W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku władze PRL, uderzając w ruch „Solidarności”, wprowadziły stan wojenny. Tego dnia w obozach internowania uwięziono ponad 3 tys. osób (przez cały 1982 internowano 9737 osób). Bezprawie wojskowego reżimu dotknęło miliony Polaków, również tych niezaangażowanych politycznie, zwykłych ludzi. Zmarnowano nadzieje całego pokolenia. W tym roku obchodzimy 30. rocznicę tych wydarzeń.
Fala strajków, jaka przetoczyła się przez kraj latem 1980 roku, z której narodziła się „Solidarność”, zmieniła Polskę nieodwracalnie. Doświadczenie wolności i wiara, iż działając razem można wiele zmienić, zderzyły się z komunistyczną rzeczywistością i całkowicie ją obnażyły. Skupiająca prawie 10 milionów członków NSZZ „Solidarność”, a wokół niej organizacje rolników, studentów, stowarzyszenia twórcze, artystyczne, naukowe, akademickie, wybierające w sposób demokratyczny swych przedstawicieli obnażały całkowicie fasadowość i fikcję komunistycznej ideologii. Pozostawała zatem jedynie przemoc. Pokusa jej użycia dla zdławienia wolnościowych aspiracji społeczeństwa towarzyszyła komunistom od samego początku narodzin „Solidarności”. Już wtedy przygotowano pierwsze plany jej siłowej pacyfikacji. Determinacja i skala robotniczych protestów latem 1980 roku uniemożliwiła jej przeprowadzenie. Dopracowywano ją przez następne 16 miesięcy – za zasłoną porozumienia i rozmów ze społeczeństwem. Pierwsze listy osób przeznaczonych do internowania powstały już w październiku 1980 – kilkanaście miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego.
Po 13 grudnia wojskowy reżim zawiesił podstawowe swobody obywatelskie, co określał „Dekret o stanie wojennym”. Komuniści zmilitaryzowali służby łączności, komunikację kolejową i drogową, energetykę, górnictwo, porty oraz ponad stu wielkich zakładów pracy. Wprowadzili także zakaz poruszania się po kraju bez specjalnych zezwoleń oraz „zakaz przebywania w miejscach publicznych” oraz godzinę milicyjną od 22.00 do 6.00. Wprowadzono cenzurę korespondencji, zakazano opuszczania miejsc zamieszkania, zakazano działalności „Solidarności” robotniczej i rolników (rozwiązane 8 października 1982), Niezależnego Zrzeszenia Studentów (rozwiązane 5 stycznia 1982) oraz stowarzyszeń twórczych (jako pierwsze rozwiązano Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich 19 marca 1982). Zawieszono wydawanie prasy z wyjątkiem dzienników PZPR i „Żołnierza Wolności” (w kilku miastach ukazywały się wspólne wydania lokalnych gazet), wiele tytułów zlikwidowano, dziennikarzy poddano weryfikacji – zwolniono 1200 z nich, a tysiąc zdegradowano. Weryfikacje przeprowadzano także wśród kadry kierowniczej, nauczycieli, na wyższych uczelniach (w 1982 roku odwołano 20 rektorów).
Otoczone kopalnie
W proteście przeciwko stanowi wojennemu wybuchły strajki w największych zakładach. Najszerszy zasięg miały protesty na Górnym Śląsku, gdzie stanęło ponad 50 zakładów, w tym 25 kopalni. W wielu z nich skończyły się one dopiero po pacyfikacji ZOMO. W kopalniach „Manifest Lipcowy” („Zofiówka”) w Jastrzębiu-Zdroju i „Wujek” w Katowicach milicja użyła broni palnej.
W Jastrzębiu, gdzie pracę przerwały wszystkie miejscowe kopalnie, górnicy zgłosili trzy postulaty: „1) zawieszenie stanu wojennego, 2) zwolnienie wszystkich internowanych działaczy związku i zapewnienie wszystkim członkom NSZZ „S” pełnego bezpieczeństwa, 3) przybycie do KWK „Manifest Lipcowy” przewodniczącego Regionu Śląsko-Dąbrowskiego Leszka Waliszewskiego obojętnie w jakim stanie jest”. Pacyfikacje rozpoczęły się we wtorek, 15 grudnia. Informacje, że milicja rozbija „Jastrzębie” i „Moszczenicę” już dotarły przed południem Był to dzień wypłaty, więc na kopalnie przyjechali nawet ci, którzy nie strajkowali. Milicja uderzyła, rzucając gazy łzawiące i bijąc wszystkich zgromadzonych w cechowni, ludzie będąc w szoku, uciekali nawet kilka kilometrów bez butów, mimo mrozu – takie informacje dotarły do „Manifestu”.
Górnicy postanowili, że będą się bronić. Ktoś trzymał gaśnicę, inny wąż z wodą, przed bramą postawiono przyczepę. Tymczasem przed kopalnią gromadziły się coraz to nowe jednostki milicji. Przed południem czołg rozbił bramę, za nim weszli zomowcy i rozpoczął się ostrzał gazami łzawiącymi. Górnicy podnosili puszki i odrzucali. Nagle zza zomowców wyskoczyła grupa milicjantów – strzały zostały oddane z biodra. Ludzie schylili się i padli na kolana, sekundę później z okrzykiem „hurra” ruszyli do przodu. Znów rozległy się strzały i wtedy kilka osób osunęło się na ziemię. Jednym z trafionych był Czesław Kłosek. Wystrzelony na wprost pocisk, trafił górnika w brodę, zmienił tor i przebił szyję zatrzymując się w kręgosłupie. W kolejnych operacjach nie udało się kuli wydostać, Kłosek cudem uniknął śmierci i paraliżu. Nikt nie zginął, rannych zostało kilku górników. Pluton specjalny MO strzelał w „Manifeście Lipcowym” trzy razy. „Odrzucaliśmy puszki z gazem łzawiącym, gdy nagle zza zomowców wyskoczyła grupa milicjantów. Usłyszeliśmy suche trzaski i kule przeleciały ze świstem nad naszymi głowami. Rannych zanieśliśmy do punku opatrunkowego, gdzie szybko całą podłogę zalała krew. Nie było lekarzy. Pielęgniarki plastrem zaklejały rany postrzałowe brzucha. Gdy poprosiliśmy jednego z oficerów milicji, aby sprowadzał pomoc lekarską, odpowiedział krótko: sp…! Karetki przyjechały po czterdziestu minutach, to, że nikt nie zginął, było cudem” – zapamiętał Leopold Sobczyński, jeden z uczestników strajku.
„Idą pancry na »Wujek«”
Zabici padli następnego dnia w kopalni „Wujek”, gdzie milicja zastosowała identyczną taktykę jak w Jastrzębiu. Do górników dotarły informacje, w jaki sposób rozprawiano się ze strajkującymi w pobliskiej kopalni „Staszic” 15 grudnia. Postanowili się bronić. Milicja rozpoczęła atak 16 grudnia przed południem od pacyfikacji za pomocą armatek wodnych i gazów łzawiących zebranych przed kopalnią w większości kobiet i dzieci. „Powoli nadjeżdżają czołgi. Kobiety tarasują ulicę. Kilka kładzie się wprost pod gąsienice sunącego pojazdu. Czołg zatrzymuje się. Po chwili jednak rusza i przebija się przez kordon kobiet. Kobiety leżące na ziemie zostały zmyte sprzed czołgów strumieniami wody z armatki wodnej. Czołgi otaczają kopalnię. Kobiety wieszają na lufach różańce”. Przez wyrwane w murze otwory wkroczyły setki zomowców, ale początkowo zostali wyparci. Rannych, lekarzy, pielęgniarki zomowcy wyciągali z karetek i bili. W czasie kolejnego ataku pluton specjalny użył broni palnej, strzelając z odległości 20-30 metrów. Kule trafiały w głowy, klatki piersiowe, a nawet plecy, zabijając 9 górników. Najmłodszy z nich, 19-letni Andrzej Pełka, umierał ze słowami „mamusiu ratuj!”. Wraz z nim zamordowani zostali: Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Zenon Zając, Zbigniew Wilk, Jan Stawisiński, Joachim Gnida. Tragedia w kopalni Wujek wstrząsnęła Polską, było to dokładnie w rocznicę Grudnia 1970 na Wybrzeżu. Po jedenastu latach Polska Zjednoczona Partia Robotnicza znów strzelała do robotników.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.