Z Marcinem Gortatem, jednym z najlepszych koszykarzy NBA, o teraźniejszości i planach na przyszłość rozmawia Marta Jacukiewicz
Marta Jacukiewicz: – Jest Pan kandydatem do Meczu Gwiazd NBA. Ta nominacja to już sukces. Jak odebrał Pan wiadomość o swojej kandydaturze?
Marcin Gortat: – Dowiedziałem się o tym z mediów, nawet nie od naszej rzeczniczki prasowej. Szczerze mówiąc, nie ma to dla mnie większego znaczenia, ponieważ to, że zostałem kandydatem, nie oznacza, że będę grał w tym meczu. Nie nastawiam się na udział w Meczu Gwiazd. Na razie chcę poprawić moją grę w NBA – we własnej drużynie, w normalnych meczach. I to jest dla mnie teraz priorytetem.
– Czyli kontuzja kciuka nie ma większego znaczenia?
– Ciężko powiedzieć (śmiech).
Kontuzja miała bardzo duży wpływ na początek mojego sezonu. Nie grałem tak, jak powinienem grać. Tak naprawdę czuję się, jakby sezon wystartował dla mnie trzy, cztery mecze temu, kiedy grałem już bez specjalnego usztywnienia na palcu.
– Powróćmy jeszcze do wydarzeń minionego roku. Lokaut. Czy myślał Pan o zmianie zespołu?
– Nie. Nigdy o tym nie myślałem i nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby wymienić Phoenix na inny zespół.
– Od dziewięciu lat mieszka Pan poza krajem. Czy jest coś, czego Panu brakuje?
– Od pięciu lat mieszkam w Stanach, wcześniej przez cztery lata mieszkałem w Niemczech. Czego brakuje mi z Polski? Przyjaciół i rodziny. Brakuje mi również dań i posiłków przygotowywanych przez moją mamę. Jednak nie ma takiej rzeczy, której mi szczególnie brakuje. Mogę już teraz powiedzieć, że posiłki, które gotuje mi moja dziewczyna –
Ania, są tak dobre, jak dania mojej mamy, dlatego – szczerze powiedziawszy – w Stanach brakuje mi najbardziej przyjaciół.
– W jednej z naszych rozmów powiedział Pan, że jest katolikiem. Odkąd mieszka Pan w USA, trochę się to skomplikowało…
– Zawsze byłem katolikiem, byłem wychowywany w katolickiej rodzinie i katolikiem będę do końca życia. To, że mieszkam w USA, troszkę skomplikowało moje życie, chociażby z tego powodu, że nie jestem w stanie chodzić regularnie do kościoła w niedzielę – co nie oznacza, że nie rozmawiam z Bogiem. Przed każdym meczem modlimy się z drużyną i, oczywiście, mamy „połączenie” duchowe, jeśli chodzi o relację z Bogiem.
– Jest Pan znany z działalności charytatywnej. W Łodzi działa Pana Fundacja. Dlaczego zainwestował Pan w młodych ludzi?
– Postanowiłem wykorzystać moje doświadczenie i znajomości, które nawiązałem w NBA. Staraliśmy się stworzyć w Polsce coś na styl amerykański. Coś, co pozwoli i umożliwi młodym ludziom lepszy start, niż miałem ja. Obecnie mamy mnóstwo projektów, w które angażujemy się pełną parą. Mamy wielu partnerów, sponsorów, którzy nam pomagają, i gdyby nie oni, wszystko to byłoby praktycznie niemożliwe.
– Jak Pan świętował Nowy Rok?
– Nie świętowałem, bo spałem (śmiech). Byłem w samolocie w drodze do Phoenix. Wystartowałem w starym roku, a wylądowałem w nowym.
– A co z postanowieniami noworocznymi?
– Takich postanowień nie było. Chcę tylko i wyłącznie lepiej grać i zrobić kolejny krok w mojej karierze.
– Jakie są Pana plany na rok 2012?
– Przede wszystkim zajść z drużyną jak najdalej i zdobyć miejsce w Play-off. Pokazać, że jestem zawodnikiem wartościowym, a co za tym idzie – grać coraz lepiej i upewnić się, że w kolejnych latach będę liderem tego zespołu.
– Bardzo często widać, że jest Pan uśmiechnięty. Jest Pan szczęśliwym człowiekiem?
– Jak najbardziej tak. Myślę, że gdyby padły z moich ust słowa, że nie jestem, byłoby to kłamstwo. Będąc w obecnej sytuacji, robiąc to, co się kocha, i jeszcze dostając za to „górę pieniędzy”, mogę powiedzieć, że jestem osobą szczęśliwą. Jestem zdrowy, mam ładną i mądrą dziewczynę. W życiu mi się wszystko układa i tak naprawdę co sobie wymarzę, to mam, dlatego jestem bardzo szczęśliwy i nigdy bym tego nie chciał stracić.
– A największe marzenie?
– Moje marzenie to zdobycie mistrzostwa NBA, dotarcie z drużyną do finału. Natomiast największym marzeniem jest zostanie ojcem i założenie rodziny. Mam wiele różnych marzeń, ale to są marzenia mniejsze, materialne, które praktycznie mogę spełnić z dnia na dzień.
– Dziękuję za rozmowę.
– Pozdrawiam Czytelników Tygodnika Katolickiego „Niedziela”.
Kontakt: sportowa@niedziela.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.