Arcybiskup Marek Solczyński, biskup Grzegorz Ryś, europoseł Paweł Kowal, ale też Anna Maria Jopek, Małgorzata Kożuchowska i Stanisław Sojka – wszyscy przeszli przez Oazę.
W Polsce szaleje stalinizm. W 1952 r. biskup katowicki Stanisław Adamski domaga się powrotu religii do szkół. W odwecie władze wypędzają go z biskupami pomocniczymi ze Śląska, a rządcą diecezji mianują związanego z UB księdza Jana Piskorza. Ksiądz Blachnicki kolportuje przeciwko niemu podziemne ulotki i jest jednym z inicjatorów petycji do władz, żądającej powrotu biskupów. W czasie „odwilży październikowej” w 1956 r. pomaga zorganizować przyjazd pasterzy z wygnania do Katowic.
Andrzej Grajewski, redaktor „Gościa Niedzielnego” i były przewodniczący Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, jako pierwszy dotarł do materiałów bezpieki na temat Blachnickiego. – Zaczęto go rozpracowywać od sprawy wypędzenia biskupów śląskich – mówi. – Według mojej wiedzy, obok prymasa Stefana Wyszyńskiego, kardynała Karola Wojtyły i biskupa Ignacego Tokarczuka, ksiądz Blachnicki był najdłużej i najbardziej inwigilowanym polskim duchownym.
Bliżej autentyzmu
Lato 1954 r. W Bibieli, wsi pod Miasteczkiem Śląskim, ks. Blachnicki urządza dwutygodniowe rekolekcje dla ministrantów. Nazwie je Oazą Dzieci Bożych. Data ta uważana jest za początek ruchu oazowego. Blachnicki zaczął od ministrantów, bo – jak tłumaczył później – byli „jedyną grupą w parafii, z którą można było podjąć pracę typu wychowawczego”. – Tej pracy nie mogły władze zakazać, mimo rozwiązania wszystkich kościelnych organizacji młodzieżowych – mówił.
Niezależna od władz inicjatywa drażni Gomułkę, który otworzył właśnie front walki z Kościołem. Komuniści likwidują ruch, a jego założyciela aresztują. Siedzi znów w Katowicach – w tym samym więzieniu, w którym czekał na wykonanie kary śmierci i gdzie się nawrócił. Teraz za kratami spędza cztery miesiące, dostaje rok w zawieszeniu.
Od tej pory ks. Blachnicki będzie jednym z największych wrogów dla kolejnych ekip rządzących w PRL. – Bo uderzał w najczulszy punkt komunistów: odbierał władzy monopol na wychowanie młodzieży – mówi Grajewski. Historyk przypomina dekret Lenina o rozdzieleniu szkolnictwa od Kościoła, co miało gwarantować państwu wyłączność na kształtowanie dzieci i młodzieży. – Blachnicki jako pierwszy na obszarze władzy sowieckiej ten monopol przełamywał.
W latach 60., po wyroku, zaczyna organizować dla dziewcząt i chłopców 15-dniowe rekolekcje przeżyciowe, nazywane oazami. Przypominały trochę harcerskie obozy. Nazwa „rekolekcje przeżyciowe” wzięła się stąd, że usłyszana w czasie liturgii Ewangelia miała być przeżywana przez cały dzień w różnych sytuacjach życiowych.
W 1963 r. Blachnicki kupuje dom na „Kopiej Górce” w Krościenku u podnóża Pienin. Wkrótce tam zamieszka, a miejsce to będzie siedzibą ruchu oazowego. Działa trochę z boku oficjalnego nurtu Kościoła w Polsce. Będzie tłumaczył, że wynikało to z jego doświadczenia życiowego. „Cechowała je zawsze próba ucieczki od sformalizowanych i bezowocnych systemów urzędowych, jak można by powiedzieć, do środowisk nacechowanych autentyzmem, tętniących życiem i owocnych” – napisze wiele lat później.
Poznański kapłan, ks. Feliks Lenort, studiował pół wieku temu z Blachnickim na KUL-u. – To był prorok tego Kościoła, bo mówił to wszystko, co potem stało się rzeczywistością. Już wtedy powtarzał, że musimy sięgać do głębi, tworzyć oddolne elity – wspomina ks. Lenort. Gdy w Polsce trwa karnawał „Solidarności”, Blachnicki radykalizuje się – w 1981 r. zakłada Chrześcijańską Służbę Społeczną, która ma przygotować kadry do pracy w różnych organizacjach społecznych i politycznych. Liczy, że komunizm się załamie.
Lekcja wychowania obywatelskiego
– Rekolekcje oazowe były dla mnie inicjacją religijną i obywatelską – przyznaje Zbigniew Nosowski. – Doświadczyłem tam wiary jako przyjaźni z Bogiem, Kościoła jako wspólnoty, i zaczęło mnie obchodzić, w jakim żyję kraju.
Końcówka lat 70., licealista Nosowski razem z przyszłą żoną Katarzyną jedzie na rekolekcje do Murzasichla. Tam po raz pierwszy dostaje do ręki Biblię i... bibułę. – Nawet nie wiedziałem wtedy, że istnieje coś takiego jak wydawnictwa podziemne – opowiada dziś.
– Tu po raz pierwszy spotkałem się z tym, że ludzie mówili publicznie o swojej wierze. Do tej pory miałem przeświadczenie, że religia to sprawa prywatna – wspomina swoje oazowe wyjazdy w połowie lat 70. Janusz Poniewierski. – Dzięki Blachnickiemu zrozumiałem także, że udział w peerelowskich wyborach legitymizuje fałsz i że chrześcijanin nie powinien w nich uczestniczyć. To on pierwszy pokazał mi, że wiara ma konsekwencje w życiu społecznym.
Oazowa wolność przyciąga tych, którzy duszą się w sztywnym gorsecie realnego socjalizmu. Nosowski: – Oazy to była jedyna rodzima, działająca na szeroką skalę inicjatywa, która gromadziła wszystkich niepokornych i nonkonformistów: od hipisów do antykomunistów.
Później okaże się, że oazowicze różnią się także poglądami. Bibułę Nosowski dostał od Marcina Dybowskiego – dzisiaj wydawcy antysemickich książek. Moderatorem na jego pierwszych rekolekcjach był ks. Stanisław Małkowski, dziś zwolennik teorii o zamachu smoleńskim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.