Chrystus nie chce karmić naszego ego, dlatego nie zsyła co tydzień kontemplacyjnych wizji. Mamy przecież telewizję i internet w każdym domu, więc nie musimy się martwić – nasze ego nie umrze z głodu. Jezus pragnie tylko jednego – być bliżej nas, niż my samych siebie. To jest Jego najlepsza cząstka, której nikt Go nie pozbawi
Wbrew szeroko rozpowszechnionej w naszym kraju opinii, Jezus nie objawił prawa moralnego, lecz pełną miłości relację. Dekalog był już wówczas znany – Mojżesz zapoznał świat z wymogami życia Bożego w społeczności. Jezus natomiast objawił światu relację i bliskość. Pokazał ludziom w jaki sposób można być blisko ze sobą nawzajem i z Bogiem. Niósł w sobie najbardziej intymną cząstkę Trójcy, która wystawiona na nienawiść i przemoc, była zupełnie bezbronna. Okazało się, że Bóg w swojej najgłębszej istocie jest tak czuły i bliski, że aż bezradny. Starotestamentowe gromy i rzucanie plag już Go nie obronią – Bóg przestał chronić siebie. Zapragnął być blisko z człowiekiem i – rezygnując z obronnej agresji – zginął haniebną śmiercią. Ta najintymniejsza część Boga, która w zwiastowaniu została powierzona Maryi, jest obecna w komunii świętej. Komunia jest tożsama z krzyżem – Bóg daje nam siebie, swoją intymność w kawałku chleba i rezygnuje – tak jak na krzyżu – z wszelkiej agresji po to, aby być jak najbliżej. My jednak cały czas zastanawiamy się, czy aby na pewno nie jesteśmy zbyt zabrudzeni grzechem, aby Go przyjąć. A nuż Pan Bóg ześle jakąś plagę… Lepiej nie ryzykować i iść do spowiedzi.
Słuchać ciszy
Sakrament komunii świętej jest jednym ze sposobów intymnego bycia z Bogiem, które można porównać do seksu zakochanych. Bogu jednak nie wystarcza seks od czasu do czasu – raz w tygodniu w niedzielę. Dlatego Jezus mówi: „Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda Tobie” (Mt 6,6). W ten sposób Bóg zaprasza nas do medytacji. Szkół nauczających tej modlitwy jest bardzo dużo – poczynając od północno-zachodnich, a na południowo-wschodnich kończąc. Wspólnym mianownikiem jest dla nich poszukiwanie ciszy. Mantra albo formuła modlitewna jest tylko narzędziem, aby odkryć istniejącą w nas od zawsze ciszę. Wtedy słowa ustają, nawet jeśli myśli o obiedzie pojawiają się na horyzoncie. W medytacji nie chodzi bowiem o to, żeby nie myśleć, ale aby słuchać ciszy. Potrzebujemy dyscypliny, dlatego ważne jest, aby medytować 20-30 minut codziennie, rano i wieczorem.
Gdy zastanowimy się nad słowami Jezusa, to zobaczymy w nich swoisty duchowy poradnik pt. „Jak się kochać?”. Człowiek, który chce się modlić, ma wejść do swej izdebki i zamknąć drzwi. Zachodzi tutaj pewna wzajemność: „Ojciec, który widzi w ukryciu, odda Tobie” (Mt 6, 6). O modlitwie, podobnie jak o seksie, lepiej jest nie rozmawiać, tylko od razu przejść do czynu: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie” (Mt 6, 7). W istocie, żałosny jest widok, gdy ktoś duchowe lub seksualne spełnienie chce osiągnąć „przez wzgląd na swe wielomówstwo”. Jezus mówi, że między nami a Ojcem zachodzi jakaś przedziwna więź: „Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim go poprosicie” (Mt 6, 8). Podobnie kochankowie odgadują swoje pragnienia, jeszcze zanim zostaną one wyrażone, wiedzą bowiem czego im potrzeba.
Zdaję sobie sprawę, że taki obraz medytacji może prowokować i budzić sprzeciw. Jednak Bóg pokazuje nam, że samotna medytacja otwiera nas na najgłębszą wspólnotę – wspólnotę z Nim. On zaprasza nas do bliskości z Tym, co jest w Nim najbardziej Intymne. Jezus mówi w Ewangelii: „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20). Wspólnota jest zatem tworzona przez braci i siostry, Jezus jest wówczas obecny. W jaki sposób? Nie jest obecny materialnie, nie jest też obecny duchem. Jeśli zobaczymy w naszym rozmówcy Chrystusa, w twarzy naszego przyjaciela oblicze Jezusa, to nasz Pan zniknie, tak jak zniknął z oczu uczniom w Emaus, gdy Go rozpoznali. Jezus «ukrycie» rozumie radykalnie. Jeśli w twarzy mojego kolegi Piotra rozpoznaję Jezusa, to mijam się z Prawdą – mój przyjaciel ma na imię Piotr, a nie Jezus, i jego życie jest jego własnym życiem, a nie metaforą drogi krzyżowej. Jezus mówi: „jestem pośród nich”, jestem w relacji, która łączy moich braci i siostry. Jednak w tej relacji On znika. Nie dlatego, że jest nicością, ale dlatego, że jest zupełnie nie z tego świata. „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18, 36).
Najlepsza cząstka
Czym zatem jest wspólnota i jak może ją budować siedzenie na poduszce medytacyjnej? Rozjaśnia to nieco opowieść o Marcie i Marii. Często ta przypowieść służy do zobrazowania różnicy pomiędzy życiem czynnym i kontemplacyjnym. Patronką sióstr i braci prowadzących dzieła dobroczynne jest Marta, a mnisi i mniszki naśladują Marię, trwając w chórze na modlitwie. Świeccy oddający się medytacji często traktują chwilę spędzoną w samotności z Bogiem jako tę najlepszą cząstkę, której nie będą pozbawieni. Jednak takie wyjaśnienie nie służy rozwojowi życia duchowego, lecz wprowadza tylko napięcie i konflikt do wnętrza Kościoła, szczególnie widoczny w życiu świeckich medytujących. Jak bowiem zgodzić się na to, że siedzenie w ciszy jest „najlepszą cząstką”, a przewijanie i czuła pielęgnacja dziecka jest tylko „uwijaniem się wokół rozmaitych posług”?
Ten dylemat rozwiązuje interpretacja tej opowieści dokonana przez Mistrza Eckharta, nadreńskiego mistyka żyjącego w XIII w. Eckhart pisze, że ideałem dla kontemplatyka nie jest Maria, lecz Marta. Maria siedziała u stóp Pana i przysłuchiwała się jego słowom. Była pogrążona w symbiotycznej więzi z Mistrzem. Zanurzona w mistycznej jedności z Nim nie widziała naczyń do pozmywania, bo dla niej istniały tylko Jego oczy, od których nie mogła się oderwać. Była zachwycona Jego mądrością i miłością, była zafascynowana Jego męskością. Z pewnością nie spotkała dotąd mężczyzny, który aż tak by ją pociągał – stanowczy i czuły, bezkompromisowy i delikatny. Nic poza Jezusem dla niej nie istniało – nawet siostra. Na poduszce medytacyjnej, powtarzając jedno słowo albo trwając w ciszy, chrześcijanin słucha Jezusa. Patrzy w pustkę i słyszy ciszę, ale pomimo tego odosobnienia i pustyni wierzy, że jest z Nim Pan. Nie świadczą o tym żadne myśli, ani żadne uczucia. Po ludzku – Jezusa nie ma. Jestem tylko ja i moje ciało na poduszce. A jednak… Na tej pustyni nie ma ludzi, nie ma nic. Jeśli moje dziecko potrzebuje wówczas rozmowy ze mną, to mojego wsparcia nie dostanie. Tak jak tego wsparcia „wokół rozmaitych posług” nie otrzymała od Marii Marta.
Z tego powodu wzorem dla kontemplatyków jest Marta. Ona już ma za sobą „siedzenie u stóp Pana i przysłuchiwanie się Jego mowie”. Pamięta dobrze tę jedność, fascynację i bliskość, której trochę zazdrości Marii – dlatego mówi z wyrzutem: „Panie, czy ci to obojętne…”. Ewangelista Łukasz pisze: „W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu” (Łk 10, 38). To Marta podejmowała Gościa i „miała ona siostrę imieniem Maria” (Łk 10, 39). Marta była albo starsza albo dominująca, ale to ona grała pierwsze skrzypce. Jezus mówi: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona” (Łk 10, 41-42). Jezus nie mówi o wyższości życia kontemplacyjnego nad czynnym dlatego, że zarówno Maria jak i Marta są zanurzone w kontemplacji – bo obie są Jego przyjaciółkami.
Jezus mówi: „Marto, Ty jesteś już dalej i widzisz więcej, pozwól jednak Twojej siostrze się mną nacieszyć. Przyjdzie moment, gdy Ona Ci pomoże, gdy pracując razem, rozmawiając i przygotowując posiłek, będziecie się cieszyć moją obecnością bez patrzenia mi w oczy. Po Pięćdziesiątnicy. Teraz jednak pozwól Jej na ekstazę, rozpłynięcie się w moich słowach”. Najlepszą cząstkę ma również Marta. Jezus napomina ją jednak, aby pozwoliła Marii na rozwój, na to, aby ta „najlepsza cząstka” zamieszkała w niej na dobre.
Kontemplacja w codzienności
Przywołując ponownie bardzo sugestywny w naszej kulturze obraz seksu, można powiedzieć, że Maria przeżywa relację z Bogiem jak nowożeńcy. Zachwyceni pięknem ciała i intensywnością seksualnych doznań wyjeżdżają na miesiąc miodowy, aby tam móc się sobą nacieszyć bez zaprzątania sobie głowy pracą czy jedzeniem. Marta natomiast ma już za sobą miesiąc miodowy, ale pomimo to nadal kocha Boga całym sercem. Miłość jest wyrażana nie tylko poprzez orgazm, ale też przez czuły dotyk, czy zrobienie ukochanemu herbaty. Jednak bez przeżycia miesiąca miodowego podanie kubka herbaty może być zimne jak lód.
Maria odda wszystko za choćby minutę u stóp Pana. Do czego jednak zmierza życie Marty, skoro nie dąży do kontemplacyjnych uniesień, a pomimo to prowadzi życie kontemplacyjne? Medytacja rozpoczyna się od doświadczenia pustyni, która staje się udziałem człowieka siedzącego na poduszce: tylko ja i Bóg. W pewnym momencie Bóg zaprasza nas do powrotu i zanurzenia się w codzienności. Dzielimy wówczas życie z naszymi braćmi i siostrami, a sami mamy własne radości i melancholie. Do tego powrotu zawsze wzywa nas Pan Bóg. Gdyby to zależało od człowieka nigdy nie wstałby „od stóp Pana”. Uczyni tak tylko wtedy, gdy usłyszy wezwanie: „Wstańcie, chodźmy!” (Mt 26, 46), podobnie jak nowożeńcy w pewnym momencie rozumieją, że trzeba iść do pracy, a nie do łóżka. Jednak Bóg cały czas tej codzienności towarzyszy w sposób niezwykle dyskretny, a nawet dla człowieka niezauważalny. Marta musiała dobrze pamiętać ten moment, gdy Pan wezwał ją, aby wróciła do „rozmaitych posług”. Dlatego nie zwraca się do siostry: „przestań się lenić i mi pomóż” (taki zwrot byłby zupełnie naturalny w relacjach z rodzeństwem), lecz zwraca się do Jezusa: „Powiedz jej, żeby mi pomogła” (Łk 10, 40). Czy to oznacza, że złości się na siostrę? Pewnie uczucia tego typu też w niej były. Jednak tak naprawdę Marta chce siostrze pomóc, bo wie, że życie kontemplacyjne nabiera kolorów właśnie „wokół rozmaitych posług”.
Jezus pragnie tylko i wyłącznie naszego rozwoju, który dokonuje się wówczas, gdy jesteśmy coraz bliżej Niego. Chrystus nie chce karmić naszego ego, dlatego nie zsyła co tydzień kontemplacyjnych wizji. Mamy przecież telewizję i internet w każdym domu, więc nie musimy się martwić – nasze ego nie umrze z głodu. Jezus pragnie tylko jednego – być bliżej nas, niż my samych siebie. To jest Jego najlepsza cząstka, której nikt Go nie pozbawi.
Paweł Koza - pisze doktorat z filozofii na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II. Współpracuje z wydawnictwem eSPe. Związany ze Światową Wspólnotą Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM).
Artykuł pochodzi z 98 numeru kwartalnika eSPe: http://www.mojepowolanie.pl/414,a,espe-98-nowe-wspolnoty.htm
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.