Zaangażowanie polityczne jest moralnym i religijnym obowiązkiem świeckiego katolika. Każdy na swój sposób, z właściwym swojemu miejscu i powołaniu stylem, musi zaangażować się w życie społeczne swojego kraju. Odmowa realizacji tego zadania jest w istocie odrzuceniem właściwego osobom świeckim powołania.
Nie ma wątpliwości, że nie ma różnicy stopnia w chrześcijaństwie między duchownymi a świeckimi. I jedni, i drudzy włączeni są przez chrzest w Mistyczne Ciało Chrystusa; i jedni, i drudzy uczestniczą w kapłańskiej, królewskiej i prorockiej misji Chrystusa; i wreszcie i jedni, i drudzy są powołani do świętości. Ale, o czym często się ostatnio zapomina, realizacja powołania do świętości czy misji Kościoła w świecie realizuje się w przypadku świeckich inaczej, niż w przypadku duchownych. Bogactwem Kościoła jest fakt, że mamy różne powołania i że na różne sposoby realizujemy swoją godność dzieci Bożych. Kapłani nie mają być świeckimi (co ostatnio coraz częściej się zdarza), a świeccy nie mają się klerykalizować (co także jest coraz większym niebezpieczeństwem). I jedni, i drudzy mają jednak pozostać czytelnym znakiem dla świata.
Istotę doczesnego powołania każdego chrześcijanina w życiu doczesnym najpełniej wyrażają słowa Jezusa Chrystusa, który wzywa nas do bycia „solą ziemi” i „światłością świata”. „Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5:13-16) – mówi Jezus do swoich uczniów. A to przesłanie pozostaje aktualne także w naszych czasach.
Co ma ono oznaczać? Otóż chrześcijaństwo, a szerzej Objawienie, które dokonało się w Starym i Nowym Testamencie przyniosło głęboką rewolucję antropologiczną. Inny, drugi człowiek stał się naszym bliźnim, który stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga, a zatem wymaga szacunku i służby, jaką winniśmy Bogu. Drugi staje się Chrystusem, jak to niezwykle mocno przypominał Jezus, mówiąc do swoich uczniów, „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). I to jest właśnie program chrześcijanina, który zawsze musi mieć świadomość, że w drugim, w głodnym, spragnionym, przebywającym w więzieniu (przecież nie za niewinność), najsłabszym spotyka się z Bogiem i Bogu samemu służy.
Ta służba dokonuje się oczywiście na różne sposoby. Kapłan, zakonnik oddaje często swoje życie Chrystusowi w posłudze konkretnym „wykluczonym”. Kamilianin czy bonifrater chorym, salezjanin czy pijar młodzieży, a albertyn bezdomnym. Jednak powołanie do służby obejmuje także świeckich. I chodzi nie tylko o – także konieczną – jałmużnę czy pracę charytatywną, ale także o takie zmienianie świata, by był on bardziej przyjazny ubogim, wykluczonym, poniżonym. I tu właśnie zaczyna się rola polityki, rozumianej nie jako gra partyjna, nie jako wielki marketing czy sztuka komunikacji, ale jako „roztropna troska o dobro wspólne”. Chrześcijanin, wkraczając w tę sferę musi mieć świadomość, jakie cele sobie stawia, ale także, że ma zawsze pozostać w niej sobą, a nie dać się przekształcić na wzór świata. Ma „posolić” świat, a nie „utracić smak”.
Realizacja tego programu dokonuje się w trzech wymiarach, które wyrastają z sakramentu chrztu, który włącza nas w potrójną misję Chrystusa i Kościoła.
Pierwszym z nich jest wymiar kapłański. Katolik, uczestnicząc w życiu społecznym i politycznym, nigdy nie może zapomnieć, że wszystko, co robi i co czyni, a także cały świat zjednoczyć ma z Ofiarą eucharystyczną. I już tylko to pokazuje, jaka powinna być to służba. Trudno sobie wyobrazić, na przykład, zjednoczenie z czystą prawdą nieustanny fałsz kampanii wyborczej, udawanie marketingowców czy brutalne chwyty pijarowców. I nie chodzi tu o jakiś idealizm, który eliminuje z polityki jej ziemski wymiar, ale o świadomość, że marketing, PR, partyjna polityka ma sens, tylko wówczas, gdy chodzi w niej o coś więcej, niż tylko o czystą strategię i władzę. Z Ofiarą eucharystyczną można zjednoczyć prawe intencje, mocny program, ale nie da się z nią pojednać fałszu, udawania czy gry. Chrześcijanin, jeśli ma pozostać kapłanem, musi zaś o tym pamiętać.
Nie mniej istotna jest misja prorocka. Chrześcijanin w życiu publicznym musi być wyraźnym znakiem sprzeciwu wobec wszelkich tendencji dehumanizujących czy depersonalizujących. Gdy świat jest przeciwko Żydom, nienarodzonym czy małżeństwu jego obowiązkiem jest jasno i wyraźnie głosić Prawdę i bronić zasad. Gdy świat odrzuca prawdę o ludzkiej seksualności czy płciowości, on – nawet za cenę doczesnej przegranej – ma mówić o tym, co jest prawdą o ludzkiej naturze, o relacjach, o człowieczeństwie. Nie może pogodzić się z terrorem politycznej poprawności czy hedonizmem. I żeby nie było wątpliwości dotyczy to nie tylko polityka, ale również wyborcy. Prorockość polega na tym, że wybierając kieruje się nie bieżącym interesem politycznym, ale... Prawdą, którą ma odwagę odczytywać i głosić.
I wreszcie uczestnictwo w urzędzie królewskim oznacza, że nasze cele tu na ziemi nie są tylko doczesne. Działając w polityce, przy pełnej świadomości jej doraźnych celów, powinniśmy też pamiętać o tym, że jako chrześcijanie uczestniczymy w budowaniu królestwa Bożego. Nasze działania, decyzje albo się do tej realizacji przykładają, albo od niej oddalają. Nie ma co oczywiście liczyć na zbudowanie królestwa Bożego już tu na ziemi naszymi rękoma. To zawsze kończyło się klęską, ale systemy polityczne czy cywilizacje różniły się jednak od siebie choćby odległością od nauki chrześcijańskiej. I dlatego można powiedzieć, że średniowiecze – przy wszystkich jego słabościach – bliższe jest chrześcijańskiemu ideałowi niż współczesność. Chrześcijaństwo nie ma jednak spoglądać wstecz i marzyć o jakimś powrocie do „złotej epoki”, ma jednak budować choćby elementy królestwa Bożego już w tej rzeczywistości. Aby jednak było to możliwe, trzeba sobie jasno powiedzieć, że naszym Wodzem, Królem, Przywódcą jest zawsze Chrystus. On jest tym, któremu podporządkowane ma być całe nasze życie. Kompromis, konstytucja, prawo stanowione nigdy nie mogą Go zastąpić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.