O ilości „wojska w wojsku”, dziwnej nadgorliwości reformatorów, latających czołgach i sfrustrowanych wojskowych z prof. Romualdem Szeremietiewem rozmawia Wiesława Lewandowska
– Bardzo niepokojące jest chyba również to, że z zawodowej armii odeszło już wielu oficerów, dobrze wykształconych specjalistów wojskowych. I wciąż odchodzą?
– Podobno obecny Szef Sztabu Generalnego, widząc, na co się zanosi, chciał się podać do dymisji, ale go Komorowski uprosił i został... Naprawdę ogromnym problemem jest ucieczka wykwalifikowanego personelu, zwłaszcza podoficerów i młodszych oficerów. W 2011 r. odeszło z wojska ponad 7 tys. żołnierzy, w tym ponad 40 proc. to ludzie bez uprawnień emerytalnych, co znaczy, że frustracja wśród wojskowych jest ogromna.
– Jak w takiej sytuacji wytłumaczyć zapowiedzianą, niemal doszczętną likwidację szkolnictwa wojskowego?
– Pan minister mówi, że w armii pokojowej ma być więcej „wojska w wojsku”, czyli że trzeba zlikwidować wszystkie „obciążenia”, takie jak...szkolnictwo wojskowe. To jest nieodpowiedzialne postawienie sprawy, bo przecież właśnie w okresie pokoju trzeba szczególnie dbać o to wszystko, co sprawi, że w razie zagrożenia armia będzie silna i sprawna. Niezbędny jest rozwój myśli wojskowej i nowych technik wojskowych, nie wspominając o kształceniu przyszłych dowódców... Nie można więc lekceważyć nauki wojskowej. A w Polsce mamy jeszcze naprawdę zdolnych naukowców i ciekawe osiągnięcia wojskowej nauki.
– Skazane teraz na przepadek?
– Wojskowa Akademia Techniczna, która powinna być ośrodkiem myśli technicznej, ma zostać przekształcona w zwykłą szkołę oficerską... Reszta szkół oficerskich ma być zlikwidowana. A moim zdaniem, powinniśmy zagwarantować, aby każdy rodzaj sił zbrojnych z uwagi na swą specyfikę miał własną szkołę.
– Teraz na placu boju pozostanie tylko mocno zdegradowany WAT?
– Na to wygląda. Oznacza to zdeprecjonowanie nauki wojskowej, a likwidacja szkół oficerskich prowadzi wprost do upadku szkolenia oficerów dowódców. Akademia Obrony Narodowej, która powinna przygotowywać wyższą kadrę dowódczą, kształcić decydentów najwyższego szczebla w dziedzinie kierowania obronnością, a przede wszystkim być państwowym ośrodkiem analiz i ekspertyz strategicznych – też ma być zlikwidowana albo przekształcona w coś mniej ambitnego.
– Panie Profesorze, a może naszym reformatorom naprawdę chodzi o to, żeby armia była mniejsza, ale nowocześniejsza, stąd te cięcia? Od dawna wiele mówi się o modernizacji armii.
– Dziś już wiadomo, że nasza armia wcale nie jest nowocześniejsza, chociaż jest coraz mniejsza.
– Dlaczego nie jest nowocześniejsza?
– Dlatego, że pieniądze wydawane są bez sensu. Jeżeli wytyczono fałszywy kierunek zmian – a więc postawiono na armię ekspedycyjną – to np. duże środki muszą być wydawane na lotnictwo transportowe. Taki transport nie jest zbyt przydatny w obronie Polski, bo wojsko może być wcześniej ulokowane w miejscach przewidzianych do obrony. W priorytetach MON pojawia się jakiś „program pancerny” – armia ma być wyposażona w mobilne pojazdy pancerne, które mają być gdzieś przerzucane... To będzie jakiś latający czołg? Kupiliśmy kołowe transportery opancerzone, ale okazało się, że w Afganistanie są narażone na ostrzał, przed którym nie chroni ich posiadany pancerz. Trzeba więc było dodatkowo je opancerzyć... Z takim opancerzeniem te pojazdy nie mogą pływać. A to jest podstawowy wymóg w obronie kraju... Na podobnie nieprzydatne dla krajowej obronności uzbrojenie i sprzęty wydajemy ogromne pieniądze.
– Jednak chyba całkiem sporo jeszcze zostaje na „potrzeby własne”. Dlaczego więc nie widać postępu modernizacyjnego?
– Dlatego, że pieniądze te nie są wydawane!
– Dlaczego?
– Jeżeli minister podpisuje plan zakupów na rok bieżący dopiero w maju, to uwzględniając procedury przetargowe, nie sposób wydać do końca roku budżetowego kilka miliardów złotych na zakupy. Pieniądze wracają więc do ministra finansów, który jest z tego bardzo zadowolony.
– I może o to właśnie chodzi?
– Nie można tego wykluczyć.
– Kiedyś mówiło się w Polsce: „za mundurem panny sznurem”, a dziś żołnierz w mundurze to niezwykle rzadkie zjawisko...
– I nie tylko dlatego, że mamy coraz mniej żołnierzy. Wojskowi wstydzą się chodzić w mundurach. Przebierają się w nie „w pracy”, a i tak czasami o tym zapominają, bo nie wszędzie „w biurze” mundur jest obowiązkowy. Mamy więc takie wojsko w konspiracji! Zanika patriotyzm, a żołnierze nie są motywowani służbą Ojczyźnie; w wojsku zatrzymują ich tylko podwyżki płac... W polskim wojsku kształtują się postawy charakterystyczne dla pracowników firm ochroniarskich.
– Jak dalece ta żołnierska frustracja i kryzys moralny w armii mogą się odbić na obronności kraju w przypadku zagrożenia? Możemy jeszcze liczyć na słynną polską waleczność?
– Moim zdaniem, obecnie mamy armię zdolną do minimalnego oporu. Doszło do tego, że trzeba odwoływać ćwiczenia poligonowe, bo żołnierze zawodowi przynoszą zwolnienia lekarskie... Można się więc spodziewać, że potem w naprawdę trudnej sytuacji nie pomoże nawet najszczersza wola walki.
– Da się jeszcze ocalić polskie wojsko?
– Trzeba odbudowywać armię, a to w sprzyjających okolicznościach (czyli przy zgodnym poparciu liczących się sił politycznych) proces co najmniej 7-9-letni. Trzeba by podjąć próbę zbudowania obywatelskiej struktury wojskowej, odwołując się do tradycji Armii Krajowej... Potrzebna jest inna polityka obronna, w tym gdy chodzi o nasze relacje w NATO. To wszystko jest kwestią woli politycznej oraz wyobraźni ośrodków decyzyjnych w państwie. Ani jednego, ani drugiego ciągle nie widzę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.