Czy lubimy przebywać we własnym domu? Odpowiedź pozornie wydaje się oczywista, jednak niekoniecznie musi taką być. Może dlatego, że mało daję swoim bliskim? Nie angażuję się?
W Isnello w diecezji Cefalù na Sycylii zarządzanie parafią powierzono pewnej rodzinie. Zdecydowano, że ksiądz będzie pełnił w niej rolę moderatora odpowiedzialnego za sakramenty, a parafia przekształci się w „stację misyjną”, w której to świeccy będą pełnić specjalne funkcje. Zadaniem świeckich będzie towarzyszenie rodzinom przez konkretne inicjatywy formacyjne i modlitewne.
Wygoda i wymagania
Wielu wierzących swoją przynależność do parafii traktuje na zasadzie kogoś, kto siedzi w wygodnym fotelu, patrzy i krytykuje. I na tym ich rola się kończy. Pozycja wygodna, nic nie kosztuje. Parafia jest dla nich czymś odległym, nie identyfikują się z nią. Słaba wiara, która korzeniami sięga rodzinnego domu, religijne lenistwo, obojętność, krytyka, za którą stoi przykrywanie swoich słabości, brak wiedzy religijnej, pogląd, że parafia to sprawa księży, traktowanie parafii jak firmy usługowej: daję i żądam, wymagam – oto niektóre powody braku identyfikacji.
Wielu woli patrzeć na parafię z daleka, być co najwyżej klientem obsługiwanym podczas chrztu dziecka, bierzmowania, Pierwszej Komunii, ślubu, pogrzebu. „Fotelowcy” wystawiają oceny, ferują wyroki, dają upust swoim frustracjom. A są i tacy, którzy może chcieliby coś zrobić, jednak nie za bardzo wiedzą co, bo do tej pory wszystko robili inni: ksiądz, pani Krysia, pan Janek, katecheci. Na pytanie, czy by pomogli, odpowiadają, że chodzą do Kościoła i się modlą, ale pomóc albo nie potrafią, albo nie mają czasu. Tym bardziej że inni zrobią to lepiej.
Moja drużyna
Jeśli ktoś należy do klubu kibica, to wie, że ta przynależność pociąga za sobą pewne obowiązki. Pierwszy – oczywisty – to „kochać” swoją drużynę. Kibic robi dla niej wiele. Poświęca czas, chodzi na mecze, zawody, angażuje się w czasie rozgrywek, wspiera swoją drużynę okrzykami, brawami, dopingiem, śpiewem, i to na całe gardło. Dlaczego? Bo to – a mówi to z dumą – „jego ukochana” drużyna!
Kibic kupuje koszulki swoich ulubionych zawodników, zbiera pamiątki, podpisy, autografy idoli. Identyfikuje się ze swoją drużyną na dobre i złe. A jeśli ona przegra mecz, co się zdarza, nie opuszcza jej, ale wspiera w chwilach kryzysu czy nawet klęski. „Nic się nie stało”, skandują kibice, by podnieść na duchu swoją drużynę, znowu obdarzyć ją zaufaniem. Walą w bębny, klaszczą, komponują piosenki, hymny na jej cześć. Ile w tym zaangażowania, żaru, serca, emocji! Pozazdrościć tylko…
Czego mogliby się wierzący nauczyć od kibiców? A tego, że jak drużyna jest czymś bliskim, tak parafia to duchowy dom, Matka. Ciało Jezusa, Jego duchowa rodzina. Kocham parafię, zależy mi na niej, mimo że widzę w niej zło, również moje. Dlatego zrobię, co tylko w mojej mocy, by to zmienić na dobre, zaczynając od siebie. Sama krytyka do niczego nie prowadzi. Parafia to drużyna Jezusa, w której gram wspólnie z innymi wierzącymi.
Mamy grać razem, zaangażować się, dać z siebie to, co może się przydać dla wspólnego dobra, wspólnego celu – pociągnąć innych do Boga. Czy chcę zatem grać w drużynie Jezusa dla siebie i innych?
Najpierw dom
Rodzina to domowy Kościół. Zaangażowanie w życie parafii zakłada dojrzałą, głęboko przeżywaną wiarę na co dzień. Rodzice mają być tu przewodnikami. W przestrzeni rozmów, zainteresowań powinny pojawiać się także sprawy parafii. Powinniśmy interesować się parafią także pod względem materialnym, o czym przypomina przykazanie kościelne: „Troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła”.
Parafia to dla wiary dom, w którym rodzimy się przez chrzest, wrastamy w niego przez sakramenty, idziemy wraz z innymi do nieba pod przewodnictwem Chrystusa i Kościoła. Jest tu sprzężenie zwrotne. Jaka jest rodzina pod względem religijnym, taka jest poniekąd parafia. Zapytajmy, czy jesteśmy „klientami” parafii, czy ją współtworzymy? Przez brak poczucia więzi z parafią wyłączamy się ze wspólnoty z innymi wierzącymi, a przede wszystkim z Bogiem. Osłabiamy duchową rodzinę przez swoją nieobecność. Schodzimy na mielizny „swojej” pobożności, tracimy wiarę. Jak to jest u mnie, w moim domu? Fundamentalne zaś pytanie jest takie: Jaka jest moja wiara w Boga? Od odpowiedzi na to pytanie zależy cała reszta.
Co mogę zrobić?
– Tuby są zepsute, a za parę dni procesja. Trzeba będzie je naprawić – żalił się proboszcz.
Kwadrans po wieczornej Mszy Świętej był już miejscowy elektronik gotowy je reperować. Ksiądz był w szoku. Okazało się, że jego ciche mówienie do siebie przypadkiem usłyszały dwie parafianki, i to wystarczyło.
Co możemy zrobić? Słyszymy w ogłoszeniach parafialnych, że trzeba pomóc osobom potrzebującym. Może kogoś takiego znamy? Jeśli tak, można powiadomić księdza proboszcza albo parafialny Caritas. Można organizować festyny, mecze ojców przeciwko synom. Ktoś z księży opowiadał, że na taki mecz przychodziło kibicować pół parafii.
A czytanie słowa Bożego w czasie Eucharystii, śpiew psalmów, prowadzenie scholi, zorganizowanie Orszaku Trzech Króli, drogi krzyżowej, procesji Bożego Ciała, żłóbka na Boże Narodzenie, grobu Pańskiego na Wielkanoc? A przeprowadzenie zbiórek na różne cele, wypranie obrusów mszalnych, komeżek, sprzątanie kościoła, układanie kwiatów, dekoracje okolicznościowe? A chorzy, starsi, którzy nie zawsze mogą być w kościele? Oni mogą ofiarować swoje dolegliwości, wstąpić do kółka różańcowego, margaretek, które modlą się za kapłanów, różnego rodzaju bractw, np. św. Józefa. Dla chcącego nic trudnego.
Zapytajmy na koniec: Czy jestem tylko „klientem” parafii, czy ją współtworzę?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.