Jaki status ma ciało w transhumanizmie? Czy filozofia ta nie jest może zakamuflowanym, futurystycznym przedłużeniem gnostyckich idei antagonizmu duszy i ciała, przy czym wrogiem umysłu/ducha nie jest tu ciało sensu stricto, ale jego dokuczliwa niedoskonałość?
A może, jak przekonuje Nick Bostrom, transhumanizm jest jednym z przejawów panhistorycznego dążenia do transgresji, obecnego od dawna w historii ludzkiej cywilizacji – kolejnym przyczynkiem do poszerzenia repertuaru zdolności oferowanych skądinąd przez naturę? Wystarczy spojrzeć na katalog potencjalnych upgrade'ów: długowieczność, wytrzymałość, zdolność widzenia w ciemności, które człowiek pożycza sobie przecież od innych biologicznych gatunków).
Transhumanizm jest często przedmiotem krytyki, nietrudno wyobrazić sobie jego potencjalne podobieństwo do znanego przecież z przeszłości entuzjastycznego i walecznego modernizmu, który budował fundament pod totalitaryzm. Francis Fukuyama nazwał transhumanizm „najbardziej niebezpieczną ze współcześnie istniejących idei”, mogącą zachwiać porządkiem demokratycznym. Inni sceptycy (Lori Andrews, George Annas) przestrzegają przed niebezpiecznymi mutacjami nietzscheanizmu, które miałyby czaić się pod powłoką bezkrytycznego optymizmu transhumanistów. Sprawa wydaje się być bardziej złożona niż apokaliptyczny scenariusz społeczeństwa eugenicznego czy potencjalnej wojny plemiennej „lepszych” z „gorszymi”.
Korzeni tego światopoglądu można bowiem szukać w równym stopniu u Nietzschego, co w rosyjskim kosmizmie – Nikołaj Fiodorow postulował wszakże radykalne przedłużanie ludzkiego życia, a docelowo nieśmiertelność czy wręcz zdolność wskrzeszania zmarłych. Wspólny wróg – śmiertelność – w wizji kosmistów stałby się czynnikiem eliminującym podziały wewnątrz społeczeństwa. Technologia, w tym wizja kolonizacji Kosmosu, miały u Fiodorowa głęboko duchowe podłoże: ewolucja zdążała do rozwoju inteligencji, a zatem rolą człowieka miało być przede wszystkim roztropne zarządzanie danym mu światem.
Nowe wspaniałe ciała
Niezależnie jednak od inspiracji leżących u podłoża idei, można zrozumieć obawę czy sceptycyzm związany z powierzeniem przyszłości hiperentuzjastom. O ile jednak podobne wizje radykalnej transformacji społecznej, mogą kiedykolwiek doczekać się realizacji, to stanie się to raczej w odległej przyszłości – nietrudno zauważyć, że ruch transhumanistyczny boryka się z nieustannym brakiem poparcia (przede wszystkim finansowego), działając głównie na polu manifestów.
Niedaleko idei transhumanistycznych wydają się również lokować aktualne dziś obsesje cielesności, hedonizmu i zbytku, przy czym – jak zauważają niektórzy krytycy – futurystyczne idee paradoksalnie znajdują dobre warunki realizacji wśród zupełnie przyziemnych pobudek. To popyt na urodę i bogactwo oraz rozwój wewnątrz własnych mikrokosmosów wydają się mieć potencjalnie największy wpływ na konstrukcję „nowego modelu człowieka”, jakkolwiek miałby on nie wyglądać. Prowadzi to niektórych do smutnej konstatacji, że forpocztą przyszłości może być jedynie handel, rozrywka i pornografia. Jednak można znaleźć wymykające się schematom przypadki.
Genesis Breyer P-Orridge, budzący niegdyś znaczne kontrowersje brytyjski muzyk (Psychic TV, Throbbing Gristle) i performer (COUM Transmissions), jeden z twórców nurtu industrialnego, poddał się serii zaawansowanych operacji plastycznych, celem upodobnienia się do swej zmarłej niedawno partnerki, Lady Jaye; ona sama za życia modyfikowała ciało na wzór ukochanego.
U podstawy tej głębokiej ingerencji w ciało, pod pewnymi względami bliskiej ideom transhumanizmu, leżały motywacje tak dalekie od progresywnego fetyszyzmu, jak to możliwe: miłość do drugiej osoby można by uznać przecież za pobudkę arcyludzką. Pandrogynia postulowana przez parę Breyer P-Orridge miałaby być, poza wymiarem emocjonalnego zjednoczenia, ostateczną demaskacją konstruktów tożsamości, aktem obnażającym „prawdziwe człowieczeństwo”.
Wetware się buntuje
Dosyć prawdopodobny scenariusz zakłada, że nie będzie żadnej rewolucji, a płynna, pełznąca zmiana kierunku ewolucyjnego (może wielu kierunków?) już się dokonuje. Częściowej cyborgizacji ciała można, przy sporym nakładzie dobrych chęci i silnej woli, dokonać we własnym domu, czego dowodzą działania Brytyjki Lepht Anonym. Ona sama określa się jako wetware hacker (wetware to w hackerskim slangu określenie „żywego dopełnienia” komputera, w analogii do software i hardware), na własną rękę wszczepia pod skórę drobne implanty sprawiające, że staje się czuła na pole elektromagnetyczne, potrafi również za pomocą ciała wskazać magnetyczną północ.
Do samodzielnej cyborgizacji używa igieł i skalpeli, a przed toksycznością wszczepianych metali chroni się, pokrywając je klejem montażowym. Domowy hacking ciała w wykonaniu Anonym to przeciwieństwo elitaryzmu transhumanistów, czy raczej jego kreatywny rewers: nie stoją za nim wielkie idee, a tym bardziej wielkie finanse. Jej główną motywacją jest, jak sama przyznaje, czysta ciekawość.
Zasadniczo jednak konstytucyjny dla transhumanizmu wydaje się być czas przyszły: laboratorium pracuje na naszych oczach, lecz wszelkie spektakularne osiągnięcia pozostają jak na razie w sferze zapowiedzi o nieokreślonym czasie realizacji. Co interesujące, obserwujemy raczej pewien opór materii.
W roku 2007 Stelarc podjął próbę wszczepienia w swoje przedramię trzeciego ucha, wyhodowanego z własnych komórek i wyposażonego w mikrofon zdolny do odbioru dźwięków z zewnątrz i – docelowo – do bezprzewodowego łączenia się z Internetem. Jak na ironię, mikrofon musiał zostać usunięty na skutek wdania się infekcji. Chwilowy bunt ciała nie oznacza jednak, że projekt całkowicie zawieszono. Przeciwnie, jego założenia pozostają w planach. „Wszystko w swoim czasie”, wydają się przekonywać transhumaniści i ich ideowi sąsiedzi.
OLGA DRENDA – dziennikarka, publikowała w Lampie, Tygodniku Fotograficznym, Coilhouse, współpracuje z festiwalem Unsound
Inspiracje:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.