Wszystkie europejskie Kalwarie krajobrazowe powstały z tęsknoty za Jerozolimą, za miejscami związanymi z Jezusem, z pragnienia towarzyszenia Mu, choćby symbolicznie, w najtrudniejszej drodze
Ponieważ pod koniec średniowiecza pielgrzymki do Ziemi Świętej, ze względu na obecność seldżuckich i osmańskich Turków stały się trudne i niebezpieczne, pojawiła się idea dokładnego odwzorowania krajobrazu Jerozolimy poza Ziemią Świętą. Pierwszym człowiekiem, który wpadł na ten pomysł, był Alvarez z Kordowy (Hiszpania). Działo się to na początku XV. Wkrótce powstały też słynne Kalwarie w Lubece, Norymberdze, a dwa wieki później w Polsce.
Kalwaria Zebrzydowska jest jednak wyjątkowa. Nie tylko dlatego, że była pierwszą Kalwarią na ziemiach polskich, czy że jako jedyna Kalwaria (spośród tysiąca innych, które znajdują się w Europie) została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Jest wyjątkowa, bo wyjątkowe są dzieje Polski wpisane w jej historię.
magnat i marzenie o Jerozolimie
Wszystko zaczęło się od Mikołaja Zebrzydowskiego. Był to wojewoda krakowski, magnat, dziedzic Zebrzydowic, właściciel zamku zbudowanego na szczycie położonej w pobliżu góry Lanckorony. Jego nazwisko kojarzy się rokoszem Zebrzydowskiego, czyli zbrojnym powstaniem przeciwko królowi Zygmuntowi III Wazie, które miało miejsce w latach 1606-1608. Zebrzydowski rzeczywiście był przywódcą tego buntu. Niektórzy sugerowali nawet, że ufundował Kalwarię, z nakazu spowiednika, w ramach pokuty po upadku rokoszu. Ale dokumenty mówią coś innego. Pierwszą kaplicę (Ukrzyżowania) zbudowano już w 1601 r. a rok później, w 1602 r., podpisano akt fundacyjny całej Kalwarii. Wszystko działo się więc kilka lat przed rokoszem.
Zebrzydowski, choć chwilowy buntownik, był jednak, jak typowy Sarmata, człowiekiem bardzo religijnym. Ukończył jezuickie kolegium w Braniewie, które znajdowało się pod szczególną opieką biskupa warmińskiego Stanisława Hozjusza. Wyniósł z niego dobrą znajomość łaciny i rzetelną pobożność. Potem uczestniczył w kilku wyprawach wojennych, a w 1583 r. ożenił się z Dorotą z Herburtów, która urodziła mu czwórkę dzieci, córki i syna Jana, późniejszego kontynuatora budowy sanktuarium. Z racji swych obowiązków mieszkał często w Krakowie, ale tylko w lanckorońskim zamku czuł się naprawdę u siebie. Patrząc z tego zamku na okolicę, podziwiając przeciwległą górę Żarek i malowniczą rzeczkę Skawinkę, marzył o Jerozolimie. I z tych tęsknot wkrótce na górze Żarek narodziła się Golgota, Lanckorona stała się Górą Oliwną, a Skawinka potokiem Cedron.
Ojciec Aleksander Sitnik OFM pisze: „Po 1608 r. usunął się z czynnego życia politycznego. Po śmierci żony Doroty w 1610 r. coraz chętniej spędzał czas w ufundowanym przez siebie bernardyńskim klasztorze kal-waryjskim. Miał tam do posługi chłopca oraz Kozaków do przekazywania korespondencji. Używał czarnego stroju i jeździł zwykłym wozem klasztornym, zawsze ustępując pierwsze miejsce kapłanom. Swoimi posiłkami dzielił się z pielgrzymami przybywającymi do Kalwarii i zakonnikami, ubogich wspomagał jałmużną. Przed rozpoczęciem budowy kolejnych kaplic pościł, przystępował do spowiedzi, uczestniczył we Mszy św., a fundamenty polecał kłaść w wigilię lub oktawę świąt Matki Bożej. Sam często obchodził Dróżki, oddając się rozważaniu Męki Pańskiej".
Nie było mu jednak dane umrzeć w Kalwarii. Śmierć zastała go w Krakowie - pochowany został w kaplicy Zebrzydowskich w Katedrze na Wawelu. W ufundowanej przez niego Kalwarii stało już wówczas 21 kościołów i kaplic pasyjnych.
łzy Matki Bożej
Historia obrazu Matki Bożej Kalwaryjskiej jest w równie niezwykły sposób wpisana w historię jednego z okolicznych mieszkańców co powstanie kapliczek. Oto we dworze pewnego szlachcica, Stanisława Paszkowskie-go, który mieszkał półtorej mili od Kalwarii, był obraz Madonny, przed którym codziennie rano i wieczorem modlili się wszyscy domownicy i czeladź. To jeszcze nic niezwykłego - taki był zwyczaj w tamtych czasach. Ale pewnego dnia, 3 maja 1641 r. (w tamtym okresie był to liturgiczny dzień znalezienia Krzyża Pańskiego), obraz zapłakał krwawymi łzami. Zawołano proboszcza i wikarego z Marcyporęby, bo tam znajdował się kościół parafialny szlachcica, i zaczęto radzić co z tym faktem zrobić. Uznano, że płaczącą Maę należy umieścić w kościele parafialnym, bo nie godzi się mieć w domu obrazu tak świętego. Szlachcicowi żal było rozstawać się z obrazem, ale wiedział, że musi to zrobić, choćby z tego powodu, iż wieść szybko rozeszła się po okolicy i ludzie zaczęli przybywać do dworu. Paszkowski odprawił więc spowiedź, pomodlił się i w niedzielny poranek wyruszył samotnie z obrazem do kościoła w Marcyporębie. Co się potem stało, nie wiadomo dokładnie, ale w starej kronice klasztoru kalwaryjskiego zapisano:
„W drodze, gdy tam zmierzał, stał się z nim dziwny jakiś wypadek. Choć nikogo przy sobie nie widział, czuł jednak dokładnie, jak go ktoś ciągnie za rękę i lasami w zupełnie innym kierunku prowadzi. Po bezdrożach i wśród gęstych zarośli szedł dość długo, powolny kierującej nim sile. Wreszcie minął jakieś góry i doliny, minął strumyki i leśne potoki, wciąż prowadzony silnie za rękę. Już niemal opadał na siłach, gdy las rzednieć począł, wreszcie się skończył, i nagle przed zdumionym okiem Paszkowskiego zajaśniała w całej krasie słynna świątynia kalwaryjska. Teraz dopiero zrozumiał i poznał, że sam Bóg na to miejsce go przyprowadził, tem bardziej więc rozrzewniony tą szczególniejszą nad sobą w tych kilku ostatnich dniach łaską Bożą i widoczną opieką, przestąpił progi kościoła, złożył ze czcią obraz święty i zdumionym ojcom oświadczył, że skoro na to miejsce Pan Bóg potężną swą dłonią go skierował, więc stanowczo pragnie, by przedziwny ten obraz nie gdzie indziej, ale w Kalwarii pozostał".
Obraz, o którym mówiono, że płakał krwawymi łzami, zaczął przyciągać do Kalwarii tłumy pielgrzymów. Biskup krakowski Jan Zadzik powołał komisję do zbadania zjawiska, ale wyniki jej prac nie były zadawalające, dlatego biskup zakazał kultu. Obraz zamknięto i opieczętowano. Kult jednak stale się rozwijał. Dopiero po 17 latach uzyskano zezwolenie na kult. Wtedy Michał Zebrzydowski, wnuk fundatora, zbudował dla obrazu specjalną kaplicę.
byśmy znowu
Kiedy Polska straciła niepodległość, Częstochowa - najważniejsze polskie sanktuarium maryjne - nie dla wszystkich była dostępna. Zaborcy nie wydawali zgody na przekraczanie granic w celach religijnych, bo wszelkie manifestacje religijne były dla nich zagrożeniem. Wtedy Kalwaria Zebrzydowska spełniała rolę narodowego sanktuarium. Względna swoboda polityczna, jaka panowała na tych ziemiach, przyciągała tysiące Polaków ze wszystkich trzech zaborów, a także Słowaków, Czechów i Węgrów. Największą manifestacją nadziei narodowych stała się uroczystość ukoronowania Matki Bożej Kal-waryjskiej złotymi koronami. Stało się to za pontyfikatu Leona XIII, 15 sierpnia 1887 r. Biskup krakowski Albin Dunajewski tak wtedy modlił się w imieniu zgromadzonych:
„Prawda, że jeden z królów niegdyś targnął się na świętego biskupa i porąbał go w sztuki - dziś opłakujemy porąbane ciało ojczyzny naszej. Lecz jak mocą i wolą Bożą zrosły się członki porąbanego męczennika - tak uproś nam to, o Pani, byśmy znowu zrośli w jedno i jednym się stali narodem".
drogi i dróżki, - nie zatrzymuj się
Nikt nigdy nie policzył, ile razy był w Kalwarii Karol Wojtyła, ale liczba ta, gdyby ją ktoś podał choćby w przybliżeniu, byłaby imponująca. Za to wszyscy mamy w pamięci scenę z filmu Krzysztofa Zanussiego, w której mały Karol z wielkim zdziwieniem patrzy jak aktor, grający w misterium kalwaryjskim rolę Jezusa, w przerwie pije piwo. Rodzina Wojtyłów była mocno związana z sanktuarium. Przodkowie ojca Karola byli świeckimi przewodnikami po kalwaryjskich dróżkach. Ojciec przywoził małego Karola do Kalwarii wiele razy, szczególnie po śmierci matki. Na tych dróżkach przyszły papież w pewnym sensie „uczył się chodzić".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.