Marketing zamiast debaty publicznej

Niedziela Niedziela
28/2011

O tym, kto zyskuje, a kto traci z powodu braku rzeczowej debaty publicznej, o programach partii politycznych z dr. Tomaszem Żukowskim rozmawia Wiesława Lewandowska

 

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Od ubiegłorocznych wyborów prezydenckich na scenie politycznej mamy sporo zaskakujących incydentów o charakterze personalnym (np. powstanie i rozpadanie się PJN) i wciąż niewiele debat programowych. Czy w takiej sytuacji można mówić o procesach stabilizujących tę scenę, czy wręcz przeciwnie?

DR TOMASZ ŻUKOWSKI: – Mamy do czynienia z niewątpliwą stabilizacją podziału politycznego, społecznego i  kulturowego, którego stronami są dwie główne partie: Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość. Różnią się one nie tylko osobowościami liderów czy stylem działania, ale także – przede wszystkim – sposobem zakorzenienia w najważniejszych polskich tożsamościach, reprezentowanymi interesami, wreszcie wizjami państwa, jego polityki wewnętrznej i zagranicznej. Po jednej stronie mamy zwolenników „Polski liberalnej”, po drugiej – „społeczno-solidarnej”.

– Osiągnęliśmy wreszcie to, czym cieszą się stare demokracje – silną dwupartyjność?

– Ten podział rzeczywiście się wyklarował i jakoś utrwalił, choć przecież w polityce, zwłaszcza polskiej, nic nie jest na zawsze… Można jednak z pewnością powiedzieć, że już od sześciu lat w kolejnych wyborach dwa pierwsze miejsca zajmują zawsze te same formacje: PiS i PO. I że wszystkie nowe inicjatywy, próbujące zmienić ten układ sił, kończą się niepowodzeniem.

– Przyglądając się gdańskiej konwencji PO, można by powiedzieć, że mamy znów w Polsce przewodnią siłę narodu. Donald Tusk nawołuje: „Żeby Polska była wielka, a Polakom żyło się lepiej!”. Czy to nie brzmi jak powtórka z historii?

– Nie tylko retoryka polityczna przypomina dekadę gierkowską. Niestety, także kiepski stan finansów państwa, chowany skrzętnie pod dywan. Wracając do Platformy, można powiedzieć, że Polską rządzi dziś formacja, która wchodzi w rolę partii dominującej. Zaczynamy mieć kłopoty z równorzędną debatą publiczną i zrównoważonym, pluralistycznym układem sił politycznych.

– Jak doszło do ustanowienia tej dominacji?

– To konsekwencja zawiązania przez Platformę koalicji anty-PiS-u, skierowanej przeciwko głównemu rywalowi. W jej skład weszło PSL (sojusznik PO w rządzie, parlamencie i sejmikach), ale także większość establishmentu, potężnych grup interesu (w tym główne koncerny medialne). Sprzyja jej obecny prezydent ze swym zapleczem. Jej udziałowcem jest de facto również Sojusz Lewicy Demokratycznej. Połączenie tylu potencjałów daje anty-PiS-owi strukturalną przewagę nad obozem PiS. Osłabia też mechanizmy konkurencji wewnątrz systemu politycznego oraz procesy kontrolowania rządzących przez media.

– A kilkanaście lat temu wydawało się, że to właśnie lewica będzie w Polsce przez długie lata dominowała...

– Rzeczywiście, jeszcze przed dziesięcioma laty lewica prawie niepodzielnie dominowała zarówno w polityce, jak i w instytucjach państwa… Wystarczyło jednak kilka lat, by układ sił zmienił się nie do poznania. Skończyła się kadencja prezydenta Kwaśniewskiego, zaś SLD utracił większość swoich wpływów... Potwierdziło się, że w polityce, zwłaszcza polskiej, nic nie jest na zawsze… Obecna lewica jest obozem zdecydowanie słabszym.

– Z którego co chwilę wykruszają się tzw. osobowości polityczne i przechodzą do liberalnej PO…

– To konsekwencja ścierania się wewnątrz szeroko rozumianej lewicy dwóch alternatywnych strategii. Kierowany przez Grzegorza Napieralskiego SLD chętnie chciałby się wybić na większą niezależność i podmiotowość, także spierając się z obecnym rządem. Z kolei związane z lewicą środowiska establishmentu – dziennikarskie, artystyczne, biznesowe – wolą, przynajmniej na razie, poprzeć Platformę. Boją się bowiem ciągle sukcesu PiS-u i realizacji programu Polski republikańsko-solidarnościowej.

– A co na to lewicowe zaplecze społeczne?

– Wyborcy lewicowi są podzieleni. Ci najbardziej antyklerykalni albo zerkający z zazdrością na „nową lewicę” z Zachodu głosują raczej na SLD. Jednak spora część centrolewicowego elektoratu wybiera dziś PO. To często te osoby, które przed rokiem poparły Bronisława Komorowskiego, a nie Grzegorza Napieralskiego w pierwszej turze wyborów prezydenckich.

– PO chętnie przygarnia zbiegłych z SLD polityków, z kolei PiS kusi elektorat SLD swym programem społecznym…

– To prawda, część środowiska lewicy, która ciągle oczekuje państwa solidarnego, wspierającego obywateli zagrożonych przez różne dysfunkcje rynku, chętnie spogląda na PiS lub PSL.

– Spogląda, ale jednak pozostaje na ogół w obozie anty-PiS-u. Czy dlatego, że PiS nie dociera ze swym przekazem programowym zbyt szeroko i przekonująco?

– Z wielu różnych badań wynika, że program i poglądy liderów PiS-u dotyczące kwestii ekonomicznych, polityki społecznej czy wizji państwa mogą liczyć na poparcie wykraczające wyraźnie poza krąg elektoratu tej partii. Gdyby debata publiczna w Polsce dotyczyła przede wszystkim najważniejszych problemów społecznych, kulturowych czy ekonomicznych, zaś dwie główne partie miałyby w niej równe możliwości, to szanse Prawa i Sprawiedliwości na pokonanie konkurenta i wyborczy sukces byłyby bardzo duże...

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...