Lekarz, jeżeli ma czas i empatię, może pomóc, może wskazać przyczynę dolegliwości. Ale nie ma prawa decydować o wybieranych przez konkretną osobę wartościach. Może jej jedynie pokazać, jak te wybory przekładają się na zdrowie.
- Jak stan psychiczny wpływa na zdrowie fizyczne?
- Kiedy ktoś, kto jest w słabej formie psychicznej, przeżywa kolejny stres, albo, co jest najgorszym obciążeniem, trwa w przewlekłym stresie, to źle zasypia, źle śpi, a w dzień nawracają kolejne złe myśli. Odczuwa kołatanie serca, przyśpieszone tętno, bo cały czas się niepokoi. Wydzielają się nadmierne ilości hormonów stresu. „Skacze” mu ciśnienie. Rozregulowuje się jego układ wegetatywny, wydziela się więcej kwasu w żołądku, obkurcza się mięśniówka gładka w przewodzie pokarmowym.
Zawsze zła kondycja psychiczna przekłada się niekorzystnie na poczucie dobrostanu, a właściwie jego brak, czyli w konsekwencji obciąża nasze zdrowie. Ukuto nawet takie powiedzenie „zdrowie psychosomatyczne”, czyli jeżeli masz dobrą „psyche”, to masz dobrą „somę” – ciało. Jeżeli widzimy, że ktoś nie jest w dobrej formie psychicznej, to w końcu trafi do lekarza. Wielokrotnie z uśmiechem podkreślałem, że w Stanach Zjednoczonych każdy ma swego psychoanalityka. Jednak rolę tego psychoanalityka może także pełnić lekarz, żona czy mąż, ksiądz, psycholog, ktoś, kto pomaga nam zanalizować nasze problemy, „rozebrać” je na części i w konsekwencji uspokaja naszą psychikę.
Natomiast człowiek zostawiony z problemami psychicznymi sam sobie wcześniej czy później „wyląduje” u lekarza. Jeżeli ten zapisze jedynie lekarstwa, to przegra; przegra z chorobą i nie pomoże choremu. Lekarz powinien mieć czas i możliwość, by zapytać pacjenta o środowisko, okoliczności, w których żyje i pracuje. Czasem przychodzą do mnie młodzi ludzie, którzy wyglądają na okazy zdrowia, ale „serce im kołacze”. Osiągnęli dobrobyt ekonomiczny, ale boją się z niego skorzystać, bo nie mają czasu, boją się, że stracą pracę. Pracują więc w korporacjach po dwadzieścia godzin na dobę, w nieustannym stresie. Żaden organizm tego nie wytrzyma. Lekarze od tysiąca lat wiedzą, że jeżeli człowiek nie ma spokoju, dobrobytu psychicznego, to jego ciało będzie sygnalizowało różne dolegliwości.
- Lekarze mogą leczyć ludzkie organizmy, natomiast nie wyleczą nas z presji kulturowej, nie uwolnią od współczesnych wymagań. Czy nie należy przemyśleć tego, w jakiej atmosferze żyjemy i jakie ma ona konsekwencje dla psychiki?
- Lekarz, jeżeli ma czas i empatię, może pomóc, może wskazać przyczynę dolegliwości. Ale nie ma prawa decydować o wybieranych przez konkretną osobę wartościach. Może jej jedynie pokazać, jak te wybory przekładają się na zdrowie. Jeżeli dalej ten ktoś będzie spędzał w korporacji dwadzieścia godzin, to nie będzie miał już kołatania serca ani skoków ciśnienia, tylko zawał, udar lub inną katastrofę zdrowotną istotnie związaną ze stresem.
Serce jest specyficznym narządem. Na przykład, kiedy doznamy urazu na przykład nogi, trochę to nas boli, ale ból przechodzi i o nim zapominamy. Ale jeżeli mieliśmy napad arytmii, to będzie on się potem śnił przez wiele miesięcy.
Młody człowiek, który to przeżył, jest przerażony. Mówię mu: „To jest klasyczny objaw, że serce jest z pana niezadowolone”. Co to znaczy? Tłumaczę prostym językiem. Chodzi o codzienną gonitwę, niepokój, ileś wypitych kaw, używki, stres w pracy, w domu, niezdrowe współzawodnictwo, czyli tak zwany wyścig szczurów.
- A co z naturalnymi lękami, jak te związane z upływem czasu, utratą sprawności, ze śmiercią? Jak one na nas wpływają?
- Naprawdę liczy się nie wiek kalendarzowy, tylko wiek biologiczny. Od kiedy zaczyna się problem? Nie ma takiej daty. Jeden z moich profesorów, który uczył fizjologii, powiedział, że proces starzenia zaczyna się zaraz po urodzeniu, bo niektóre komórki żyją krócej, inne dłużej. Osoba dojrzała zwraca uwagę na te problemy, kiedy po raz pierwszy cierpi na jakąś istotną dolegliwość i po raz pierwszy widzi swoje ograniczenia.
Można spotkać osiemdziesięcioletnią kobietę, która cały czas żyje w dobrej formie. Nie biega, ale spaceruje; radzi sobie, normalnie funkcjonuje. I nie ma poczucia upływającego czasu. Jeżeli jest w dobrej formie fizycznej i w dobrym stanie psychicznym, otoczona rodziną, to ma frajdę z życia. Ale jeżeli pięćdziesięciolatek po raz pierwszy złamie nogę albo ma jakiś inny problem, który go błyskawicznie skieruje do szpitala, jest to dla niego pierwszy sygnał, że dzieje się coś niedobrego. Wówczas zaczynają zachodzić procesy, które nie przez wszystkich są rozumiane, niestety także nie przez wszystkich lekarzy.
- Jakie?
- Kiedy mówimy o dobrostanie, mówimy o „homeostazie organizmu”. Oznacza to rodzaj pełnej równowagi, kiedy wszystko dobrze funkcjonuje. Dla wieku podeszłego ukuto określenie „homeostenoza” („stenoza” czyli „zwężenie”), i polega ona na tym, że, mówiąc obrazowo, osoba może funkcjonować normalnie i nie zauważa tego, że droga, którą szła, robi się coraz węższa, dopóki po raz pierwszy się nie przewróci. Potem zaczyna się efekt domina, wszystko się sypie. Ktoś złamał nogę, dostał się na oddział ortopedyczny, ale zaraz wzywają nas, kardiologów. Chory ma niedomogę serca, za szybkie tętno, złe ciśnienie albo krążenie. A do wczoraj był zdrowy. To złamanie nogi jest tak dużym stresem i obciążeniem dla organizmu, że wszystko przestaje dobrze funkcjonować, bo nasze rezerwy są już ograniczone.
Kiedy w serialu „Czterdziestolatek”, Karwowski pytał sekretarkę o choroby dyrektorów powiedziała mu, że chorują na „-siątki”, czyli pięćdziesiątki, sześćdziesiątki, siedemdziesiątki. Uczę lekarzy, żeby pamiętali, że osoba w wieku pięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat powinna przejść określone badania. Wcześniej też. Z wieku wynikają pewne ograniczenia. Czy można do nich przygotować pacjentów? Tak do końca nie. Nie możemy zapewnić wszystkim nieśmiertelności ani pełnego zdrowia do określonego wieku. Jak ma się ucieszyć siedemdziesięciolatek, któremu mówimy, żeby spacerował wolniej albo nie nosił siatek z zakupami po schodach? Żeby zaakceptować swój wiek, muszą się pojawić tak zwane wartości dodatkowe.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.