Tylko muzyka

Wieczrnik 179/2011 Wieczrnik 179/2011

Muzyka jest dla słuchacza szansą na przeżycie jakiego nie daje żadna inna dziedzina sztuki

 

Obywatelami świata, dzięki swemu przywiązaniu do własnej tradycji – i umiejętności opowiedzenia jej po nowemu, swoim językiem – stali się Varttina czy Maria Kalalniemi z Finlandii, Ali Farka Toure czy Toumani Diabate z Mali, Nusrat Fateh Ali Khan z Pakistanu, Lena Willemark czy Triakel ze Szwecji, Miriam Makeba z RPA, Cesaria Evora z Wysp Zielonego Przylądka, Ibrahim Ferrer z Kuby, itd. itd. A to tylko przykłady. Gwarantują więcej niezwykłych przeżyć i wzruszeń niż podczas przesłuchiwania kolejnych, według sztancy przygotowywanych, albumów gwiazd pop. A płyty tria CoDoNa czy Anouara Brahema powstające na styku muzyki świata i improwizacji bywają arcydziełami…

Wyznanie?

Docieramy wreszcie, bo dotrzeć wszak musimy, do pytania wprost o miejsce (rolę) muzyki w wyznawaniu wiary. Największy dramat jest – moim zdaniem – wówczas gdy konfesja, wyznanie, religijna deklaracja ma być usprawiedliwieniem dla niedobrej, nie-najlepszej formy muzycznej. Co zdarza się i katolickim twórcom.

Myślałem swego czasu sporo nad tym dlaczego członkowie zespołu 2 Tm 2,3 dość żarliwie odżegnywali się od terminu rock chrześcijański czy muzyka chrześcijańska. Przecież nie dlatego, by wstydzili się swego wyznania – tak głośne były swego czasu ich nawrócenia. Tomasz Budzyński mówił na przykład „nie ma czegoś takiego jak chrześcijański rock czy metal. Chrześcijańskie były treści, nie muzyka”. Robert Litza Friedrich: „Nie słucham rocka chrześcijańskiego. Czy w ogóle taki istnieje?”. Może po prostu etykietki przeszkadzają? Choć oczywiście nie mam absolutnie nic przeciw artystom przyznającym się w swej twórczości do wiary w Boga, do wiary chrześcijańskiej.

Iluż ich jest? Jak zaskakujące mogą czasem snuć wyznania. Jak Muniek Staszczyk (tak, ten sam Muniek z T.Love), który w rozmowie dla „Tygodnika Powszechnego” mówił: „Nie chcę robić za świętoszka, bo jestem człowiekiem zagubionym, więc nikogo nie pouczam. Ale powiem ci jedno: kiedy naprawdę – ale tak naprawdę – poprosisz o coś Chrystusa, to wszystko będzie dobrze. Tylko dużo zależy od ciebie, bo nie możesz dać ciała. I bądź, do cholery, cierpliwy. To nie jest pan na posyłki, a modlitwa to nie biznes. Wierzę, że Bóg jest i dlatego życie przyjmuję jako dar”. Prawda, że ciekawe?

Twarzą w twarz

Dlaczego muzyka stała się tak ważna w moim życiu? Wiele razy się nad tym zastanawiałem – i chyba nie mam satysfakcjonującej odpowiedzi. Mógłbym tu wyłgać się zgrabnym cytatem jak ten z „Kontrabasisty” Patricka Suskinda: „Bo muzyka jest czymś bardzo ludzkim. Niezależnym od polityki i historii. Czymś ludzkim w sensie ogólnym; powiedziałbym, że muzyka jest przyrodzonym konstytutywnym elementem ludzkiej duszy”. Albo odwołać się do westchnienia wielkiego filozofa, a równie wielkiego nihilisty i cynika Emila Ciorana, który napisał: „Mieć tylko jeden cel: być bardziej bezużytecznym niż muzyka!”. No tak, ale czy to satysfakcjonujące odpowiedzi?

Więc może tak: Muzyka jest dla słuchacza szansą na przeżycie jakiego nie daje żadna inna dziedzina sztuki. Jest naturalną ekspresją, tą szczególną okazją na to by człowiek stanął naprzeciw drugiego, tu i teraz, odsłaniając się – niczym w pismach Bubera, Levinasa, Tischnera – twarzą w twarz. Dając sobie szansę na wielkie przeżycie, na ważne spotkanie. Sądzę, że jedynie namiastką tego spotkania może być podziw wobec wirtuozowskiego (czy cyrkowego?) kunsztu technicznego wykonawcy. Oczywiście – z całym szacunkiem dla tych, którzy przeszli tę trudną drogę – umiejętności techniczne można wypracować, wyćwiczyć, wyszlifować. Komu starczy zapału i talentu – nawet do mistrzostwa.

A jednak twierdzę, że – zwłaszcza w szeroko rozumianym obszarze muzyki tej tzw. niepoważnej – nie to jest najważniejsze. Co jest istotniejsze? Komunikat – to co ma artysta to powiedzenia, a dalej jego własny, oryginalny głos, styl, wreszcie ekspresja którą niesie jego twórczość i emocje które budzi – te ostatnie pewnie najmocniej związane są z kategorią szczerości. Szczerość w muzyce? Zapytałby cynik. A jednak wierzę, że tak.

Co do własnego głosu, stylu, charakteru. Gitarzysta Adrian Belew snuł kiedyś długie opowieści o trudnej sztuce szukania własnego gitarowego tonu. Dlatego tak bezcennym darem jest to, że na pierwszy rzut ucha rozpoznajemy instrumenty, choćby jazzmanów Jana Garbarka, Billa Frisella, Marca Ribota, Tomasza Stańki, głos Toma Waitsa czy Davida Byrne’a, albo i Nusrata Fateh Ali Khana… Nie każdemu twórcy jest to dane.

To wszystko co powyżej nie znaczy, że muzyka nie może bawić. Kto wie? Być może nawet przede wszystkim po to ona jest. Niedawno w jednej z archiwalnych audycji słyszałem jak Stefan Kisielewski – pisarz i publicysta, ale też kompozytor muzyki współczesnej przekonywał, że „w końcu powinna ona być głównie rozrywką”. Oczywiście można mieć podejrzenie graniczące z pewnością, że używając w takim kontekście słów „bawić” czy „rozrywka” definiujemy je inaczej niż twórcy bieżącej estradowej i telewizyjnej papki.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| MUZYKA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...