Idź i zwyciężaj, ocal chrześcijaństwo

Niedziela 37/2010 Niedziela 37/2010

Dwa razy w swoich dziejach Polska ratowała Europę przed grożącym jej śmiertelnym niebezpieczeństwem: w 1683 r. – przed inwazją turecką i w 1920 r. – przed ideologią bolszewizmu

 

Chcąc zadać nieprzyjacielowi ostateczny i druzgocący cios, Sobieski planował przeprowadzenie decydującej bitwy w ciągu dwóch dni. Jednak już pierwsze godziny walki wskazywały na niechybną porażkę słabszych liczebnie wojsk sprzymierzonych, których zaledwie 70 tys. musiało przeciwstawić się blisko 170-tysięcznej hordzie tatarskiej. Wtedy to zdesperowany król osobiście poprowadził do boju polską husarię, której brawura, determinacja i odwaga spowodowały, że szala zwycięstwa z godziny na godzinę coraz wyraźniej przechylała się na stronę wojsk sprzymierzonych. Kiedy ta wielka masa 20 tys. koni wraz z ciężkozbrojnymi jeźdźcami runęła na zdezorientowane i zaskoczone oddziały tureckie, bitwa zdawała się być przesądzona. Turcy uciekali w popłochu w stronę Belgradu. Zdezerterował też wielki wezyr Kara Mustafa. Jednak podczas tej niechlubnej ucieczki, za swoją przegraną, która pogrzebała wielkie marzenia przywódców muzułmańskich o opanowaniu całej Europy, został zamordowany z rozkazu sułtana Mohammeda IV.

Po rozgromieniu Turków król Jan III Sobieski, ów Lew z Lechistanu – jak nazywali go pokonani wyznawcy Mahometa – triumfalnie wkroczył do oswobodzonego miasta, owacyjnie witany przez jego mieszkańców. W zdobytym namiocie wielkiego wezyra napisał list do Marysieńki, donosząc jej o ogromnej wdzięczności, jaką odbierał od mieszkańców austriackiej stolicy, klękających i całujących jego ręce i stopy. A pisał o tym z wielką prostotą i lekkim zażenowaniem, gdyż wiedział, że to nie człowiek i siła oręża, lecz Bóg zwyciężył i uchronił chrześcijańską Europę przed zalewem islamu. I w pierwszym napotkanym po drodze kościele, leżąc krzyżem, dziękował Bogu żarliwie za odniesione zwycięstwo. Niezwłocznie wysłał też list do Innocentego XI, zawiadamiając papieża o pokonaniu wojsk tureckich, który rozpoczął słowami: „Venimus, vidimus, Deus vicit” (Przybyliśmy, zobaczyliśmy, a Bóg zwyciężył).

Na wieść o rozgromieniu Turków cesarz Leopold I powrócił do Wiednia. Niezwykle chłodne spotkanie obu władców nastąpiło w Schwechat (dzisiejsze podwiedeńskie lotnisko). Sobieski, zaskoczony butnym zachowaniem cesarza, który jakby chciał ogrzać się w cieple chwały zwycięzcy, uchyliwszy rąbka kapelusza, rzekł: „Miło mi było, sąsiedzie, wyświadczyć tę drobną przysługę”, po czym ruszył niezwłocznie w drogę powrotną ku granicom Rzeczypospolitej. A w miejscu tym do dziś widnieje wsparta na 4 armatnich kulach tablica upamiętniająca to spotkanie. Na samym zaś Kahlenbergu, w kościele pw. św. Józefa, wśród fresków upamiętniających wydarzenia związane z odsieczą wiedeńską, znajduje się też niewielki pomnik bohatera tej bitwy Jana III Sobieskiego.

Papież Innocenty XI na pamiątkę wiedeńskiej wiktorii ogłosił dzień 12 września dniem chwały Imienia Najświętszej Maryi Panny, a na cześć króla Jana III Sobieskiego kazał wybić specjalny okolicznościowy medal, sławiący jego zwycięstwo. Dodatkowo też, aby uhonorować bohaterski naród polski, dodał do swojego papieskiego herbu wizerunek orła w koronie.

Kawa „po turecku”?

Z odsieczą wiedeńską łączy się jeszcze jeden ciekawy epizod. Otóż w chwili, gdy wojska tureckie otaczające Wiedeń zdawały się być coraz bliższe zwycięstwa, obrońcy miasta poszukiwali śmiałka, który przedarłby się przez tureckie szyki, dotarł z meldunkiem do nadciągającego z odsieczą polskiego króla i szczęśliwie powrócił. I obiecali sowitą za ten czyn nagrodę. I znalazł się taki śmiałek – Franciszek Jerzy Kulczycki, emigrant z Sambora. Będąc kupcem towarów orientalnych, od wielu lat handlując z Turkami, znał dobrze ich język. W tureckim przebraniu, w turbanie na głowie przedarł się do nadciągającego z odsieczą Sobieskiego, a po wykonaniu zadania powrócił szczęśliwie do oblężonego miasta, otrzymując obiecaną za to nagrodę. Po rozgromieniu Turków król polski dodatkowo ofiarował Kulczyckiemu wszystkie wozy z kawą zdobyte na pierzchających w popłochu Turkach. Jak przystało na kupca, nasz rodak z Sambora wykorzystał to w należyty sposób i założył pierwszą w Wiedniu kawiarnię „Pod błękitną flaszką”. I do dnia dzisiejszego uważany jest za tego, który nad Dunajem wprowadził zwyczaj picia kawy „po turecku”, a w miejscu, gdzie funkcjonowała pierwsza założona przez Kulczyckiego wiedeńska kawiarnia, umieszczono figurę bohaterskiego kupca, nalewającego do trzymanej w dłoni filiżanki kawę, na pewno „po turecku” parzoną.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...