Inaugurując dyskusję o samorządzie terytorialnym w Polsce założyliśmy, że poruszamy się w ramach sytemu demokracji przedstawicielskiej. Może powinniśmy jednak zmienić nasze podejście i spojrzeć na samorząd z perspektywy demokracji bezpośredniej? Zdaniem Czabanowskiego i Skrzypulca dopiero całościowa zmiana sposobu naszego myślenia o demokracji stanowi szansę dla polityki w Polsce
Warto zauważyć, że choć postulat szerokiego wprowadzenia mechanizmów demokracji bezpośredniej może wydawać się nazbyt rewolucyjny, pozwala on na wyjście
z impasu związanego z pojęciem „kultury politycznej”, której brak jest, zdaniem niezliczonej rzeczy komentatorów, jedną z głównych przyczyn wadliwego działania instytucji III Rzeczpospolitej. W tekście Kłopoty z naszym samo rządzeniem. Krytyczna diagnoza Krzysztof Goerlich stwierdza: „Powszechnie wygrywają igrzyska. Stadiony i wielkie hale sportowe to oczywiście gra pod publiczkę i spektakularny efekt, a nie poważne przywództwo i praca na rzecz wysokiej jakości życia i sukcesów gospodarczych wspólnot samorządowych. Ale takim dewiacjom reforma ustaw samorządowych i prawa wyborczego nie zaradzi;
to sprawa edukacji obywatelskiej”[6]. Mamy tu do czynienia z kolistą sytuacją, podobną do tej, na którą wskazywał Arystoteles: dobre są czyny tego, kto jest wyposażony w cnoty, ale cnoty można nabyć jedynie poprzez dobre czyny. Nabywanie cnót jest stopniowym procesem, który składa się z łańcucha wyborów podejmowanych w istotnych etycznie sytuacjach. W systemie przedstawicielskim narzeka się, że obywatele nie są odpowiednio „wyedukowani” i nie posiadają wystarczającej „kultury politycznej”, a jednocześnie nie stwarza sytuacji, które wymagałyby od nich działań zmuszających do nabycia odpowiednich zdolności. Złudne wydają się nadzieje, iż odpowiednia „kultura polityczna” wytworzy się sama, po prostu na skutek długiego działania instytucji[7]– równie dobrze upływ czasu może jeszcze mocniej utrwalić obecne patologie. Jest również mało prawdopodobne, aby odpowiednią „kulturę polityczną” udało się wytworzyć za pomocą racjonalnej argumentacji (np. różnego rodzaju kampanii społecznych) – ludzie sami potrafią dojść do racjonalnej konkluzji, że w ramach demokracji przedstawicielskiej, gdy możliwości wpływu na decyzje polityczne są bardzo małe, właściwą postawą jest bierność. Szerokie wprowadzenie mechanizmów demokracji bezpośredniej wytworzyłoby sytuację, w której obywatele, będąc rzeczywiście włączeni w proces podejmowania decyzji, przez swoją aktywność mogliby uczyć się „kultury politycznej”. Zmiana przejawianych postaw dotyczyłaby nie tylko obywateli, ale także polityków. W dalszej części tekstu opisujemy to jako przejście od „materializmu politycznego” do „formalizmu politycznego”.
Materializm i formalizm polityczny
Wkraczanie w drugą falę wertykalnej demokratyzacji musi łączyć się nie tylko z całościowym przeobrażeniem mechanizmów podejmowania decyzji, ale również ze wzbogaceniem aparatu pojęciowego, opisującego sferę publiczną. Kilka z takich przekształceń wydaje się szczególnie godnych uwagi.
Pierwszą, niewątpliwie najbardziej wyrazistą konsekwencją przejścia do form demokracji bezpośredniej jest zmiana postrzegania roli polityka. W systemie demokracji przedstawicielskiej mamy zasadniczo do czynienia z postawą, którą można określić jako materializm polityczny. Polega ona na tym, że polityk w procesie podejmowania decyzji kieruje się swoimi materialnymi przekonaniami[8], które nakazują mu wcielać w życie jego własne, określone pomysły. Polityk w materializmie musi mieć przekonania i ogłaszać swój program, gdyż wybieramy go właśnie po to, by reprezentowany przez niego program był wcielany w życie.
W warunkach demokracji bezpośredniej dochodzi do redefinicji roli polityka, którego postawę można opisać jako formalizm polityczny. Stosunek materializmu i formalizmu politycznego należy rozumieć analogicznie do stosunku pomiędzy rozumianym po kantowsku materializmem i formalizmem w etyce. Polityk formalista nie wciela w życie własnych przekonań, ale postępuje według pewnej formuły, która rozstrzyga, jakie założenia
ma w danym momencie realizować.
Przyjrzyjmy się temu dokładnie. Oto jedno z brzmień imperatywu kategorycznego: „Postępuj zawsze według takiej maksymy, dzięki której możesz zarazem chcieć, żeby stała się powszechnym prawem”[9]. W przypadku formalizmu politycznego imperatyw musi być sformułowany inaczej. Ze względu na specyfikę demokracji bezpośredniej proponowane brzmienie formuły to: „Wcielaj w życie taką maksymę, którą została wybrana i ujawniona przez większość członków społeczeństwa jako prawo powszechne”. Nazwijmy tę formułę „imperatywem demokratycznym”. Polityk formalista w demokracji bezpośredniej zredukowany zostaje do roli administratora realizującego zadania poruczone mu przez suwerena. Paradoksalnie, mamy tutaj do czynienia z technokratycznym, administracyjnym pojmowaniem polityki, chociaż właśnie idea demokracji bezpośredniej miała nas przed technokratyzmem ratować. Kiedy jednak przyjrzymy się formalizmowi bliżej, zauważymy, że technokratyzm na gruncie materializmu diametralnie różni się od technokratyzmu w warunkach formalizmu politycznego.
[6] K. Goerlich, Kłopot z naszym samo się rządzeniem. Krytyczna diagnoza, „Znak” 2011 nr 1.
[7] W tym kontekście przytacza się często przykłady państw zachodnich, twierdząc że długie tradycje są tam przyczyną istnienia wysokiej „kultury politycznej”.
[8] Materialne znaczy tutaj tyle co „konkretne” lub „określone”, w odróżnieniu od przekonań formalnych, które nie mówią „twierdzę to, a to”, ale dają jedynie regułę pozwalającą w określonej sytuacji swoje przekonanie sprecyzować. Można – posługując się analogią do matematyki – powiedzieć, że pogląd materialny to jakby konkretna liczba (np. 24), pogląd formalny natomiast to wzór algebraiczny, który daje wynik dopiero po dokonaniu podstawień (np. 2x – 4y).
[9] I. Kant,Uzasadnienie metafizyki moralności,tłum. M. Wartenberg, Kęty 2001, s. 38.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.