Ten postulat Hipokratesa, nazywanego często ojcem medycyny, powinien być aktualny także dzisiaj. Zdrowy, wartościowy pokarm może zapewnić nie tylko witalność i odporność naszego organizmu, ale także wpływać na stan zdrowia psychicznego i ograniczać ryzyko chorób cywilizacyjnych.
Po pierwsze – pestycydy
Wiemy już doskonale, że najlepsza jest dieta bogata w owoce i warzywa. Jest ona nie tylko niskokaloryczna, ale stanowi źródło witamin i mikroelementów. A przynajmniej powinna stanowić, albowiem doniesienia o zmniejszającej się zawartości składników odżywczych w wymienionych grupach produktów znamy już od dawna. Za cenę idealnego kształtu i dorodniejszych okazów, akceptujemy plony dojrzewane w „dojrzewalniach” – uzyskiwane w sztucznych, pozbawionych gleby hodowlach. A jeśli nawet widzimy prawdziwe pola, to próżno szukać na nich ludzi zbierających chwasty czy stonkę ziemniaczaną. Próżno też szukać chwastów w uprawach.
Herbicydy, insektycydy, fungicydy i dziesiątki innych środków zwalczających owady, bakterie, wirusy, grzyby, poprawiających wzrost, zwiększających plony, przyspieszających dojrzewanie. Szeroko pojęte środki ochrony roślin. Rocznie w Europie zużywa się ich ok. 140 tys. ton. Są takie, które są obojętne dla organizmu, ale są też rakotwórcze. To prawda, że istnieją współczynniki bezpieczeństwa, dopuszczalne dawki substancji chemicznych nie wywołujące jeszcze skutków ubocznych. Ale dopuszczalna dla kogo? Czy dla mnie także? A co ze zjawiskiem kumulacji w organizmie? Dane o zawartości substancji chemicznych w produktach są zazwyczaj dostarczane przez... producentów danej substancji. Normy ustalane są arbitralnie, często na podstawie badań laboratoryjnych przeprowadzanych lub sponsorowanych przez... koncerny produkujące pestycydy.
Po drugie – polepszacze wszystkiego
Na pestycydach nie kończy się niestety chemizacja naszych pokarmów. Do przetwarzanej żywności wędrują konserwanty, wzmacniacze smaku, utrwalacze koloru, spulchniacze... W ciągu roku spożywamy nawet kilka kilogramów tych chemicznych dodatków.
Konsekwencje? Nie tylko wzrastająca liczba nowotworów i zgonów z powodu nowotworowych chorób przewodu pokarmowego, ale także to, co dotyka nas szybciej i szerzej: alergie, pokrzywki, astma oskrzelowa, odczyny zapalne lub niekorzystny wpływ na naszą barierę immunologiczną.
Według zaleceń WHO dzienne spożycie sorbinianu potasu ukrytego pod symbolem E202 nie powinno przekroczyć 25 mg na kilogram masy ciała. Jest on powszechnie dodawany do pieczywa, ciast, czekolad, napojów, serów, jogurtów, mięs, ryb wędzonych i wielu innych. Czy ktoś z nas ma pojęcie, jaką ilość tej substancji spożywa w ciągu doby?
Zadbajmy o florę jelitową
Jeśli do tej pory nie dbaliśmy o naszych sprzymierzeńców bytujących w jelitach, to koniecznie o tym pomyślmy. Bez ich dobrostanu szanse na przetrwanie wszelkich pandemii mamy znacznie mniejsze. W naszym jelicie bytuje miliony pożytecznych drobnoustrojów (nawet ok. 800 gatunków różnych bakterii), bez których utrzymanie naszego organizmu w równowadze jest niemożliwe.
Bakterie bytujące w świetle naszych jelit biorą udział w procesach wchłaniania składników mineralnych, syntezie witamin, zwalczaniu drobnoustrojów chorobotwórczych czy regulacji mechanizmów odpornościowych zachodzących w jelitach. Nawracające infekcje dróg oddechowych czy dróg moczowych również mogą mieć związek z obniżoną liczbą bakterii immunostymulujących jelit. Coraz częściej zwraca się uwagę na związek zaburzeń flory jelitowej z chorobami autoimmunologicznymi czy cywilizacyjnymi. Flora jelitowa ma wpływ na syntezę niektórych neuroprzekaźników zachodzącą w jelitach, jak choćby serotoniny, której niedobór może skutkować zaburzeniami depresyjnymi. Wytwarzany przez bakterie jelit kwas masłowy działa na błonę śluzową przeciwzapalnie, przeciwnowotworowo i reguluje prawidłową motorykę jelit.
Kilka słów o antybiotykoterapii
Zdecydowana większość infekcji, na które zapadamy, to infekcje wirusowe. Do nich należą popularne „katary”, zapalenia oskrzeli z męczącym kaszlem czy bolesne zapalenie gardła, przypominające do złudzenia bakteryjną „anginę”. Oczywiście ostateczna decyzja podejmowana musi być zawsze po badaniu lekarskim, ale można zaryzykować twierdzenie, że ok. 90% infekcji, które nas dotyka na co dzień, nie powinno być leczone antybiotykiem.
W przeciwnym razie nie tylko nie zwalczamy przyczyny problemu (jak wiadomo antybiotyki nie działają na wirusy), ale generujemy skutki uboczne, niszcząc chociażby pożyteczną mikroflorę naszych jelit i pogłębiając jeszcze spadek odporności. Po takim wyjałowieniu jelita muszą powracać do równowagi miesiącami. Z drugiej zaś strony, przyczyniamy się do hodowania coraz to bardziej odpornych na antybiotyki i zjadliwych dla nas drobnoustrojów. Oczywiście główny ciężar odpowiedzialności leży po stronie lekarzy zalecających leczenie, ale nie bez winy są pacjenci, którzy niejednokrotnie wymuszają taki sposób terapii.
Czy jest się czego obawiać?
Czy warto teraz obierać drogę pod prąd, skoro chemizacja żywności i nawyki dotyczące choćby antybiotykoterapii są utrwalone, a w końcu nie widać, żeby ludzie masowo umierali ze względu na te czynniki? Niby tak, tylko pytanie, czy nie znajdujemy się właśnie na jakimś zakręcie. Czy pandemia COVID-19, coraz agresywniej atakujące nas inne wirusy, ostrzeżenia o pojawianiu się „superbakterii”, opornych już na wszelkie antybiotyki, wzrastająca liczba alergii, nowotworów przewodu pokarmowego, nie powinny nas skłonić do refleksji?
Jak się ratować?
Unikajmy produktów długoterminowych, powróćmy do własnych przetworów, mrożenia, kiszenia, suszenia. Zastanówmy się, czy nie warto zagospodarować kawałka ziemi przed domem do uprawy choćby podstawowych warzyw. Nie rozwiąże to całkiem problemu, ale nie wymagająca wiele zachodu hodowla sałaty, koperku czy pietruszki wzbogaci nasze posiłki. Starajmy się opierać naszą dietę na produktach sezonowych. Zaopatrujmy się u lokalnych producentów żywności, najlepiej znajomych, których obdarzamy zaufaniem. Dobrze jest zgłosić się po produkty do gospodarstwa hodowcy, sprawdzając przy okazji, czy pola położone są w bezpiecznej odległości od ruchliwych ulic.
Zadbajmy też o naszych sprzymierzeńców jelitowych – pamiętajmy o stałym spożywaniu kiszonych produktów: ogórków, kapusty, buraków, zsiadłego mleka. Kompletowanie naturalnej apteczki, zawierającej bakteriobójcze i wzmacniające układ odpornościowy preparaty, zacznijmy wczesną wiosną. Najlepiej podczas wycieczek za miasto i przy słonecznej pogodzie. Czarny bez, podbiał, kwiat lipy, owoc dzikiej róży – to produkty, które przetworzone kupujemy potem w różnych drogich specyfikach. Możemy zaopatrzyć się w nie sami, za darmo. Pomyślmy z pokorą o leczniczych właściwościach wielu roślin (jak choćby pokrzywa), z których można przyrządzić smaczne dania. Nie tylko nasza flora jelitowa podziękuje nam za to, ale wzmacniając cały układ odpornościowy unikniemy wielu infekcji, a te, które spotkamy na swojej drodze, łatwiej uda się zwalczyć bez sięgania po antybiotyki.
Profilaktyka się opłaca
Zdrowe produkty możemy czerpać bezpośrednio z natury, darmowo. Herbata z kwiatu lipy, z mięty, smaczna zupa pokrzywowa – kosztować nas będą tylko trochę czasu, który zamieniony na spacer za miasto czy pracę w ogrodzie poprawi dodatkowo naszą kondycję. Rzadsza absencja w pracy, własne, naturalne produkty lecznicze – to już realny wymiar ekonomiczny. Za nami wiele trudnych miesięcy pandemii. Analiza śmiertelnych przypadków z oddziałów covidowych dowodzi, że zazwyczaj wirus trafiał w jakieś słabe ogniwo: nadwaga, powiązana ze złą dietą i trybem życia, przemęczenie, choroba metaboliczna. Opłaca się wykorzystać dany nam jeszcze czas na wzmocnienie tych słabych ogniw. Może to kiedyś ocali nam życie, a z pewnością dostarczy satysfakcji i lepszego samopoczucia.
Pytania do przemyślenia:
1. Czy nie niszczę swojego zdrowia przez nadmierną ilość spożywanych słodyczy, konserwowanej żywności i używek?
2. Czy chcąc być zdrowym staram się korzystać z walorów zdrowotnych natury?
3. Czy w walce z infekcją nie sięgam za szybko po antybiotyk?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.