Franciszek Ksawery wyruszył więc do Chin, ale nigdy tam nie dotarł. Mając 48 lat umarł schorowany w wiosce rybackiej na wyspie Shanchuan Dao. Do Państwa Środka dotarli jednak inni jezuici.
Działalność misyjna była dla jezuitów bardzo ważna…
Kościół jest z natury misyjny, więc misyjni są też jezuici. Tym, co odróżniało ich od innych misyjnych zakonów (franciszkanów i dominikanów), było podejście do inkulturacji. Ignacy Loyola mawiał: „Kiedy głosisz komuś Ewangelię, musisz wejść jego drzwiami, a wyjść swoimi". W takim sposobie myślenia tkwił sukces misyjny jezuitów w Chinach. Zasadę tę stosowali: Matteo Ricci, Adam Shall von Bell, Jakub Rho, Michał Boym - najbardziej znany polski misjonarz w Chinach - czy Jan Mikołaj Smogulecki, astronom i matematyk.
Jakie były początki takich misji?
Po przyjeździe na miejsce budowano nieduży dom zakonny i kościół w miejscowym stylu architektonicznym. Chodziło o to, żeby nowe przesłanie przedstawić w sposób jak najbardziej bliski ludziom, we wnętrzu, które stylem niewiele różniło się od dobrze im znanego. Z tego też względu jezuici starali się poznać klasykę literatury chińskiej, historię kraju i jego kulturę. Było to o tyle istotne, że w Chinach panowały zupełnie inne stosunki społeczne niż w Europie. Chiny jako pierwsze państwo w historii wprowadziły egzaminy na urzędników państwowych, i to jeszcze przed naszą erą. Egzamin był niezwykle trudny, trwał tydzień, ale jeśli komuś, bez względu na pochodzenie, udało się go zdać, zyskiwał wysoką pozycję na drabinie społecznej - zostawał mandarynem. W Europie jeszcze do niedawna o wszystkim decydowało urodzenie. Chińczycy, Japończycy i Koreańczycy ogromną wagę przywiązywali - i do dziś przywiązują- do nauki, nie do pochodzenia. Jezuici, którzy docierali do Chin, byli świetnie wykształceni nie tylko w teologii czy filozofii, ale również w matematyce, astronomii, sztuce, muzyce, jak również w naukach technicznych, co w tym kontekście już na starcie stawiało ich w dobrej pozycji.
Pierwsi jezuiccy misjonarze w Chinach wychodzili z założenia, że Ewangelia nie kłóci się z żadną kulturą, dlatego nie trzeba ewangelizować kultury, zmieniać jej na chrześcijańską (w domyśle europejską), ale trzeba ewangelizować ludzi w tej kulturze żyjących. Należy więc poznać miejscowy język, filozofię i kulturę i stać się Chińczykiem dla Chińczyka. Pomagał w tym określony ubiór czy noszenie długich bród. Jezuici pozwalali się nawet nosić w lektykach, na co oburzali się franciszkanie. Ale takie były w Chinach zwyczaje. Jeśli byłeś mandarynem z Zachodu, było to konieczne.
Ta metoda ewangelizacji przyniosła pożądany efekt?
Tak. XVII w. to czas wielkiego rozkwitu chrześcijaństwa w Chinach. Cesarz chiński Kangxi dał tylko jezuitom (choć misje prowadzili też franciszkanie i dominikanie) edykt prawny pozwalający na ewangelizowanie całych Chin. Miał do nich największe zaufanie. Wydaje się, że gdyby w tym czasie nawróciła się przynajmniej połowa Chin, to duża część Azji byłaby dziś katolicka. Dlaczego? Bo -jak wspomniałem - Chiny były pewnym wzorcem dla krajów ościennych.
Jezuici od początku działalności ewangelizacyjnej nastawieni byli na nawracanie władców i osób wpływowych. Franciszkanie natomiast skupiali się na prostym ludzie. Cesarz był w Chinach panem życia i śmierci wszystkich Chińczyków. Jezuici wiedzieli, że jeśli zdobędą go dla chrześcijaństwa, zdobędą Chiny. Nie było to jednak łatwe. Żeby przekonać do siebie Chińczyka, trzeba zrobić na nim wrażenie, trzeba go olśnić. Jezuici starali się w tym celu wykorzystać wiedzę, którą posiadali, która stała się pierwszym i najważniejszym narzędziem ewangelizacji. Otwarli obserwatorium astronomiczne w Pekinie, udało się im nawet zmienić błędne poglądy chińskich astronomów. Tym zdobyli zaufanie cesarza. A ponieważ kultura chińska (japońska i koreańska też) jest bardzo pragmatyczna, uznano, że chrześcijaństwu -skoro ma tak wybitnych uczonych - warto się bliżej przyjrzeć.
Jeden z najważniejszych jezuickich misjonarzy, Matteo Ricci, napisał nawet „Traktat o Przyjaźni" jia you lun , w którym połączył mądrość grecką, europejską, z chińską. To była jego pierwsza książka wydana przez jezuitów dla chińskich elit, świetnie zresztą przez nie przyjęta. „To piękny prezent dla przyjaciół" - powiedział o tej książce Feng Yin-gjing, sławny uczony i cesarski urzędnik. Było to w roku 1601.
W działaniu jezuitów nie było elementów agresywnego katolicyzmu, nie było obwieszczania, że tylko nasza religia jest prawdziwa, a wszystkie inne zasługują na piekło. Ostatecznie w każdej religii są elementy prawdy.
Skoro tak dobrze im szło, to dlaczego Chiny nie przyjęły chrześcijaństwa?
Pomiędzy jezuitami a innymi zakonami, ale też papieżem, wybuchł spór o tzw. ryty chińskie (dianli wenti ). To poważna rana w historii Kościoła w Chinach. Powiedziałbym nawet, że najpoważniejsza. Uniemożliwiła ona prowadzenie misji w Chinach przez ok. 300 lat.
Na czym polegał ten spór?
Pod koniec XVII w. jezuici zostali oskarżeni przez inne zakony o to, że głosząc Ewangelię poszli na zbyt daleko idące ustępstwa względem Chińczyków. Próbowali bowiem określać Boga chińskimi pojęciami, sprawowali liturgię po chińsku, włączali w chrześcijańską duchowość ważne elementy chińskiej kultury. Zezwalali np. na kult przodków i ceremonie honorujące Konfucjusza, co dla Chińczyków miało wielkie znaczenie, ale raczej społeczne niż religijne. Poza tym ubierali miejscowe szaty mandarynów zamiast chodzić w sutannach. Niestety trzystuletni spór o chińskie ryty był debatą nie tyle z Chińczykami, co o Chińczykach. Jej uczestnikami byli jezuici, dominikanie, franciszkanie, augustianie, Paryskie Towarzystwo Misyjne, około 26 kolejnych papieży, kardynałowie Świętego Oficjum, Kongregacji Propaganda Fide. Niejasności, często błędnie interpretowane fakty, nie tylko przyniosły wiele cierpienia, ukazując słabość rozeznania władz Kościoła, ale przyczyniły się także do negatywnej lekcji misjologii. Pozostało niewyjaśnione na owe czasy zagadnienie: jak zaadaptować, czy nie zaadaptować religię do kultury chińskiej, a tę kulturę do religii chrześcijańskiej?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.