W gabinecie psychoterapeutycznym na ogół nie rozmawia się o sumieniu. Nie ma tu miejsca na to, aby się do niego intencjonalnie odnosić. Byłaby to bowiem próba wywierania wpływu, przekonywania, agitacji, a czasem nawet presji.
Pacjent zgłosił się do mnie do gabinetu z problemami życiowymi. Obok innych tematów nagle opowiada o swoich częstych wypadach ze znajomymi na piwo. „Ile razy w tygodniu zdarzają się takie wyjścia? – pytam. – Ile spożywa pan wtedy alkoholu?”. Po uzyskaniu odpowiedzi w żaden sposób tego nie komentuję. Na etapie wywiadu zwykle bowiem ograniczam się tylko do zbierania informacji. Tydzień później, na drugiej konsultacji mężczyzna zwierza się, że po naszym pierwszym spotkaniu postanowił ograniczyć swoje zakrapiane spotkania. „Dlaczego pan to zrobił? – pytam. – Przecież ja w żaden sposób nie sugerowałem panu, czy to jest dobre, czy złe”. „Pana pytania zmusiły mnie do refleksji nad tym, co robię – odpowiedział. – Czy to mi służy, czy nie. Uznałem, że tamte spotkania to była jednak forma ucieczki od moich bieżących problemów. Nic sensownego na dłuższą metę z tego nie wynika…”.
Używając terminologii Zygmunta Freuda, można powiedzieć, że w pacjencie uruchomiło się ego reflektujące. Ono uzdolniło go do rezygnacji z ulegania impulsom ze sfery id. Tym, którymi rządzi zasada dążenia do przyjemności.
Psychoterapia a sumienie
W gabinecie psychoterapeutycznym na ogół nie rozmawia się o sumieniu. Nie ma tu miejsca na to, aby się do niego intencjonalnie odnosić. Byłaby to bowiem próba wywierania wpływu, przekonywania, agitacji, a czasem nawet presji. A jednak przytoczony wyżej przykład dobrze obrazuje to, jak neutralne pytania terapeuty mogą uruchamiać sumienie. Dzięki nim pojawia się bowiem jakiś proces refleksji, który prowadzi do lepszego rozumienia siebie, a nieraz i krytycznej oceny własnego postępowania. Jej skutkiem bywa gotowość do wprowadzenia zmiany w życiu, kiedy sam pacjent uzna, że jego dotychczasowe działania przynoszą negatywne skutki. Kiedy brakuje motywacji albo nie ma umiejętności dokonania zmiany, praca dotyczy poznawania i przepracowywania mechanizmów psychicznych, które to utrudniają.
Gdyby sam terapeuta zaczął wyrażać sąd na temat wartości moralnej jakiegoś zachowania, stanąłby po stronie superego pacjenta, a więc oceniającej i karzącej wewnętrznej instancji. Kształtuje się ona w interakcji z rodzicami albo innymi osobami znaczącymi. Tym samym psychoterapeuta nie prowadziłby pacjenta do refleksji nad sobą, ale próbowałby na niego wpływać. W gabinecie psychoterapeutycznym ważniejsze jest jednak, aby to sam pacjent we własnym tempie dochodził do zmian w swoim życiu, niż by wyręczał go w tym terapeuta. I choć droga na skróty mogłaby czasem kusić wizją szybszej zmiany, dokonywałaby się ona pod wpływem zewnętrznego nacisku, a nie wewnętrznej motywacji. Stąd małe szanse na to, że przemiana byłaby trwała, gdyby nacisk zewnętrzny zelżał. Ponadto jakakolwiek presja ze strony terapeuty budziłaby dodatkowy opór. I zamiast walczyć z własnymi destrukcyjnymi mechanizmami psychicznymi, pacjent zacząłby spierać się z terapeutą.
Między moralną presją a dojrzałą autonomią
Powyższe dylematy dobrze ujmuje Carl Gustaw Jung, który odróżniał sumienie moralne od sumienia etycznego. Pierwsze można porównać do Freudowskiego superego, którym rządzi wymóg dostosowania się do zewnętrznych społecznych norm. Dziecko jest karane w procesie wychowania za zachowania sprzeczne z normami, a nagradzane za ich przestrzeganie. Sumienie etyczne rodzi się natomiast w procesie samowychowania, osobistego rozwoju, czasem w relacji z mistrzem. Wierność mu wiąże się wtedy nie z jakimiś zewnętrznymi naciskami, ale z osobistą motywacją. Zresztą superego w ujęciu Freuda też zawierało ten element w postaci dążenia do ja idealnego.
Ten etap rozwoju prowadzi do indywiduacji, a więc dalszego samodzielnego procesu odkrywania i realizacji wartości w życiu człowieka. Jest ono wyrazem większej dojrzałości i samodzielności w poszukiwaniu powołania i wartości, na których dana osoba pragnie oprzeć swoje życie, aby lepiej rozwijać się w służbie innym ludziom...
Osobę, która kieruje się sumieniem moralnym, można porównać do najemnika, który tylko wykonuje cudze rozkazy. Sumienie etyczne występuje u osób, które nie tylko dostosowują się do zewnętrznych wymogów, ale potrafią żyć także w wymiarze bezinteresownego daru z siebie.
Intuicje te pokrywają się w pewien sposób z myślą św. Ignacego Loyoli. Autor Ćwiczeń duchowych zalecał bowiem kierownikowi duchowemu, aby w swoim towarzyszeniu rekolektantowi w kontekście jego wyboru powołania nie skłaniał go ku żadnej opcji, „lecz stojąc w środku, niczym języczek u wagi, niech dozwoli Stwórcy działać bezpośrednio ze swoim stworzeniem, a stworzeniu ze swoim Stwórcą i Panem”[1].
Sumienie w teologii moralnej
Teologia moralna definiuje sumienie jako wewnętrzną władzę człowieka, dzięki której potrafi on dokonywać oceny moralnej własnego postępowania. Najbardziej teologiczna definicja twierdzi, że jest to głos Boga w człowieku. To piękne i proste ujęcie. Nieco się jednak komplikuje, kiedy zaczynamy dzielić włos na czworo. Głos bowiem to inaczej komunikat, impuls, wezwanie, ocena. A jego istnienie zakłada zarówno obecność nadawcy, jak i odbiorcy. Obraz Boga, jaki posiada w sobie odbiorca, będzie miał zatem wpływ na to, jak zrozumie on odebrane przesłanie. Czy jego nadawcą jest surowy i niedostępny Prawodawca, czy też miłosierny Ojciec zatroskany o los syna marnotrawnego? Wpływ na przekaz będzie miał również obraz siebie samego. A zarówno jeden, jak i drugi zwykle kształtuje się w różnych interakcjach społecznych. Stąd teologia moralna obok prawego sumienia, które trafnie ocenia postępowanie człowieka, wyróżnia również możliwe zniekształcenia naszych ocen moralnych.
Typy sumienia
Z tego punktu widzenia sumienie może być zatem szerokie, kiedy potrafi wszystko wytłumaczyć, a pojęcie grzechu sprowadza tylko do rzadkich rażących wykroczeń. „Nikogo nie zabiłem ani nie okradłem, więc nie mam sobie nic do zarzucenia…” – można niekiedy usłyszeć taką deklarację. Nie ujmuje ona jednak bardziej subtelnych wymiarów życia, choćby w relacjach z najbliższymi albo w kwestii realizacji obowiązków stanu.
Sumienie może być także wąskie. Występuje ono u osób, które przeżywają poczucie winy zawsze, kiedy tylko dostrzegą własne uchybienia, nawet w drobnych nieraz nie do końca świadomych zachowaniach.
Istnieje też sumienie skrupulanckie, kiedy człowiek widzi i przeżywa swój grzech nawet tam, gdzie obiektywnie go nie ma. Tu wchodzimy na teren psychologii klinicznej. Z jej bowiem perspektywy w przypadku występowania silnych skrupułów moralnych można mówić o lękowych zaburzeniach nerwicowych.
I zdarzyło się w mojej praktyce, że z takim właśnie zespołem trafiał do mnie pacjent dzięki sugestii swojego stałego spowiednika. Kapłan zauważył bowiem, że proste pouczenie penitenta na temat tego, co jest grzechem w danej dziedzinie, a co nie, tylko na chwilę przynosiło mu ulgę. Po paru tygodniach mężczyzna bowiem powracał do spowiednika z kolejnymi bolesnymi wątpliwościami i lękiem, że jego mimowolne życiowe potknięcia bez jakiejś wyszukanej ekspiacji mogą zostać niewybaczone…
Skrupuły nie są sprawą rzadką w życiu duchowym. Święty Ignacy Loyola krótko po nawróceniu przeżywał je w tak silny sposób, że miał nawet pokusę popełnienia samobójstwa. W pokonaniu ich nie pomógł ani tygodniowy całkowity post, ani nakaz ze strony spowiednika, aby więcej nie spowiadał się z grzechów, które już zostały odpuszczone. Wyzwolenie stało się jego udziałem dopiero wtedy, kiedy przeanalizował myśli o swojej winie od pierwszej do ostatniej i odkrył emocjonalny mechanizm, który wikłał go i zniewalał. Potem swoje odkrycia spisał w Ćwiczeniach duchowych w postaci reguł o skrupułach.
I choć we wspomnianych odkryciach wewnętrznych św. Ignacy widział przede wszystkim Bożą pomoc i łaskę, a myśli prowadzące do skrupułów rozumiał jako podstępy złego ducha, można spojrzeć na nie również z perspektywy psychoterapii behawioralno-poznawczej. I nieraz w trakcie sesji sięgam po tego typu narzędzia, aby pomóc pacjentowi przeanalizować, jakie uczucia wywołało jakieś trudne doświadczenie i jakie po nim powstawały destrukcyjne myśli, które nabierały obsesyjnego charakteru… Uświadomienie sobie działania takiego mechanizmu i nabieranie do niego dystansu często prowadzi do wewnętrznego wyzwolenia.
Oprócz wspomnianych typów sumienia istnieje jeszcze sumienie błędne. I do dziś uderza mnie zapis z ukrytej kamery policyjnej furgonetki-pułapki, do której włamał się złodziej i przeżegnał się przed uruchomieniem silnika kradzionego samochodu… Krętymi drogami może chodzić ludzka myśl, kiedy ktoś prosi Boga o pomoc w sytuacji łamania Jego siódmego przykazania.
Innym przykładem takiego sumienia mogą być próby zamówienia mszy w intencji szczęśliwego zabiegu, który okazuje się... zabiegiem aborcji… A słyszałem niedawno, że takie prośby o mszę zdarzają się od czasu do czasu na przykład na Jasnej Górze. I pewnie ofiarodawcy bywają skonfundowani, że paulini nie chcą przyjąć takiej intencji mszalnej mimo chęci złożenia ofiary.
Duchowe kształtowanie
Skoro sumienie to wewnętrzne narzędzie pomiarowe służące do oceny własnego postępowania, aby było sprawne, powinno mieć związek z prawdą. Ta z kolei oznacza zgodność jakiejś wewnętrznej, subiektywnej oceny z przykazaniami i obiektywnym porządkiem moralnym. Wymaga to pracy nad dokładnością wskazań własnego sumienia. Można i trzeba je zatem kalibrować i ustawiać zakres jego działania. Duchowość chrześcijańska oferuje ku temu wiele skutecznych środków. Są one skierowane zarówno ku coraz lepszemu poznawaniu Boga i Jego oczekiwań względem chrześcijanina, jak również ku coraz dokładniejszemu rozumieniu zasad chrześcijańskiej moralności. Wreszcie pomoce mogą dotyczyć poznawania siebie i refleksji nad tym, czy moje myślenie o sobie samym nie zniekształca mojego głosu sumienia.
W pracy nad pierwszym wymiarem może pomóc lektura Pisma Świętego i medytacja nad poszczególnymi jego fragmentami. Tu droga Ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli może okazać się szczególnie pomocna. I to nie tylko w sensie duchowym, ale i klinicznym. Pewna doświadczona psychoterapeutka, u której szkoliłem się w nurcie psychodynamicznym, wspominała mi o pacjencie z poważnym zaburzeniem osobowości, który obok intensywnej terapii równocześnie szedł drogą rekolekcji ignacjańskich. Jej zdaniem skróciło to terapię o jakieś dwa i pół roku…
W drugim wymiarze pomocny może być namysł nad przykazaniami Bożymi, nauczaniem moralnym Kościoła, zastosowanie różnych rachunków sumienia. Również udział w rekolekcjach, które pogłębiają rozumienie zasad życia chrześcijańskiego w różnych jego obszarach może być pomocny.
Trzeci wymiar jest bardziej osobisty. Najskuteczniejsza jest tu zatem pomoc indywidualna, na przykład w dialogu ze współmałżonkiem, kierownictwo duchowe, udział w grupie dzielenia czy też spowiedź, najlepiej u stałego spowiednika.
Kiedy natomiast ktoś odkrywa w sobie niedomagania psychiczne, z którymi sobie nie radzi, korzystne może być również wsparcie psychoterapeuty.
Wszystkie te pomoce mają służyć nieustannemu namysłowi nad sobą. Winien on towarzyszyć każdemu człowiekowi, który troszczy się o swój osobisty rozwój duchowy. Niedoścignionym wzorem w tej dziedzinie był z pewnością wspomniany już św. Ignacy Loyola. Codziennie praktykował on bowiem dwa rachunki sumienia, w południe i wieczorem. Robił to nie dlatego, że był jakimś wielkim grzesznikiem. Po prostu odczuwał potrzebę nieustannego monitorowania własnej aktywności, zarówno w wymiarze pozytywnym, jak i negatywnym.
Znaki czasu
Wpływ na odczyty sumienia ma również kontekst społeczny, w jakim żyje człowiek. Ciągle jesteśmy bowiem na bieżąco bombardowani przeróżnymi ideami, które starają się proponować nam przeróżne drogi na skróty we własnych wyborach moralnych. Istnieją także społeczne przyzwolenia na zachowania nieewangeliczne. Także w obrębie Kościoła się to zdarzało i z perspektywy czasu historia negatywnie oceniła na przykład krucjaty, symonię, przemoc inkwizycji, polowania na czarownice czy też kupczenie odpustami. Pan Jezus strofował swoich współczesnych słowami: „Sprawnie uchylacie Boże przykazania, aby swoją tradycję zachować” (Mk 7,9). W innym miejscu zarzucał: „Ślepi przewodnicy, którzy przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda!” (Mt 23,24).
Zarzuty te można również odczytać w kontekście działań niektórych funkcjonariuszy współczesnego Kościoła. Dopiero wraz z moralnym rozwojem społeczeństwa dojrzewają do wyrazistego nazywania grzechów, które dotąd wydawały się nieistotne, a często i przemilczane. I chyba każda epoka ma swoich proroków, którzy przekraczają lęk i potrafią wbrew zastanemu status quo pokazać, że król bywa nagi.
Dziś obszarem, który domaga się wyjątkowej przejrzystości, jest kwestia nadużyć seksualnych ze strony duchownych, którzy sprzeniewierzyli się swojemu powołaniu. Mimo prób demaskowania ich działania przez lata wielu z nich pozostawało bezkarnymi. Dla osób decyzyjnych, które o tym wiedziały, środowiskowa solidarność oraz lęk przed utratą dobrego imienia instytucji stawały się ważniejsze niż ochrona i zadośćuczynienie bezbronnym ofiarom. W ten sposób następowało wypaczenie rozumienia nie tylko wartości ewangelicznych, ale i uniwersalnych praw człowieka.
Skandale seksualne w Kościele są przykładem takiej właśnie erozji sumienia i kładą się cieniem na wizerunku wspólnoty, która o sumieniu naucza i stara się je kształtować. Widać zatem nieustanną potrzebę przyglądania się różnorakim przejawom degradacji sumienia zarówno w Kościele, jak i w każdym innym środowisku. Korporacyjna mentalność grozi bowiem jego wypaczaniem. „Pobudowaliście kościoły, przeniknijcie wasze życie ewangelią” – powiedział w sposób profetyczny Jan Paweł II w Nowej Hucie w 1979 roku. Wrażliwość na znaki czasu oraz odwaga w walce z naturalnym oporem przed zmianą mogą otworzyć drogę do koniecznych reform, dzięki którym głos sumienia stanie się bardziej wyrazisty i czytelny.
Cezary Sękalski (ur. 1967), doktor teologii duchowości i psychoterapeuta. Pracuje w Małopolskim Centrum Psychoterapii w Krakowie. Przyjmuje pacjentów także w prywatnym gabinecie. Jest autorem książek i artykułów. Ostatnio wydał: Jak przebaczać a jak nie przebaczać w relacjach. Prowadzi bloga poświęconego psychoterapii i duchowości na stronie: psychoterapia-sekalski.pl.
[1] Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 2002, 15.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.