Rodząc człowieka, rodzisz Boga. I aż strach pomyśleć, ale odmawiając gościny człowiekowi szukającemu schronienia dla swojego szczęścia, odmawiasz szczęścia Bogu.
Betlejem, czyli nie w porę
Maryja i Józef, gdyby przyszli do Betlejem o innej porze, innego dnia, zapewne w tym lub innym zajeździe znaleźliby jakiś wolny kąt. Niestety, przyszli nie w porę. Właściciele zajazdów i mieszkańcy Betlejem zapchali gośćmi każde dostępne pomieszczenie. Mieli fart, trafił im się solidny zarobek, trzeba korzystać z okazji.
Odmawiając miejsca Józefowi i jego Żonie, nie kierowali się jakąś szczególną złośliwością, nie byli zapewne ludźmi podłymi, ot, zabrakło im odrobiny wrażliwości czy choćby zrozumienia dla potrzeb kobiety będącej w ostatnich dniach ciąży. Spodziewając się lada chwila rozwiązania, nie przyszli do Betlejem, dla jakiegoś widzi mi się, wypędził ich przymus. Wniosek?
Odmawiając gościny człowiekowi szukającemu schronienia dla swojego szczęścia, odmawiamy szczęścia Bogu. Strach mówić, ale zamykając drzwi przed człowiekiem, zamykamy drzwi przed Bogiem.
Herod i inni ludzie dobrej woli
No cóż, każdego dyktatora nic tak nie przeraża, jak gaworzenie dziecka. Nie wiedząc, wie, że jak nie ono, to któreś następne będzie biblijnym Cyrusem, który położy kres niesprawiedliwości i krzywdzie. Dla podtrzymania nadziei tych, którzy cierpią jakąkolwiek niewolę, trzeba jeszcze dodać i to, że historyczny Cyrus, zwracając wolność Izraelitom, też nie wiedział, że wykonuje robotę zleconą mu przez Boga.
W podobnym położeniu znajdą się również ci kapłani i teologowie, którzy podadzą właściwy adres, pod jakim Mędrcy znajdą nowonarodzonego Króla. A potem mimo dobrej woli, z jaką będą słuchać i obserwować, co i jak Jezus robi, rozminą się z Tym, o którego się modlili i którego oczekiwali.
W czym więc tkwi błąd, gdzie leży przyczyna tego, że drogi jednych spotykają się z drogą Chrystusa i stają się wspólnym bosko-ludzkim szlakiem, a drogi innych, co najwyżej, z tą Chrystusowa drogą się przecinają?
Mędrcy ze Wschodu, czyli fides et ratio
I wreszcie apokryficzni Trzej Królowie, czyli biblijni Mędrcy, czy też Magowie ze Wschodu. Greckiego słówka magoi używano na oznaczenie kapłanów najpierw perskich, a potem babilońskich, mędrców i astrologów. Wygląda też na to, że ci ówcześni uczeni dotarli do Jezusa, kiedy miał On już jakieś dwa latka.
W Mateuszowym opowiadaniu zastanawia jednak nie chronologia, ale wymowa tekstu. Oto poganie, mało, kapłani bogów cudzych, których Biblia nazywa bałwochwalcami, przychodzą i przynoszą synowi Izraela iście królewskie dary o wielce wymownej symbolice. Fakt ten ma niebagatelne znaczenie dla wszystkich, którzy trudzą się nad dialogiem zarówno międzyreligijnym i kulturowym, jak też nad zbrataniem nauki i religii. Patrząc na drogę, jaką przebyli Mędrcy, nie trudno zauważyć, że jej początek znaleźli (jak pasterze) w miejscu swojej pracy. Uprawianie nauki, tak jak ją wówczas rozumiano, naprowadziło ich na dobry trop. Ale kiedy byli już prawie u celu poszukiwań, chcąc pełniej zrozumieć wydarzenia, w których uczestniczą, konfrontują swoje doświadczenie i wiedzę z doświadczeniem i wiedzą specjalistów z innej dziedziny, z teologami. Dzisiaj widzimy to jasno, że dopiero takie wieloaspektowe podejście do rzeczywistości pozwoliło im usłyszeć w mowie Ziemi – mowę Nieba i zobaczyć w człowieku – Boga.
A, jeszcze aniołowie! Nie, nie zapomniałem o nich. Greckie angelos oznacza posła, wysłannika, człowieka posłanego przez Boga, na przykład proroka lub kapłana i wreszcie posłańca z nieba, a jedni i drudzy nazywani są synami lub dziećmi Boga. Wniosek – cały ten tekst mówi o aniołach. O aniołach wiernych i upadłych, którzy, dzięki Bogu, też wciąż mają wiele do powiedzenia o Światłości, która się objawiła na Wschodzie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.