaszcza praca wychowawców i działu ochrony. Na szczęście ten obraz funkcjonariusza więziennego zmienia się, łagodnieją relacje. Pomimo tego, że można tu spotkać pewną formę agresji i prowokacji, jestem pełen podziwu i uznania dla tych ludzi. Tu wewnątrz tworzy się mikroświat. Znamy się wszyscy. Można oczywiście się wypalić. Grozi to głównie młodym pracownikom. Ktoś po ukończeniu resocjalizacji przychodzi pełen zapału do pracy, ma nadzieję na kontakt z ludźmi, chce im pomóc, by stawali się lepsi, a tymczasem kończy głównie na pracy papierkowej. Łatwo wtedy się zniechęcić. Jeśli razem pracujemy, mamy się wzajemnie wspierać. Wielokrotnie, kiedy przeżywałem chwile zniechęcenia, pomagali mi bardzo ci, którym przyszedłem służyć, ci, którzy siedzieli, mający opinię najgorszych bandziorów.
– Co daje Księdzu posługa wśród osadzonych?
– Cieszę się bardzo, że trafiłem do więzienia jako 22-letni chłopak, kleryk. Pomogło mi to w budowaniu mojej tożsamości kapłańskiej. Kaplica jest wielkości małej salki, a więc Bóg jest tu tak bardzo bliski. Nie mogę schować się za majestatem kapłaństwa. Tworzymy razem Kościół. Nauczyło mnie to bezpośredniego, normalnego bycia z ludźmi, niemówienia slangiem kościelnym, przybierania jakiejś miny. Służba w więzieniu utwierdza mnie też cały czas w tym, że mam tam przychodzić jako kapłan. Mam być bliskim przyjacielem, ale pozostając zawsze księdzem. Ludzie z więzienia wyczuwają, gdy się jest takim nie wiadomo kim, takim cwaniaczkiem w sutannie, pajacem. Mam być kapłanem, a jednocześnie jedną z owiec, do których jestem posłany. Mam rodzić w wierze.
– Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę Księdzu żarliwej miłości w pełnionej posłudze i życiu codziennym.
Rozmawiała s. Wioletta Ostrowska CSL
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.