Badania w krajach Afryki pokazały, że po dziesięciu latach rozdawania prezerwatyw procent zarażonych HIV nie zmniejszył się. Wtedy położono nacisk na edukację młodzieży w kierunku abstynencji i wierności małżeńskiej. W ciągu dziesięciu lat liczba zarażonych zmniejszyła się o 10 procent.
Sunyani to miasto w środkowej części Ghany, w którym krzyżują się najważniejsze drogi tranzytowe. Powstało jako obóz dla myśliwych polujących na słonie. Jest to też miejsce pracy salezjanów prowadzących tam szkoły, parafię oraz dom dla chłopców ulicy. Ks. Piotr Wojnarowski, salezjanin, pracuje w Ghanie od 2003 roku.
Opisując mieszkańców tego kraju, misjonarz podkreśla przede wszystkim ich spokój i opanowanie. Dobrze widać to w wychowywaniu dzieci w domach i szkołach. Kiedy jest jakiś problem to ojciec, matka czy wychowawca nie działającą impulsywnie i nie krzyczą na dziecko, ale biorą na stronę i rozmawiają z nim, wyjaśniając problem.
Mieszkańcy mają bardzo pokojowe usposobienie i jak sami mówią: „Niemożliwe byłoby, aby w kraju wybuchł jakiś konflikt czy wojna”. Pokojowe nastawienie i wzajemny szacunek przejawiają się też w polityce. Ludzie bardzo lubią rozmawiać i dyskutować na ten temat. Nawet kiedy włączy się radio, to można od rana usłyszeć tylko dyskusje zamiast muzyki.
Bardzo duży udział w życiu politycznym i społecznym mają kobiety. Często znajdują się na stanowiskach kierowniczych – jako panie minister, dyrektor. To one zabierają jako pierwsze głos, to ich zdanie ma większą wagę niż opinia mężczyzn. Układ ten widać również w rodzinach. Niestety owocuje to rozpadem związków, bo kiedy kobieta zajmuje się wszystkim, nie daje mężczyźnie poczucia, że jest potrzebny. Często dzieje się tak, że mężczyzna stawiany w roli słabszego, niepotrzebnego, odchodzi. Tak jest na południu. Północna część Ghany jest znacznie bardziej muzułmańska, w związku z czym kobieta przyjmuje rolę poddańczą. Jest szanowana, ale to mężczyzna ma decydujący głos.
Jednym z największych problemów Ghany, jak i innych afrykańskich krajów, jest rozprzestrzeniające się w zastraszającym tempie AIDS. „Siedzę zasypany papierami w biurze – opowiada ks. Piotr Wojnarowski – wchodzi uczeń ze szkoły i pyta czy mam chwilę. Odpowiadam, że tak. On siada spokojnie i przedstawia powoli, słowo po słowie, swój problem. Mama leży ciężko chora w szpitalu, a stan jej zdrowia z dnia na dzień pogarsza się. Szpital prosił, aby zrobił wraz z siostrą test na HIV. Wynik był negatywny. Ich mama jest chora na AIDS. Szok, przerażenie, strach, współczucie zmieszały się w jednej chwili i ścisnęły mnie za gardło. Zapytałam o ojca. Chłopak spuścił głowę i długo milczał. Zasłonił twarz rękoma. Ojciec od dawna nie żyje, a jeśli umrze także mama, to co oni zrobią? Siostra ma siedem lat, a chłopak jest jedynym synem. W czerwcu przyszłego roku kończy szkołę. Spytałem, jak się teraz utrzymują, powiedział, że jedna pani z naszej parafii przyjeżdża tu czasem na motorze i przywozi im jedzenie, czasami daje pieniądze”.
Takich historii jest w Afryce dziesiątki tysięcy. Wprawdzie malaria na tym kontynencie zbiera największe żniwo, ale AIDS nie pozostaje daleko w tyle. Według badań World Health Organization rocznie w Afryce na AIDS umiera około dwóch milionów ludzi. Na Czarnym Lądzie są kraje, w których zarażonych wirusem jest 40 procent społeczeństwa. W Ghanie, według oficjalnych szacunków, zarażonych jest 3 procent obywateli, ale nieoficjalne źródła podają, że jest ich około 10-15 procent.
Najskuteczniejszą metodą walki z AIDS jest prewencja. W Afryce bardzo popularnym sloganem w walce z wirusem jest „ABC”. A (Abstinence) – wstrzemięźliwość seksualna, B (Be faithful) – bądź wierny małżonkowi/partnerowi, C (Condom) – prezerwatywa. Badania w krajach Afryki wschodniej, takich jak Uganda pokazały, że po dziesięciu latach rozdawania prezerwatyw procent zarażonych HIV nie zmniejszył się. Wtedy to rząd postanowił położyć nacisk na A i B i okazało się, że z 15 procent zarażonych w 1991 roku było już tylko 5 procent w 2001. Wielu fachowców, lekarzy i statystyków zgadza się z tym, że kluczową rolę w walce z AIDS odgrywa postawa moralna, a nie rozdawanie prezerwatyw. To samo powiedział papież Benedykt XVI w Kamerunie, za co został zajadle skrytykowany przez zachodnią prasę. A to zwyczajnie prawda.
W roku 2007 w Sunyani salezjanie wraz z młodzieżą utworzyli organizację Don Bosco Youth 4 Life – Młodzież dla Życia. Zaczęli odwiedzać szkoły podstawowe, gimnazja i średnie, prowadzili spotkania, pokazywali filmy i rozdawali ulotki na temat HIV i AIDS, narkotyków i aborcji. W zajęciach brali też udział nauczyciele – wolontariusze. W roku 2010, od września do grudnia, salezjanie przeprowadzili projekt wspomagany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Polsce, na temat zapobiegania używaniu narkotyków. W projekcie wzięło udział dziesięć szkół technicznych i średnich z Sunyani. Ich zadaniem było zorganizowanie jak największej liczby działań uświadamiających młodzieży zagrożenia płynące z zażywania narkotyków. W październiku został zorganizowany Marsz Życia w centrum Sunyani, w którym wzięło udział ponad tysiąc młodych ludzi. Wszyscy byli ubrani w białe koszulki z napisami, które sami wymyślili. Najpopularniejszym było hasło: You don’t need heroin to be a hero (Nie potrzebujesz heroiny, aby być bohaterem).
4 grudnia 2010 roku, w Salezjańskiej Szkole w Sunyani odbył się finał projektu. Ponad dwa tysiące młodzieży z zaangażowanych szkół rywalizowało ze sobą w zawodach sportowych i quizach. Projekt zakończył się oficjalnie w grudniu, ale uczniowie założyli w szkołach Kluby życia, które gromadzą od 30 do 60 członków i organizują spotkania. W styczniu przedstawiciele klubów zapytali salezjanów: co dalej? „Ponieważ nie mieliśmy już żadnych funduszy na dalsze działania – mówi ks. Piotr – zachęciliśmy ich do regularnego spotykania się i rozmawiania o zagrożeniach z rówieśnikami”.
W tych szkołach w sumie uczy się około 11 tysięcy osób. Jeśli udałoby się dotrzeć do nich z przesłaniem, wiele istnień ludzkich można by ocalić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.