Zabić wszystkich, wybaczyć wszystkim?

Więź 1/2011 Więź 1/2011

Dążenie do pojednania jest głęboko zakorzenione w kulturze ludzkiej czy w kulturach ludzkich, tylko w różnych kulturach artykułuje się w zupełnie różny sposób

 

Ta opowieść mogła być oczywiście wyssana z palca, ale też mogła być świętą prawdą. Nie ja odpowiadam za to, że on nie może powrócić tam, gdzie są pochowani jego rodzice, za to ja mogłem być w tym autobusie, który on chciał wysadzić w powietrze. I co ja mogłem mu powiedzieć? Nie miałem nic do powiedzenia, więc zlazłem z tej trybuny i wyciągnąłem do niego rękę. I wydarzyło się coś, jak w bardzo złym filmie: facet najpierw zesztywniał, a potem zaczął wyciągać swoją rękę, powoli, jakby była jakimś obcym przedmiotem, trwało to długie sekundy, a potem nagle rzucił mi się w ramiona i zaczął płakać. Jak można sobie wyobrazić, zaczęło się pandemonium: ludzie zaczęli wchodzić na krzesła, żeby zobaczyć tę scenę, dziennikarze zaczęli fotografować, jakaś kobieta dostała spazmów... Żaden z nas nie miał absolutnie żadnego powodu, aby wierzyć bez zastrzeżeń w dobrą wolę drugiego. Moja wiedza – i wtedy, i dzisiaj – nie dawała mi powodów, żeby to, co on powiedział, uznać za prawdę, a on nie miał żadnego powodu, żeby wierzyć, że ja mu szczerze chciałem podać rękę, a nie „wyślizgnąć się” z trudnej sytuacji. Jednak on opowiedział coś, co destabilizuje mój obraz palestyńskiego terrorysty, a ja zrobiłem coś, co destabilizuje w jego oczach obraz wrogiego Żyda. I w tym sensie podejmowanie takich prób ma sens. Bo stabilny obraz wroga jest paliwem wojny i konfliktu. Im bardziej go zdestabilizujemy, im bardziej go podważamy, tym trudniej jest toczyć wojnę.

W pamiętnikach Korczaka jest fragment o tym, jak Stary Doktor widzi niemieckiego żołnierza, który stoi na warcie po drugiej stronie muru. I myśli: ciekawe, skąd on się wziął, może to jest jakiś kelner z Kolonii, pewnie mu tam, na tej warcie, niewygodnie, głupio... Korczak nie widzi zbrodniarza gotowego zabijać, widzi, że biedny facet stoi na warcie.

Pac      

No tak, ale Korczak pisze też: ciekawe, co on myśli, kiedy widzi mój łysy łeb.

Gebert 

No tak, bo to może być dobry cel. Ale tu nie chodzi o to, żeby założyć różowe okulary, lecz żeby móc zdestabilizować sobie obraz wroga. Władysław Szlengel w jednym ze swoich wierszy opisuje Niemca, który go pilnuje, kiedy on wykonuje jakieś prace dla Niemców. Jest zima i w którymś miejscu Szlengel zauważa: przecież on tak samo musi być na tym mrozie jak ja. W ostatnich wersach zwraca się do Niemca: „Słuchaj, człowieku... śnieg pada tak długo, / rozejdźmy się... chodźmy do domu”. Ofierze jest pewnie łatwiej niż katowi zrobić coś takiego, kat bowiem, żeby to zrobić, musi się osądzić. Bo jeżeli tam jest człowiek, a nie tylko łysy łeb, jako ewentualny cel do strzelania, to kimże ja jestem? Próby zdestabilizowania obrazu wroga są bardzo ważne.

Pac      

Popularne ostatnio w Polsce pojęcie „kicz pojednania”, nie jest pojęciem nowym – Klaus Bachmann używał go regularnie na określenie polsko-niemieckich relacji po roku 1989. Co Pan myśli i czuje, kiedy widzi Pan kanclerza czy prezydenta Niemiec, który po raz kolejny przeprasza w Knesecie, w Sejmie czy w Auschwitz? Czy to nie jest kiczowate?

Gebert 

Ludzkie emocje w ogóle są kiczowate. Jest nie tylko kicz pojednania, mamy także kicz miłości – proszę pomyśleć, jak strasznie trudno jest napisać dobrą książkę czy nakręcić dobry film o miłości, bo wszystko już było, opieramy się wyłącznie na cytatach. To jak z tym słynnym zdaniem przypisywanym Heinemu, że pierwszy człowiek, który porównał kobietę do róży, był poetą, a następni byli już grafomanami.

Mnie ten kicz pojednania nieszczególnie przeszkadza, ot, wdzięczny temat do żartów. I niespecjalnie mi przeszkadza, że kanclerz Niemiec przeprasza mnie po raz sto dwudziesty siódmy. Gdyby nie przeprosił – dopiero wtedy zaczęłoby mi to bardzo przeszkadzać.

Parę lat temu był wściekły spór w Parlamencie Europejskim na temat rezolucji z okazji rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Istotą sporu było to, czy można go nazwać niemieckim obozem zagłady. Niemieccy parlamentarzyści byli absolutnie przeciwni, bo – mówili – to był nazistowski obóz zagłady. Moje zdanie jest tu proste: oba terminy – „niemiecki obóz zagłady” i „nazistowski obóz zagłady” – są ścisłe. Nie mam żadnego problemu, żeby nazwać Auschwitz nazistowskim obozem zagłady. Ale jeżeli niemieccy parlamentarzyści mają problem, aby nazwać go niemieckim, to on ma być nazwany niemieckim. Innymi słowy: wtedy, kiedy niemieccy parlamentarzyści nie będą mieli problemu z pojęciem „niemiecki obóz”, ja też nie będę miał problemu, żeby z tej nazwy zrezygnować.

To jest ten paradoks, o którym już mówiliśmy: nie jest ważne, że prezydent Tadić był w Srebrenicy, ważna była jego dotychczasowa tam nieobecność. Kicz pojednania oczywiście niczego nie załatwi. Ale jego brak jest dowodem, że nikt niczego załatwić nie próbuje.

Rozmawiał Grzegorz Pac

Konstanty Gebert– ur. 1953, publicysta. Przed 1989 r. dziennikarz prasy podziemnej, Współpracownik KOR, współorganizator Latającego Uniwersytetu, w latach 80. działacz „Solidarności”. Korespondent wojenny, doradca Tadeusza Mazowieckiego w czasie pełnienia przez niego misji Specjalnego Wysłannika ONZ w byłej Jugosławii. Od 1989 r. dziennikarz i współpracownik „Gazety Wyborczej” (publikuje często pod pseudonimem Dawid Warszawski). Aktywny uczestnik życia żydowskiego w Polsce, założyciel i były redaktor naczelny żydowskiego miesięcznika „Midrasz”. Autor kilku książek, m.in. 54 komentarze do Tory oraz Miejsce pod słońcem. Wojny Izraela. Mieszka w Warszawie.

Grzegorz Pac– ur. 1982, doktorant w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Od września 2006 r. w redakcji WIĘZI. Publikował także w „Tygodniku Powszechnym”, „W drodze”, „Przeglądzie Historycznym”, „Mówią wieki”. Członek Zespołu Laboratorium WIĘZI. Mieszka w Warszawie.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...