Już dziś jest ponad 40 rozporządzeń i dyrektyw europejskich, które mogą hamować wydobycie polskiego gazu łupkowego. Są to rozmaite akty prawne wpływające na wydłużenie procedur administracyjnych, podczas gdy tu potrzebna jest szybka ścieżka wydawania koncesji.
Obecnie polskie firmy wydobywcze są obłożone podatkiem dochodowym, VAT, od nieruchomości – czyli tak jak wszystkie inne. Dotyczy to również firm, które potencjalnie wydobywałyby gaz łupkowy. Czy zatem należy zastanawiać się nad inną metodą opodatkowania, czy też pozostawić status quo? Z exposé premiera wynika, że będą wprowadzane nowe elementy opodatkowania. Należy być jednak bardzo ostrożnym – ostrzegają specjaliści – ponieważ w tym sektorze na samym początku są ponoszone olbrzymie koszty.
Jak w Kolumbii Brytyjskiej?
Przewiduje się, że w małym zakresie pierwsze wydobycie gazu łupkowego może nastąpić w 2015 r. Mimo pewnej nieokreśloności sytuacji polskiego „sektora łupkowego” czas zatem najwyższy zastanowić się nad uporządkowaniem wszystkich kwestii prawno-fiskalnych oraz procedur administracyjnych. Jest wiele spraw wymagających regulacji od zaraz, choćby w celu ułatwienia samych poszukiwań (kwestie własnościowe, pozwolenia wodno-prawne, problem dotrzymywania terminów przez organa państwowe, problem dostępu do informacji geologicznej itd.). Nie wystarczy ostatnio nowelizowane prawo górniczo-geologiczne, które jest wysoce niedoskonałe. Nie ma w nim np. zapisów dotyczących kontroli i służby geologicznej.
Bardzo dobre regulacje prawne w sektorze wydobywczym, także w łupkowym, ma Kolumbia Brytyjska. Ta porównywalna z Polską kanadyjska prowincja ma też specjalną agencję złożoną z wysoko wykwalifikowanych specjalistów, którzy są w stanie nadzorować i wymusić spełnienie ostrych wymagań środowiskowych, dopełnienie procedur prawnych, a także inspirować odpowiednie postępowanie inwestorów ze społecznościami lokalnymi. Wydaje się, że w Polsce potrzebna jest już dziś taka właśnie koordynacja pracy kilku resortów. Choćby przy opracowywaniu koncesji, którym formalnie zajmuje się Ministerstwo Środowiska, lecz wiadomo, że jest to zagadnienie daleko wykraczające poza kompetencje tego resortu. Całość regulacji wymaga skoordynowanego przejrzenia i skoordynowanego podejścia legislacyjnego, nowelizacji istniejących przepisów oraz ich ujednolicenia. Tylko w zakresie ochrony środowiska mamy przepisy bardziej niż wystarczające.
Zmiana kierunku przepływu
Polska zużywa rocznie 13,5-14 mld m3 gazu, w tym ok. 4 mld m3 z krajowych źródeł. Gaz płynie do nas przede wszystkim z Rosji, a tylko ok. 1 mld m3 – z kierunku niemieckiego.
W związku z silną pozycją węgla w gospodarce Polska jest dziś nieomal najmniejszym w Europie konsumentem gazu na głowę mieszkańca. Należy się jednak spodziewać, że wzrost konsumpcji gazu w Polsce będzie nieunikniony, zwłaszcza że istnieje silna presja UE, aby znacząco ograniczyć zużycie węgla. Wydaje się, że – wobec odkrytych zasobów gazu łupkowego, jeśli się potwierdzą – możemy być wręcz skazani na energetykę opartą na gazie. Jeśli tylko z jakichś powodów nie dojdzie do nieopłacalności wydobycia, to rynek Polski może w całości korzystać z rodzimego gazu.
Sporym wyzwaniem ewentualnej „rewolucji gazowej” będzie więc infrastruktura przesyłowa – do tej pory polski system przesyłania gazu był dostosowany głównie do tranzytu ze Wschodu na Zachód; nie mamy odpowiednio gęstej sieci rurociągów, aby sprostać optymistycznej przyszłości.
– Udało się pozyskać środki europejskie na rozbudowę połączeń na granicy południowej i zachodniej – zapewnia Małgorzata Szymańska, dyrektor Departamentu Ropy i Gazu w Ministerstwie Gospodarki. A ponadto inicjatywa Komisji Europejskiej „Północ – Południe” ma na celu zbudowanie osi równoważącej tę starą historyczną zależność przesyłania gazu ze Wschodu na Zachód. Gdyby udało się ten projekt zrealizować, moglibyśmy przesyłać gaz w dowolną stronę.
Według ministerialnych zapewnień, istnieje całkiem realna możliwość, by już istniejące oraz przyszłe gazociągi w krótkim czasie mogły zmienić kierunek przepływu gazu – eksportować gaz do całej Europy Środkowej, przede wszystkim dla państw bałtyckich, ale także dla Słowacji i na Bałkany. Oczywiście, potrzebne są ogromne inwestycje infrastrukturalne, niezbędne jest wsparcie UE.
Miejmy nadzieję, że go nie zabraknie... Kłopot polega na tym, że ta infrastruktura powinna być już dziś gotowa, abyśmy za 3-4 lata mogli ją wykorzystywać.
Metan z kranu
Zagrożenia są wielorakie, nie tylko z powodu wydobycia, ale też dla samego wydobycia gazu z łupków. Pierwszym z nich są strategiczne interesy konkurentów. Drugim – który często jest instrumentalizowany na rzecz tego pierwszego – środowiskowe aspekty wydobycia gazu łupkowego. Można tu niewątpliwie liczyć na czarny PR Gazpromu. A w Parlamencie Europejskim pojawiają się inicjatywy, których intencją jest „moderowanie” wydobycia polskiego gazu łupkowego z wykorzystaniem argumentów ekologicznych.
Mamy już w Polsce pierwsze protesty. A raczej pretensje – ludzie domagają się, aby przynajmniej rozmawiano z nimi i jasno wytłumaczono, na czym cała rzecz polega, jakie są zagrożenia i jakich korzyści mogą się spodziewać. Choć już od dawna wiele mówi się o korzyściach, o wielkiej szansie dla kraju, to jak zwykle lekceważy się tych, których dotyczyć będą uciążliwości, czyli małe społeczności lokalne.
Wiele dzisiejszych nieporozumień tudzież obiekcji bierze się stąd, że europejska dyskusja została zdominowana przez straszący wypływającym z kranu metanem amerykański film „Gasland”, który z braku profesjonalnej informacji zastąpił edukację społeczną. Wpłynął pośrednio na decyzję polityków – np. we Francji, gdzie zrezygnowano z wydobycia gazu łupkowego.
Aby wydobycie gazu łupkowego w Polsce powiodło się, nawet w tym najskromniejszym wariancie, już dziś na poziomie wsi, sołectw i parafii powinna być prowadzona szeroka akcja objaśniająca. Przedstawiciele firm naftowych i odpowiednich organów państwowych muszą zadać sobie trud rozmowy, a jeśli trzeba, to nawet negocjacji ze społecznościami lokalnymi. Mechanizmy budowania akceptacji społecznej mogą być różne. Dobrze byłoby zachować ten już istniejący – czyli opłatę za użytkowanie górnicze, która w 60 proc. trafia do budżetu gminy – dzięki któremu gmina Kleszczów, mająca na swym terenie kopalnię Bełchatów, stała się najbogatszą gminą w Polsce. Z tytułu podobnej opłaty – według szacunkowych wyliczeń Pawła Poprawy z PIG – co roku byłoby co najmniej 100 mln zł do podziału między zainteresowane gminy.
Nie ma co ukrywać, że zagrożenia ekologiczne istnieją, ale też nie można ich demonizować. Prawdą jest np. to, że prace wiertnicze są tu bardziej opresyjne niż w przypadku złóż konwencjonalnych, że wymagają dużej ilości wody, a tej nie mamy w Polsce za wiele... Ale – mówią specjaliści – w Polsce ta sama woda będzie wykorzystywana wielokrotnie. Wydobycie gazu łupkowego – zapewniają – nie skonsumuje zasobów wód pitnych w naszym kraju. Pojawia się też obawa o skażenie wód głębinowych. Eksperci zapewniają, że może się ono pojawić jedynie incydentalnie, z powodu wypadku, bo cały proces jest już dziś bezpieczny.
Bardzo istotne jest to, że po wierceniach teren jest rekultywowany i powraca do poprzedniego użytkowania. Geolodzy zapewniają też, że wiercenia na terenie Polski nie wywołają trzęsień ziemi.
Główny Inspektor Ochrony Środowiska twierdzi, że dysponuje już dziś instrumentami prawnymi, które potrafią ucywilizować wydobycie gazu łupkowego. Wierzy, że w niedługim czasie przyjdą z pomocą coraz bardziej nowoczesne, przyjazne środowisku technologie. Potrzebny jest tylko, oczywiście, solidny nadzór i wymaganie rzetelności od eksploatatorów tego, na razie jeszcze domyślnego, polskiego bogactwa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.