Wiadomości ze świata polityki są dziś dostępne na wyciągnięcie ręki, a mimo to wiele osób to polityczni ignoranci. Przed zainteresowaniem życiem społecznym uciekać nam nie wolno.
Roztropna troska o dobro wspólne – tak politykę definiuje katolicka nauka społeczna. Jednak obserwując krajowe życie polityczne można stwierdzić, że takie ujęcie polityki niewiele ma wspólnego z obrazem, który uderza z przekazów medialnych. Niewiele w nich roztropności, tym bardziej troski, a już najmniej dobra wspólnego. To z pewnością jeden z wielu powodów, który sprawia, że jako społeczeństwo uciekamy od polityki i się nią nie interesujemy, choć jednocześnie nie mamy problemów… by o polityce mówić i ją oceniać. Przykład? Według badań CBOS 45 proc. z nas popiera wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych, 81 proc. jest za rozstrzyganiem wątpliwości w prawie podatkowym na korzyść obywatela, a 75 proc. chce zniesienia finansowania partii z budżetu. Te trzy kwestie będą przedmiotem wrześniowego referendum. Jednocześnie co drugi Polak… nie wie, czego to powakacyjne głosowanie będzie dotyczyć.
Wybory i protesty
Tego typu niewiedza ma swoje przełożenie na naszą aktywność polityczną. Ta, jeśli jest w jakikolwiek sposób okazywana, najczęściej ma miejsce jedynie podczas wyborów. Jednak i tu liczby nie są zachwycające. W pierwszej turze ostatnich wyborów prezydenckich frekwencja wyniosła niespełna 49 proc., w prezydenckiej dogrywce wynik był nieco lepszy, bo ponad 55 proc. W życie obywatelskie Polacy angażują się jeszcze wówczas, gdy zagrożone są partykularne interesy danej grupy społecznej czy zawodowej, np. górników, rolników, pielęgniarek itp. Takie manifestacje w skali całego społeczeństwa są jednak śladowe i mocno „tematyczne”, skupiają się tylko na jakiejś wybranej kwestii i nie dotyczą ogółu. Podobnie rzecz ma się w przypadku manifestacji światopoglądowych. Tak z prawej, jak i z lewej strony politycznej ograniczają się one jedynie do najaktywniejszych członków danej organizacji.
– W każdym społeczeństwie można wyróżnić trzy grupy osób. Pierwsza grupa to ta, która bardzo interesuje się polityką. Drugą stanowią ci, którzy interesują się nią tylko wtedy kiedy ona ich dotyczy. Wreszcie trzecia składa się z osób, które polityką w ogóle się nie zajmują. Ważne jest to, jakie są proporcje między tymi grupami – mówi dr Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Zainteresowanie wzbudza bijatyka polityczna na szczeblu centralnym, ale w wymiarze, jaki widzimy w mediach. To budzi emocje polityczne, ale nie budzi wiedzy, bo ten przekaz jest płytki. Kiedy więc przychodzi co do czego i trzeba wykazać się konkretną wiedzą, zaczynają się schody – zaznacza dr Jacek Kloczkowski, politolog z Ośrodka Myśli Politycznej. Głębszemu zainteresowaniu polityką nie sprzyja też tocząca się polityczna wojna polsko-polska i pozorna konieczność opowiedzenia się po którejś ze stron tego sporu. – W naszej polityce dominuje obawa, a nie nadzieja. Na daną partię głosuje się z obawy, żeby nie wygrała druga strona. Jeśli więc w sprawie fundamentalnej zgadzamy się z którąś opcją, to w kwestiach szczegółowych nie patrzymy jej już tak uważnie na ręce i tak bardzo się nimi nie zajmujemy – zauważa dr Jarosław Flis.
Politycy podcinają skrzydła
Na brak rzeczywistego i merytorycznego zainteresowania polityką wpływają też sami politycy. Świadomy i aktywny udział obywateli w życiu społecznym już na najniższym szczeblu lokalnej społeczności jest fundamentem działania systemu demokratycznego. Tymczasem obserwując poczynania i niektóre decyzje klasy politycznej, trudno nie odnieść wrażenia, że dąży się do ograniczenia wpływu i głosu obywatelskiego. I nie chodzi tu tylko o arogancję lub nieprzejmowanie się krytyką wywołaną nadużyciami czy aferami z udziałem wysokiej rangi urzędników i polityków. Próby oddolnej aktywności politycznej są przez polityków skutecznie tłumione, czego przykładem mogą być odrzucone tylko w ostatnim czasie inicjatywy obywatelskie w sprawie referendum, które z kretesem poległy w Sejmie. Taki los spotkał m.in. wnioski o obywatelskie głosowanie w kwestiach: wieku emerytalnego (popartego przez prawie 2 mln osób), edukacji (prawie milion podpisów poparcia) czy lasów państwowych (popierany przez ponad 2,5 mln osób). Podobnie przez parlament traktowana jest obywatelska inicjatywa ustawodawcza, choćby ta dotycząca zakazu aborcji eugenicznej, odrzucona przed prawie dwoma laty, czy ta tegoroczna dotycząca zniesienia obowiązku szkolnego sześciolatków, która także nie została przez parlament przyjęta. – Przecież to społeczeństwo dało szansę tym politykom i ich wybrało. Tymczasem oni lekceważą miliony osób i to w sprawach, w których mają one prawo się wypowiedzieć – mówi dr Jacek Kloczkowski. Nic zatem dziwnego, że według badania CBOS niemal trzy czwarte Polaków czuje, że nie ma wpływu na losy kraju. Od tego już tylko krok nie tylko do politycznej bierności, ale także do kompletnego braku zainteresowania otaczającą rzeczywistością społeczną.
Internet to nie wszystko
Miejscem zdecydowanie bardziej wzmożonej aktywności politycznej jest internet. Jej powszechność, z uwagi na to, że na razie dotyczy głównie ludzi młodych, jest jednak melodią przyszłości. Z zasobów internetowych dotyczących polityki korzysta młodzież, ale tylko ta o większej politycznej świadomości. Ile jest takich osób? Niezbyt wiele. Według badań CBOS z 2013 r. prawie trzy czwarte uczniów ostatnich klas szkół ponadgimnazjalnych (a więc także osoby pełnoletnie, mające już prawa wyborcze) nie potrafi sprecyzować swoich poglądów politycznych. Czy może być jednak inaczej, skoro jedynie 11 proc. uczniów twierdzi, że wydarzenia na scenie politycznej śledzi raczej uważnie, a tylko 3 proc. stanowią osoby bardzo zainteresowane tą tematyką. – Dla młodych ludzi wiele rzeczy jest ciekawszych niż polityka. W Polsce polityka bardzo źle się kojarzy, a wynika to ze słabej jakości klasy politycznej. Zainteresowaniu nie sprzyja też dzisiejsza edukacja, która ma charakter bardziej techniczny i nie ma w niej wiele miejsca na idee. Ponadto wielu młodych ludzi nie wiąże swojej przyszłości z tym krajem – tłumaczy dr Jacek Kloczkowski.
Katolickie zadanie
Udział w życiu publicznym to jednak zadanie katolików. Naszym obowiązkiem jest promowanie oraz działanie zgodne z wartościami chrześcijańskimi, a także kierowanie się nimi przy podejmowaniu politycznych wyborów i decyzji, tak aby w pełni realizować wspomnianą wcześniej troskę o dobro wspólne. Odpowiedzialność za to ciąży nie tylko na katolickich politykach, ale także na każdym członku Kościoła. Św. Jan Paweł II w adhortacji Christifideles laici stwierdził wyraźnie: „Świeccy nie mogą rezygnować z udziału w «polityce», czyli w różnego rodzaju działalności gospodarczej, społecznej i prawodawczej, która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra; (…) Prawo i obowiązek uczestniczenia w polityce dotyczy wszystkich i każdego; formy tego udziału, płaszczyzny, na jakich on się dokonuje, zadania i odpowiedzialność mogą być bardzo różne i wzajemnie się uzupełniać. Ani oskarżenia o karierowiczostwo, o kult władzy, o egoizm i korupcję, które nierzadko są kierowane pod adresem ludzi wchodzących w skład rządu, parlamentu, klasy panującej czy partii politycznej, ani dość rozpowszechniony pogląd, że polityka musi być terenem moralnego zagrożenia, bynajmniej nie usprawiedliwiają sceptycyzmu i nieobecności chrześcijan w sprawach publicznych”.
Nie możemy więc uciekać od polityki, ale żeby podejmować roztropne decyzje, musimy być do tego odpowiednio przygotowani. Nie każdy musi być politycznym ekspertem, ale każdy powinien mieć podstawową wiedzę o funkcjonowaniu państwa i jego instytucji, o tym, co aktualnie dzieje się w naszej społeczności lokalnej i na arenie krajowej. Wycofanie i ignorancja to duża nieodpowiedzialność. Życie nie znosi próżni. Jeśli jako katolicy ustępujemy z pola troski o wspólne dobro, to zostawiamy jeszcze więcej miejsca dla tych, którzy już organizują otaczającą nas rzeczywistość na swój sposób.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.