Coraz bardziej całe społeczności wykazują objawy wyprania mózgu: ograniczają zaspokojenie życiowych potrzeb do wczasów na Karaibach, kolejnego samochodu, nowych ubrań, odchodząc od myślenia w dłuższej perspektywie czasowej. Porzucają myśl o stabilnej rodzinie, dzieciach, pielęgnacji kontaktów z rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi.
Przechadzałam się wiosną na początku lat dziewięćdziesiątych Ludgeristrasse, jedną z najbardziej dekadenckich ulic Münster w Niemczech. Miejsce w centrum miasta, na starówce, w pobliżu okazałej katedry olśniewało witrynami, kolorami, iluminacją i bogactwem luksusowych towarów. Zdumiało mnie tam jednak coś innego: ludzie. Nienagannie ubrani, mieli zdrowe twarze i wyglądali niemal jak… herosi. Jednak byli dla siebie niewidzialni. Poruszali się automatycznie, z nieruchomym wzrokiem przemieszczali się, każdy pojedynczo, oddzielnie. Ulica pełna barw i metalicznych refleksów wiała chłodem i samotnością. Wręcz smutkiem… Ten widok był przyczyną poruszającego wewnętrznego doświadczenia, które pamiętam zawsze, sięgając do swoich pierwszych niemieckich podróży. Dziś tamtych przechodniów mogłabym porównać do bohatera filmu „Limit- less” po zażyciu pigułek doskonałości – nie przypadkiem film w polskiej wersji nosi tytuł „Jestem bogiem”.
Okazuje się, że świat „doskonałych” ludzi może istnieć naprawdę. Postaci bezdomnych duchowo i kulturowo, których pragnienia są realizowane przez kogoś innego niż oni sami. Sami potwierdzą, że właściwie niczego im nie brak. Decydują bowiem o tym, co robią, z kim się przyjaźnią. Ale nie widzą, że wykonują w sposób niemal doskonały to, czego oczekują od nich ponadnarodowe koncerny i wielkie firmy – fabryki dóbr wszelakich. To one w sposób doskonały wykonują ich życzenia, a oni coraz bardziej tracą zdolność nawet wyobrażenia sobie tego, że mogliby robić i myśleć co innego.
Przypomina to w dużym stopniu „świat somy” jednej z antyutopijnych powieści Aldousa Huxleya. Sam autor we wstępie do dzieła pisał: „mający pełnię władzy rząd złożony z przywódców politycznych i armii kierowników kontroluje społeczeństwo niewolników, których nie trzeba do niczego zmuszać, ponieważ kochają swoją niewolę”. Czy dziś zadaniem wielu współczesnych rządów nie jest przekonanie swoich obywateli, by taką niewolę wybrali i pokochali? Czy nie po to mają ministrów propagandy, wydawców gazet i całe systemy edukacyjne?
Ten świat w efekcie przypomina to, co piętnował już starożytny pisarz Juvenalis, ostrzegając Rzymian przed oddawaniem się w niewolę każdemu, kto zapewni im chleb i igrzyska. Coraz bardziej całe społeczności wykazują objawy wyprania mózgu: ograniczają zaspokojenie życiowych potrzeb do wczasów na Karaibach, kolejnego samochodu, nowych ubrań, odchodząc od myślenia w dłuższej perspektywie czasowej. Porzucają myśl o stabilnej rodzinie, dzieciach, pielęgnacji kontaktów z rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi. Alternatywą staje się świat propagandy modnych singli i par weekendowych, silnie zindywidualizowanych jednostek, żyjących bez jakiegokolwiek zakorzenienia i zadomowienia. I co gorsza, mających przekonanie, że żyją w świecie przejawiającym atrybuty spełnienia i doskonałej wolności, podczas gdy budują – nieświadomie – zimny i nieludzki świat przerażającego zniewolenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.