Do tej pory mieliśmy do czynienia z próbą obłożenia lekarzy niewykonalnymi obowiązkami. Obecnie zaś całą odpowiedzialność za wszelkie niedociągnięcia próbuje się przesunąć na aptekarzy. Chodzi tu, oczywiście, o odpowiedzialność finansową, co w przypadku tego środowiska ma dodatkowe znaczenie, bo przecież niejednokrotnie mamy tu do czynienia z niewielkimi, rodzinnymi firmami, a nie z jakimiś konglomeratami
KS. MAREK ŁUCZAK: – 11 stycznia Komisja Zdrowia dopiero wieczorem obradowała nt. zmian w ustawie refundacyjnej, a już dzisiaj (12 stycznia) marszałek Sejmu Ewa Kopacz domaga się sprawozdania. Skąd ten pośpiech?
BOLESŁAW PIECHA: – Myślę, że po stronie koalicyjno-rządowej można zauważyć ciśnienie, by jak najszybciej pozbyć się wszelkich niedogodności związanych z nową ustawą. Pośpiech jest w tym przypadku złym doradcą, bo wygląda na to, że rozwiązując jeden problem (choć niestety nie do końca), otwieramy ogromne pole do konfliktu w innym miejscu. Do tej pory bowiem niezadowoleni byli lekarze, a teraz słychać niezadowolenie aptekarzy. Ustawa jest bowiem skonstruowana w taki sposób, że przypomina system naczyń połączonych: jeśli do jednego naczynia dolewamy płynu, to także w drugim rośnie poziom. Spróbowano więc łagodzić napięcie środowiska lekarskiego, nie do końca spełniając jego postulaty, jednak spowodowało to wzrost niezadowolenia u aptekarzy, którzy stali się obecnie przysłowiowym chłopcem do bicia. Osobiście ubolewam nad tym, że całe zamieszanie ma dodatkowo wymiar propagandowy. Akty prawne nie są od tego, by pokazywać, że rząd coś robi, ale mają usprawniać życie społeczne. A w przypadku ustawy refundacyjnej chodzi przecież o bezwzględne zapewnienie bezpieczeństwa zdrowotnego polskich pacjentów.
– Protestowali lekarze, a teraz dołączają do nich właśnie aptekarze. Z czym to środowisko nie chce się zgodzić?
– Do tej pory mieliśmy do czynienia z próbą obłożenia lekarzy niewykonalnymi obowiązkami. Obecnie zaś całą odpowiedzialność za wszelkie niedociągnięcia próbuje się przesunąć na aptekarzy. Chodzi tu, oczywiście, o odpowiedzialność finansową, co w przypadku tego środowiska ma dodatkowe znaczenie, bo przecież niejednokrotnie mamy tu do czynienia z niewielkimi, rodzinnymi firmami, a nie z jakimiś konglomeratami. Wiele aptek działa w małych miejscowościach i trzeba się tam bardzo mocno napracować, by je utrzymać. A dzisiaj już mamy do czynienia z taką sytuacją, że nie ma aptek w niektórych gminach, nie wspominając nawet o sołectwach czy wsiach. Nakładanie kar finansowych w takim przypadku przypomina prawo drakońskie, a dodatkowym problemem jest fakt, że nawet gdyby ewentualna kara była w poszczególnych przypadkach uzasadniona, to w myśl ustawy – aptekarz nie mógłby się od niej odwołać.
– Lekarze nie chcą być sprawdzani, aptekarze też. Jak wobec tego pilnować wspólnych pieniędzy? Jak uszczelnić system?
– Na pewno nie uczynimy tego przez nakładanie bezsensownych kar. Ustawa karze za rzeczy niewykonalne. Wyobraźmy sobie następującą sytuację: lekarz przepisuje na recepcie antybiotyk, który jest opisany w potężnym dokumencie zamieszczonym na stronach internetowych. W myśl tego opisu ma on być stosowany w zapaleniu ucha, gardła i nerek. Okazuje się jednak, że chory cierpi na zapalenie pęcherza moczowego. Jeśli jednak antybiotyk ten jest skuteczny w leczeniu zapalenia pęcherza, lekarz z pewnością go przepisze, bo jego leczenie ma być przede wszystkim skuteczne. Niestety, w myśl wadliwej ustawy, gdyby ten antybiotyk nie był wymieniony w opisie, że należy go przepisać w takiej sytuacji, otwierałoby się w ten sposób pole do ukarania lekarza.
– Takie uregulowania zmierzają więc do absurdu...
– Tych absurdów jest więcej. Na aptekarzy na przykład nakłada się kary za takie przewinienia, jak niewłaściwie zapisany numer, który powinien być po prawej stronie, a jest po lewej, bo nie starczyło miejsca.
– Skąd więc te niedorzeczności?
– Prawdopodobnie chodzi o stworzenie możliwości na wypadek braku pieniędzy. Zawsze będzie można znaleźć winnego: lekarza, że źle przepisuje leki, czy aptekarza, że je źle wydaje. Karząc ich i ściągając pieniądze, będzie można podratować budżet. Istotą protestu lekarzy i aptekarzy jest to, że nakłada się kary za sprawy, których nie można wykonać, albo doprowadza się do sytuacji, w której jedni i drudzy skazani są na praktyki zaprzeczające zdrowemu rozsądkowi.
– Jeśli jednak lekarz przekracza swoje uprawnienia, to jak go ukarać?
– Lekarza należy karać za złe wyniki leczenia, a nie za to, co przepisuje na recepcie. Jeżeli lekarz przekracza uprawnienia, zapisując zły lek, to już w myśl obowiązującego prawa podlega surowym karom, włącznie z odebraniem prawa do wykonywania zawodu. Do tego dochodzi możliwość osądzenia. Temu na pewno nie mogą jednak służyć bezsensowne kary.
– A może rzeczywiście skala złych praktyk czy nawet nieświadomych uchybień jest na tyle duża, że pojawił się pomysł penalizacji.
– Nieprawda. W Polsce nie było afer z „martwymi duszami”, jak to miało miejsce na przykład w Niemczech, gdzie przepisywano leki refundowane na osoby nieżyjące. Nie było też afer w aptekach. Narodowy Fundusz Zdrowia kontroluje rynek, a jeśli zdarzają się uchybienia, to mają one charakter sporadyczny. Jeśli więc pomysł nakładania kar na aptekarzy ma być konsekwencją nieprawidłowości ustalonych zaledwie w sześciu przypadkach w Polsce, to ja dziękuję. Protestujemy więc przeciwko brakowi logiki oraz przeciwko szykanom wobec środowiska lekarskiego i aptekarskiego.
– Od lat stawiamy pytanie o reformę służby zdrowia...
– Niestety, to pytanie jest wciąż aktualne. Mamy model ubezpieczeniowy, który de facto nie jest modelem ubezpieczeniowym. Konstytucja mówi, że każdy ma równy dostęp do leczenia. Jeśli osoba bezdomna i niepracująca trafi do szpitala z zapaleniem ślepej kiszki, musi być operowana. Próba identyfikacji osób nieubezpieczonych jest więc bezsensowna, skoro i tak lekarz musi udzielić pomocy takim osobom. Nie zdecydowaliśmy się na takie systemy, jak w Szwecji, Norwegii czy Danii, gdzie jest oczywiste, iż każdy obywatel kraju jest pacjentem, za którego leczenie zapłaci państwo. Zwykły PESEL, dowód osobisty, byłby tutaj wystarczający.
Rozmowę przeprowadzono 12 stycznia 2012 r.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.