Podczas pisania o Wielkim Poście zawsze leciutko drży mi ręka. Czuję się niewiarygodnym świadkiem. Nie zaliczałem siebie nigdy do grona sybarytów (choć nikt nie jest sędzią we własnej sprawie). Z drugiej strony trudno mnie nazwać wielkim, średnim czy choćby małym ascetą. Taki raczej ze mnie wielkopostny przeciętniak. Na szczęście Pan Bóg sam walczy w mojej obronie. Przekonałem się o tym wiele razy.
Wielki Post przypomina o sensie ludzkiego życia. Mieszkając na ziemi, zasługującej na szacunek, jako dar Boży, żywimy się – póki co – odpadkami ze stołu Pańskiego. Skutek (niektórzy mówią: kara) grzechu pierworodnego. Powrót do pełnej uczty będzie możliwy po całkowitym oczyszczeniu, a Wielki Post przypomina nam, gdzie rozlewają się plamy grzechu. Pościmy, by uświadomić sobie, jak bardzo spragnieni jesteśmy posiadania i jak wielką część życia marnujemy po to, by więcej mieć niż bardziej być. Modlimy się, by nie zapomnieć, gdzie bije źródło naszego życia i komu zawdzięczamy wschody słońca. Dajemy jałmużnę, by zagłodzić węża w naszej kieszeni, a bliźni przy okazji zyskał miskę ciepłej zupy. To podstawowe aksjomaty dojrzewania duchowego, a jednocześnie obszary modelowych pokus, od których szatan rozpoczął swoją próbę zmanipulowania Jezusa. Dla nas nie wymyślił nic nowego, zmienił tylko dekoracje.
Czytałem wspomnienia pewnego kapłana, który trafił w czasie wojny do niemieckiego obozu pracy. Znalazł się wśród tysięcy podobnych sobie nieszczęśników: lekarzy, adwokatów, sklepikarzy, chłopów i robotników, młodych i starych. Przetrwali nieliczni – ci, których życie przed wojną nie rozpieszczało, którzy poznali smak głodu, potu i solidarności. Nagrodą za twarde doświadczenia młodości stała się szansa przeżycia w morzu umierania. Jest w tym obrazie jakaś głęboka prawda o naszym duchowym i cielesnym losie. Nie cierpimy (na szczęście) okrucieństw wojny, ale nawet w spokojnej Europie serca wielu ludzi struchlały na wieść o tym, że z powodu kryzysu kupią sobie następny samochód nie za trzy lata (jak dotychczas), ale dopiero za siedem. Jak więc struchleją nasze serca, gdy przyjdzie nam stanąć przed najbardziej obiektywnym rating’em Sądu Bożego? Dostaniemy potrójne „A” czy spadniemy na koniec kolejki?
Okres Wielkiego Postu to czas szansy, by w świetle umartwienia ocenić swoje życie, ten wielki Wielki Post. Biblia często przypomina: Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty? (Hb 7, 1-2). Koncentrowanie się na wielkopostnych wyrzeczeniach bez poszukiwania pełnego sensu tych wyzwań odbiera nam możliwość ogólnej refleksji nad kierunkiem naszego wędrowania przez świat. A jak mówili starożytni: navigare necesse est, vivere non est necesse (Plutarch, Pompeius 50). Co można sparafrazować: życie nie jest koniecznością, ale skoro żyjemy, sterujmy świadomie naszym losem, by brama niebios stała się naszym szczęśliwym portem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.