Z reguły biskup pozostaje dla wiernych bezimienny, choć co niedziela słyszą jego imię w modlitwie eucharystycznej. Odległy jak Ziemia od Słońca, niedostępny, obwarowany słowami „audiencja”, „ekscelencja” czy „metropolita”. Kto by to rozumiał? Pytanie „po co nam biskupi” wywołuje najpierw konsternację i zmieszany uśmiech, potem chwilę milczenia, a na końcu niepewną odpowiedź, że ktoś musi jakoś organizacyjnie instytucję Kościoła ogarniać.
Typowa polska scenka rodzajowa: dyrektorka szkoły dzwoni do proboszcza i mocno zmieszana dzieli się swoimi wątpliwościami: Mamy poważny problem – jak się do niego zwracać? Czy będzie dobrze, gdy będziemy mówili: Najczcigodniejsza, Przewielebna Jego Eminencjo – Dostojny Księże Biskupie, nasz Pasterzu...?”. (…) Nienaturalne zachowanie parafian podczas wizytacji kanonicznej jest w niemałym stopniu wspierane i napędzane przez lokalnych duszpasterzy. Przedstawiciele wspólnoty mają najczęściej przygotowane na kartkach przydługawe i barokowe przemówienia. Dzieci wręczają kwiaty, mówiąc kiczowate wierszyki nafaszerowane czułostkową poetyką, poprzetykane tytularnym slangiem kościelnym, zaś przedstawiciele poszczególnych grup malują budujący obraz zaangażowanej wspólnoty. Ksiądz biskup kiwa głową, stara się grzecznie skomentować poszczególne wypowiedzi i wręcza obrazek osobie całującej go w pierścień”.
No i nie można zapomnieć o obowiązującej w kuriach biskupich etykiecie. Biskup musi być człowiekiem o mocnym kręgosłupie, aby się przez mur biurokracji przebić. Jego współpracownicy – często w najlepszej wierze – budują wokół niego mur, starając się sprawiać wrażenie „niedostępności” biskupa. Wszystko po to, aby był bardziej otaczany szacunkiem i poważaniem. Często w grę wchodzi przemęczenie. Brzemię odpowiedzialności za duchowe sprawy diecezji, mnóstwo pracy związanej z organizacją życia kościelnego oraz wszystkie uroczystości, w których biskup chce lub powinien (czasem jedno i drugie) uczestniczyć – to też może powodować zdystansowanie się wobec otoczenia. I chyba nic nie możemy na to poradzić. Chyba tylko tyle, że jeśli kiedyś będziemy mieli okazję wykonać wobec biskupa ludzki gest, zróbmy to. Nie mówię, żeby od razu na powitanie klepać go po plecach, ale życzliwa rozmowa w sytuacji, kiedy będą sprzyjające warunki, nawet o pogodzie, jemu też pozwoli odpocząć od całej tej skostniałej etykiety. Bo – choć czasem zdarza się nam o ty zapominać – biskupi też są zwykłymi ludźmi…
I trzecia sprawa, chyba najtrudniejsza – co począć z biskupem, z którego poglądami nijak nie możemy się zgodzić, a posłuszeństwo wydaje się nie tylko niemożliwe, ale i szkodliwe?
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że biskup jest człowiekiem, który może popełniać błędy. Kościół nigdy nie zalecał ślepego słuchania biskupów. Nieomylnością z tytułu swego urzędu cieszy się tylko Biskup Rzymu, czyli papież, gdy jako najwyższy pasterz i nauczyciel wszystkich wiernych Chrystusowych, który ogłasza definitywnym aktem naukę dotyczącą wiary i obyczajów. I wracając do omawianego przy okazji rozważań o nudnych listach biskupich – warto wsłuchać się w poglądy i naukę biskupa, a potem, zgodnie z nauką Pisma Świętego, przyjąć ją jako swoją lub nie. Prosimy was, bracia, upominajcie niekarnych, pocieszajcie małodusznych, przygarniajcie słabych, a dla wszystkich bądźcie cierpliwi! Uważajcie, aby nikt nie odpłacał złem za złe, zawsze usiłujcie czynić dobrze sobie nawzajem i wobec wszystkich! Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie! Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła (1 Tes 5, 14-22). To bardzo – wydawałoby się – prosta nauka, pozwalająca odnaleźć się w trudnej sytuacji. Cierpliwość i pogoda ducha pozwolą unormować ciśnienie po jakiejś mocno emocjonującej wypowiedzi biskupa. Świadomość tego, że biskup może być również małoduszny czy słaby, umożliwi spojrzenie na niego innymi oczyma. Dostrzeżenie, że Bóg posługuje się nawet niedoskonałymi narzędziami będzie ćwiczeniem pokory i powodem do dziękczynienia, bo przecież każdy z nas ma swoje za uszami, a Pan Bóg i nami chce się posługiwać. Rozeznanie, co jest szlachetne i godne zachowania, a co nie, pozwala nam pozostać wolnymi i żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Kiedy już naprawdę nie da rady inaczej – Pismo Święte pozwala nam nawet upominać.
Ale najważniejsze wezwanie tej nauki jest gdzie indziej. Nieustannie się módlcie. Módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego (Jk 5, 16b). Módlmy się za naszych biskupów. To nie jest tylko sprawa księdza, który wypowiada imię biskupa w Modlitwie Eucharystycznej. Nie wystarczy sporadycznie odmówione wezwanie za biskupa w Liturgii Godzin. Biskupi potrzebują naszej modlitwy, niezależnie czy będziemy się modlić o to, by stali się lepszymi, czy o wytrwanie w dobrym dla nich. To jest nasz obowiązek, jako tych, którzy są ich władzy poddani. Wzajemna modlitwa za siebie nawzajem rodzi pewną więź, dzięki której łatwiej jest się słuchać i rozumieć. Zadbajmy o to, aby z naszej strony wszystko, co można w tej kwestii zrobić, zostało zrobione sumiennie i z zaangażowaniem. Reszta należy do Ducha Świętego, który jest dawcą jedności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.