W obliczu codzienności choroby słowa łatwego pocieszenia mogą ranić cierpiącego. Lękam się zwłaszcza pospiesznych słów o uszlachetnieniu przez cierpienie.
Ten obraz to zaprzeczenie daremności, która prowadzi do rozpaczy. Więc nie hasło: DD – despair and die (rozpaczaj i umieraj), ale HD – hope and die (miej nadzieję i odchodź). Tak swoim przykładem uczy Chrystus. Tymczasem jakże często pogrążeni jesteśmy w ciemnościach. Człowiek zbyt udręczony przeżywa życie tak boleśnie, że nawet wolałby przestać istnieć. Spotkałem w życiu takich Hiobów...
Zastanawiają mnie wciąż słowa apostoła Pawła, które w przekładzie ekumenicznym brzmią: „zewsząd jesteśmy uciskani, ale nie ulegamy zwątpieniu” (2 Kor 4, 8). Grecki tekst przekazuje myśl bardziej dosadnie: jesteśmy w sytuacji aporii, sytuacji bez wyjścia (aporoúmenoi), ale nie tak, jakoby wyjścia nie było (all’ ouk egzaporoúmenoi). To zaskakująca gra słów! Tak mówił człowiek, który przecierpiał wiele, więc wiedział, o czym mówi. Przedstawia paradoks optymizmu: cierpienie, po ludzku wyniszczające, to sytuacja bez wyjścia, a jednak jakieś tajemnicze wyjście istnieje, nawet w sytuacji najgorszej. Człowiek nie jest w stanie utracić czegoś bez reszty, do skali całkowitej daremności. Człowieka można pozbawić życia, można je zniszczyć – ale nie jest to zniszczenie całkowite. Po ludzku wyjścia nie ma, ale istnieje wyjście ostateczne. Może ono jest już tylko u Boga? U Niego nie ma daremności.
Co ma oznaczać wezwanie, aby co dzień brać swój krzyż?
Mikołaj Bierdiajew pisał o niesieniu swojego krzyża „w sposób prześwietlony”. Chrystus nie uczy cierpiętnictwa, lecz zmagania z cierpieniem – niesienia krzyża swojego istnienia „za Nim” w taki sposób, żeby nie zabrakło w nim światła.
Pewien czytelnik książki „Nad przepaściami wiary” napisał do mnie niedawno w polemicznym liście, że „w momentach cierpienia człowiek nie tylko nie uczy się cenić wiary i nadziei, ale bezradny... je traci. Cierpienie nie uczy nadziei, ponieważ cierpiący nie umie jej zaufać”. Istotnie, jeden się uczy, drugi nie; jednego cierpienie zdruzgocze, drugiego zmaganie z cierpieniem duchowo wzbogaci. Modlitwa „Ojcze, w ręce Twoje...” uczy trudnego zaufania.
Nadzieja nie jest matką głupich. Na pewnej pocztówce napisano: „Nadzieja to matka tych, którzy nie boją się rzucać myśli w daleką przyszłość”. I widok na łąkę, kwiaty oraz lustro spokojnej wody, w której odbijają się wysokie góry z ośnieżonymi szczytami i błękit nieba.
„Zbytkiem słodyczy na ziemi jesteśmy nieszczęśliwemi (...) Kto nie doznał goryczy ni razu, ten nie dozna słodyczy w niebie” – mówią w „Dziadach” duchy dzieci. Co Ksiądz Profesor myśli o koncepcji cierpienia koniecznego do zbawienia?
Chrystus też miał poczucie konieczności: wiedział, że musi przejść przez cierpienie. Ale to nie to samo, co greckie fatum – nieubłagany los wiszący nad człowiekiem. Syzyf nigdy nie wtoczy kamienia na górę, Prometeusz będzie wciąż cierpieć za wykradzenie bogom ognia. Tu widzimy daremność, której nie da się przezwyciężyć. A chrześcijaństwo uczy, jak poczucie daremności przezwyciężać. Ukazuje potrzebę przemiany, żeby wejść w sferę zbawienia – w świat nowy, o którym Apokalipsa (21, 4) głosi, że nie ma w nim ani łez, ani śmierci, ani żałoby, ani krzyku, ani bólu.
Tak już z człowiekiem jest, że potrafi się przemieniać, doświadczając wielkiej miłości, a jeżeli miłość okazuje się bezradna, to potrzebne może się okazać przejście przez gorycz. Nie można wejść do sfery zbawienia, niosąc w sobie to wszystko, co jest jego zaprzeczeniem. Zbawienie to otwarcie i zjednoczenie: z Bogiem, między sobą, przezwyciężenie wrogości i nienawiści.
Pewien typ religijności nie czyni nas wrażliwymi na cierpienie drugich, a wręcz przeciwnie: może zadawać cierpienie. Wtedy nie umiemy żyć i potrzebny jest lekarz. Fragment piątej modlitwy eucharystycznej przyzywa Boga: „uczyń nas otwartymi i pełnymi gotowości wobec braci (i sióstr!), których spotkamy na naszej drodze, abyśmy mogli dzielić ich bóle i strapienia, radości i nadzieje”. To otwarcie poszerza krąg uśmiechu, radości i życzliwości. Wtedy życie staje się piękniejsze.
Często w modlitwie pytam: „Boże, czy naprawdę nie cieszysz się z tego, że stworzyłeś człowieka? Tyle jest zła w ludzkich dziejach, sam czujesz się dotknięty. Czy żałujesz, że nas stworzyłeś? Ale przecież jest także tyle dobra i piękna w ludziach, wyzwalaj je...”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.