Wiemy, że Jezus był bardzo dobrze ubrany. Tuż przed ukrzyżowaniem miał na sobie tak cenną szatę, że rzymskim żołnierzom nie opłacało się jej dzielić, więc rzucili o nią losy.
Piotr Włoczyk: Podczas jednego z wykładów dla przedsiębiorców, zebrani usłyszeć mogli, że ojciec nie lubi franciszkanów...
Fabian Błaszkiewicz SJ: To wcale nie jest tak, że nie lubię franciszkanów. Uważam jedynie za nieporozumienie to, że charyzmat franciszkański został zaadaptowany przez całą wspólnotę kościelną. Sam charyzmat franciszkanów – rozumienie rad ewangelicznych Jezusa w sposób dosłowny – jest piękny. W stanie zakonnym oczywiście można żyć w ubóstwie, ale nie powinniśmy tego przenosić na wszystkich chrześcijan. Nieco zaczepnie mówię, że mam żal do franciszkanów, iż tak dobrze udało im się ten charyzmat rozszerzyć. Nie może on być jednak potraktowany jako zaproszenie dla całego Kościoła do życia w ubóstwie.
Czyli to przez franciszkanów wielu polskich katolików boi się bogactwa?
Nie o to chodzi, że polscy katolicy nie chcą być bogaci, tylko o to, że niektórzy czują się winni, gdy takimi się stają. Np. sam fakt nabycia spadku powoduje u niektórych pojawienie się niepokoju, że może to być grzeszne. Ale to nie jest tylko polski problem.
Jak to wygląda np. w USA?
Nauczanie Kościoła wszędzie jest takie samo i jest jasne w tej kwestii. Problemy zaczynają się dopiero w duszpasterstwie. Różni księża akcentują różne sprawy. W Stanach Zjednoczonych nauczanie jest generalnie szersze i głębsze. Dowodem tego są choćby organizacje katolickie, które powstały z myślą o ludziach bogatych. Za oceanem od jakiegoś już czasu działa stowarzyszenie zrzeszające katolickich milionerów. Dopiero niedawno stowarzyszenie to zostało przeszczepione na polski grunt. W USA, Kanadzie czy w Zachodniej Europie nauczanie poszczególnych księży jest pogłębione, wspiera przedsiębiorczość i nie straszy ludzi bogatych.
Czyżby polski Kościół nie do końca dobrze prowadził katolików przez tematy bogactwa i przedsiębiorczości?
W kaznodziejstwie, z którym spotykamy się co niedzielę w kościele, rozpowszechniane jest przekonanie, że ubóstwo jest czymś dobrym. Przykładem może być pierwsza rada ewangeliczna – „błogosławieni ubodzy”. Mało kto wyjaśnia potem w kazaniu, że przecież chodzi o ubogich w duchu. Oczywiście w Ewangelii pojawia się ostrzeżenie, że nie można służyć Bogu i mamonie, czy też słowa o tym, że „prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogaty wejdzie do Królestwa Niebieskiego”. Ale proste, dosłowne rozumienie tych paru ewangelicznych zasad jest błędne! W Piśmie Świętym odróżnia się przecież bogacza, który jest prawy (Syrach nazywa go bogaczem błogosławionym), od tego, który jest przeklęty.
Jak może wyglądać błogosławieństwo w przypadku człowieka bogatego?
W Pięcioksięgu Bóg wielokrotnie mówi, że skutkiem zawarcia przymierza i życia według jego zasad będzie błogosławieństwo. Zarówno duchowe, jak i materialne. Składane są konkretne obietnice pomnożenia stad i powiększenia posiadanych ziem. Hiob też jest dobrym przykładem, choć kojarzymy go przede wszystkim z symbolem cierpienia. A przecież po pomyślnym wyniku próby Hiob wraca do swojego bogactwa, a nawet je pomnaża. Jeżeli przyjrzeć się przykładom świętych w Starym i Nowym Testamencie, to nie sposób nie zauważyć, że wszyscy ci ludzie nie doświadczają biedy w sensie materialnym, a wręcz przeciwnie – raczej im się powodzi. Na czele z Jezusem Chrystusem.
Jezus Chrystus żył dostatnio?
Oczywiście, że tak. Postępowanie Jezusa jest pierwowzorem tego, w jaki sposób można podchodzić do bogactwa. Z Ewangelii wynika, że Jezus nie zajmował się bezpośrednio pieniędzmi, tylko miał do tego swojego człowieka – Judasza. To on zajmował się wspólnymi pieniędzmi, z których żyli wszyscy apostołowie i Jezus. Środki te pochodziły od ludzi, którzy podążali za Jezusem i przekazywali znaczne sumy, by mógł On spokojnie zająć się głoszeniem nauki. Wiemy też, że Jezus był bardzo dobrze ubrany. Tuż przed ukrzyżowaniem miał na sobie tak cenną szatę, że rzymskim żołnierzom nie opłacało się jej dzielić, więc rzucili o nią losy. Jest jeszcze historia kobiety, która przychodzi do Jezusa niedługo przed ukrzyżowaniem, rozbija flakon z drogocennym olejkiem i wylewa go Jezusowi na głowę. Według niektórych badań cena tego flakonu z olejkiem równała się cenie wioski... Oburzył się na to Judasz, uważając, że Jezus przyzwala na rozrzutność, bo pieniądze ze sprzedaży olejku można było rozdać biednym. Nauczyciel udziela jednak bardzo ciekawej odpowiedzi: „ubogich zawsze macie u siebie, a mnie nie zawsze macie”. Pokazuje to, że ze swobodą można się posługiwać bogactwem. Widać też, że w tym konkretnym momencie Jezus nie utożsamia się z biednymi, bo po prostu nie jest jednym z nich!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.