Tak po ludzku sądząc, człowiek zawsze jest samotny przy podejmowaniu różnego rodzaju decyzji. Choć znowu z punktu widzenia wiary, powinienem mieć świadomość, że mam asystencję Ducha Świętego.
I co ksiądz myśli o młodych ludziach?
W moim przekonaniu współczesny młody człowiek jest coraz bardziej samotny. I w związku z tym szuka jakiejś afiliacji, zakorzenienia. Dom rodzinny nierzadko jest toksyczny, szkoła – przepełniona agresją, a więc rozpoczyna się poszukiwanie swojego miejsca w jakichś alternatywnych grupach. Są to powiązania będące „znakami czasu” XXI wieku. To może być grupa zupełnie wirtualna. Jest wielu młodych ludzi, którzy korzystając z Internetu, uczestniczą np. w grze multimedialnej czy interaktywnej. To są różnego rodzaju portale, blogi, czaty. Są również i subkultury. Chcę podkreślić, że nie mamy się z czego tak naprawdę cieszyć, ponieważ nasze duszpasterstwa parafialne wcale nie obejmują dużej grupy młodzieży. Młodzi szukają możliwości zaistnienia, realizacji siebie. Niestety, wielokrotnie przychodzi rozczarowanie. Dochodzą niepokojące wieści, jeśli chodzi o naszą ojczyznę, ponieważ skutkiem takiego stanu relacji między ludźmi są m.in. próby samobójcze. To jest także znak czasu. W katolickiej Polsce, gdzie większość dzieci i młodzieży jest objęta katechizacją, gdzie wielu przyznaje się do tego, że są ludźmi wierzącymi i praktykującymi, nagle sporej grupie spośród nich przychodzi pomysł, aby skończyć ze sobą. To jest z pewnością przejaw ogromnej samotności.
Myśli ksiądz, że ten wirtualny świat pomaga młodym ludziom?
Pozornie. Z pewnością pomaga świadomość i poczucie, że po drugiej stronie jest ktoś, kto podobnie myśli albo kto chce ze mną być, chociażby za pośrednictwem Internetu. Natomiast jest to zastępnik. W moim przekonaniu nie da się zastąpić żywego spotkania, radości przebywania z drugą osobą wirtualnymi kontaktami. Nawet jeśli jest to komunikator, w którym siebie nawzajem widzimy, zawsze stanowi to jakąś namiastkę. Świat wirtualny generalnie w pewnym momencie zaczyna zastępować rodzinę. Powstaje wtedy pytanie, czy wirtualnie można powiedzieć: „kocham”, czy wirtualnie można dotknąć… Można. Tylko czy to nie jest trochę samooszukiwanie się?
Jeśli osoba żyjąc głównie w wirtualnym świecie będzie chciała założyć rodzinę, jak będzie w niej funkcjonować?
Nie jestem wrogiem Internetu. Jest on bardzo pożyteczny i potrzebny. Nie może jednak zastępować rzeczywistości. Ma być dopełnieniem, przestrzenią rozwoju (również towarzyskiego). Jedną z podstawowych konsekwencji wirtualizacji życia jest rozczarowanie. Przestrzeń wirtualna niesie ze sobą dużo uproszczeń. Świat wydaje się inny, może nawet prostszy, piękniejszy. A potem przychodzi realna rzeczywistość. Niektórzy, wychodząc ze świata wirtualnego i przechodząc do realnego, czują się coraz bardziej zagubieni, rozczarowani, samotni. Istnieje już nawet jednostka chorobowa – „netoholizm”, a więc uzależnienie od Internetu. I to będzie pewnie taki współczesny nałóg. Trzeba pamiętać, iż ten kto ma zdrowe relacje w domu i wie, że ktoś na niego czeka, z kimś może porozmawiać – nie będzie przebywał godzinami w przestrzeni wirtualnej.
A jeśli popatrzymy na życie we wspólnocie „osoby wirtualnej”, jest ono możliwe?
Absolutnie tak. Rozumiem, że zmierzamy w kierunku Kościoła. Rodzą się pytania: czy Kościół w dniu dzisiejszym ma do końca pomysł na nastolatka, na człowieka młodego, szczególnie tego zagubionego? Co mu tak naprawdę oferuje? Oczywiście, oferuje mu Jezusa Chrystusa. Jednak nieodpowiedzialne podejście do sposobów ewangelizacji może obrzydzić wszystko, co wiąże się z Kościołem. Warto więc pamiętać, że życie wspólnotowe jest antybiotykiem, antidotum, profilaktyką dla współczesnych problemów młodzieży. Warto dodać, że wspólnota jest przestrzenią, w której człowiek czuje się zaakceptowany, ma swoje miejsce, posiada pewien cel, jest dostrzeżony, przez co wzrasta jego samoocena. To powoduje, że czuje się mniej samotny, nawet jeśli jego rodzina jest toksyczna. Ma świadomość tego, że jest takie miejsce, grupa ludzi, która na niego czeka.
Choć z drugiej strony żadna wspólnota nie zastąpi tak naprawdę rodziny. Ona może tylko tę rodzinę wspomagać. W większości przypadków (jeśli chodzi o młodych) istnieje tęsknota za byciem z ludźmi, którzy ich rozumieją, cieszą się z tego, że oni są, że razem coś mogą zrobić. Dużo zależy od moderatora takiej wspólnoty, od odpowiedzialnego za nią człowieka. Czym zdrowsze są zasady, na jakich jest budowana, wspólne cele, tym jest trwalsza i uczestnictwo w niej owocuje dobrem w życiu dorosłym młodego człowieka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.