Jaki status ma ciało w transhumanizmie? Czy filozofia ta nie jest może zakamuflowanym, futurystycznym przedłużeniem gnostyckich idei antagonizmu duszy i ciała, przy czym wrogiem umysłu/ducha nie jest tu ciało sensu stricto, ale jego dokuczliwa niedoskonałość?
Emancypacja sztucznej inteligencji
W ważnym filmie z gatunku cyberpunk, animacji Mamoru Oshii Ghost In The Shell, główna bohaterka – major Motoko Kusanagi jest doskonale symbiotyczną konstrukcją: organicznym mózgiem umiejscowionym w ciele, mechanicznie i cyfrowo dostosowanym do wymagających szczególnej sprawności i siły zadań. Znamienne, że dobór właściwych słów przyszedł mi z pewną trudnością, bo zaczęły pojawiać się pytania: czy można w takim przypadku uznać, że „ludzki” mózg zamieszkuje „nadludzkie” ciało? Czy ciało stanowi tutaj pewnego rodzaju ekstensję mózgu, albo przeciwnie – czy takie udoskonalone, doszlifowane ciało może miewać tylko tymczasowych lokatorów? Która część właściwie dysponuje autonomią, o ile którakolwiek nią dysponuje?
Według zaskakujących słów samej bohaterki filmu – „ludzkie ciało i umysł to konstrukcja z niezliczonej liczby elementów składowych; podobnie wszystkie moje elementy tworzą ze mnie jednostkę o odrębnej tożsamości. Moja twarz i głos odróżniają mnie od innych, moje myśli i wspomnienia są niepowtarzalne jedyne dla mnie samej (…) zbieram informacje, aby wykorzystać je do własnych celów. Wszystko to tworzy zbiór, z którego wyłaniam się ja i moja świadomość. Czuję się ograniczona, zdolna do ekspansji jedynie wewnątrz pewnych granic”.
U Oshii (jak również w komiksie Masamune Shirow, który stał się podstawą scenariusza), koncepcję tożsamości zaczerpnięto od Arthura Koestlera; zgodnie z nią duch właśnie, poczucie jednostkowej odrębności, nie stanowi nic ponad wypadkową nagromadzonej ludzkiej wiedzy i wypracowanych nawyków. W Ghost In The Shell dochodzi jednakże do emancypacji sztucznej inteligencji. Oto Władca Marionetek, samorodny byt stworzony w oceanie informacji, osiąga zdolność manipulacji innymi istnieniami, potrafi przejąć kontrolę nad dowolnym „duchem”.
Film Oshii powstał w roku 1995, u szczytu milenijnej gorączki, gdy wszechobecnym tropem w tekstach kultury było marzenie o cyberutopii, a powszechną praktyką – odwoływanie się do ponurych światów przyszłości według Williama Gibsona, albo oświeceniowo-modernistycznych wizji „lepszego życia dzięki technologii”, podsuwanych przez transhumanizm.
Ten obecny w myśli zachodniej od połowy XX wieku nurt pokłada wiarę w nieustanny postęp, zwłaszcza na polu medycyny i biotechnologii. Zgodnie z założeniami transhumanizmu, formułowanymi między innymi przez FM-2030 (twórcę terminu transhumanizm) i Raya Kurzweila, mamy do czynienia z nieustannym przyspieszeniem rozwoju na tych polach, co pozwala sądzić, że człowiek wkrótce miałby być zdolny – o ile już nie jest – do kontroli nad kierunkiem własnej ewolucji.
Ray Kurzweil, uogólniając prawo Moore'a na rozwój wszelkich technologii, przewidywał, że wystarczy kilkadziesiąt lat, by osiągnąć „technologiczną osobliwość”, czyli stan, w którym sztuczne inteligencje staną się autonomiczne i będą zdolne do produkowania dalszych, znacznie bardziej zaawansowanych od poziomu człowieka sztucznych inteligencji. FM-2030 (F.M. Esfandiary) przewidywał, że skuteczna technologiczna ekspansja pozwoli nie tylko rozwinąć istniejące już fizyczne zdolności człowieka i poszerzyć ich repertuar, ale i wyeliminować biologiczne ograniczenia człowieka (z chorobami i śmiertelnością włącznie). Poligonem testowania potencjalnych transludzkich możliwości jest oczywiście ciało, pojmowane jako rodzaj mechanizmu podlegającego rekonstrukcjom i udoskonaleniom.
Ciało jest nieaktualne
Choć utopie i antyutopie lat 80. i 90. mocno się przedawniły, dyskusja nie przestała być aktualna. Transhumanistyczna wizja ciała, mimo że nie zawsze nazywana z imienia, nawiedza chętnie sferę sztuk wizualnych. Dążenie do aktualizacji fizycznych możliwości pojawia się często nawet w rejonach, które wydają się być całkiem odległe od błyszczących wież transhumanistycznego idealizmu. Filozofia ta jest często zbywana argumentem szaleństwa lub nierealistycznych fantazji; nie znaczy to jednak, że bliski jej sposób pojmowania ciała nie funkcjonuje w kulturze.
„Ciało przyszłości” zamieszkało w powszechnej wyobraźni, karmiąc nadzieje i obawy człowieka. Motyw wszczepiania w ludzki organizm elektronicznych elementów jest jednocześnie i krzepiącą wizją rozwoju medycyny czy komunikacji, i ulubionym koszmarem wierzących w teorie spiskowe.
Goszczący niedawno w Polsce australijski artysta performer Stelarc przekonuje, że „ciało się zdezaktualizowało”, innymi słowy – nie nadąża ono za wymogami epoki informacji i jest formą archaiczną. Na dowód tego kwestionuje jego ograniczenia i stara się przetestować potencjalne możliwości udoskonalenia, zmieniając ciało w swego rodzaju laboratorium. Stelarc buntuje się przeciw, jak sam to nazywa, „ergonomicznej poprawności”, czyli założeniu, że to technologia ma służyć ciału; według niego, to ciało powinno dostosowywać się do technologii, do której struktur dawno już nie pasuje.
„Technologia jest elementem człowieczeństwa”, mówi Stelarc, eksperymentując między innymi z ekstensjami dłoni do rzeczywistości wirtualnej czy trzecią, prostetyczną ręką, reagującą na impulsy przesyłane z ciała[1]. Artystka nowych mediów i teoretyczka transhumanizmu, Natasha Vita-More stworzyła koncepcję Primo Posthuman – ludzkiego organizmu, zaprojektowanego do osiągania maksimum swoich możliwości, w którym, ponadto, z łatwością można będzie naprawiać zużyte „części zamienne”.
Przy tej okazji nasuwa się szereg pytań o status ciała w transhumanizmie i podobnych nurtach myślowych. Czy filozofia ta nie jest przypadkiem zakamuflowanym, futurystycznym przedłużeniem gnostyckich idei antagonizmu duszy i ciała, przy czym wrogiem umysłu/ducha nie jest tu ciało sensu stricto, ale jego dokuczliwa niedoskonałość? Byłaby to wówczas transgresja dokonująca się na polu materii, w której ciało stanowiłoby rodzaj wehikułu podobnego do znanych z japońskiej animacji wielkich robotów lub interfejsu podlegającego kontroli ze strony świadomości. Wszak w znacznym stopniu chodzi tu o kontrolę i eliminację przypadku.
Przeciwnym (a może komplementarnym?) biegunem dla tych dążeń byłyby działania neo-rytualne, w których modyfikacje, a wręcz uszkodzenia ciała, stanowiłyby punkt wyjścia dla poszerzenia umysłu i bramę do rzeczywistości duchowej, jakkolwiek nie byłaby ona pojmowana. Przykładowo, w latach 70. XX wieku Joseph Mellen i Amanda Feilding przeprowadzili liczne próby dosłownie pojętego „otwarcia własnych głów” za pomocą samodzielnie przeprowadzonej trepanacji czaszki. Nie bez sukcesów – oboje żyją do tej pory, angażując się w ruch psychedeliczny (termin ukuty przez Humphreya Osmonda w korespondencji z orędownikiem „poszerzania świadomości”, Aldousem Huxleyem; z gr. psyche – umysł i delein – objawiać).
[1]W dniu, w którym pisałam te słowa, media informowały o zakończonym powodzeniem dobrowolnym przeszczepie w pełni działającej, bionicznej dłoni w miejsce ręki pozbawionej czucia po wypadku motocyklowym. Pacjent, 26-letni obywatel Austrii, kontroluje nową część ciała przy pomocy impulsów płynących z mózgu (za BBC News).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.