Incognito

Tygodnik Powszechny 31/2012 Tygodnik Powszechny 31/2012

Podział między nami jest w dużej mierze iluzoryczny. Niewiara ateistów i nasza wiara stanowią etapy tej samej drogi. Nikt z nas nie wie; i nasza, i ich prawda jest niedopowiedziana.

 

„Niewiarę wiara może przezwyciężyć jedynie wtedy, gdy ją obejmie”.
KS. TOMÁŠ HALÍK


Ukrywa się, pokornie obecny w szlachetnych aktach miłości i prostej, bezpretensjonalnej dobroci. Incognito – Bóg ukryty, którego nie rozpoznają osoby niewierzące, a „żyją w Nim, poruszają się i są” ilekroć, natchnione przez Bożego Ducha, czystym sercem kochają bliźnich. Są wówczas jak dzieci w łonie matki, nieświadome jej obecności, a niesione przez nią tuż pod sercem. Spotykają Go także, gdy obdarzeni przez kogoś bezinteresowną życzliwością, przystają zadziwieni. Coś szczególnego dzieje się w człowieku, ilekroć dotyka dobroci i miłości.

ATEISTA W DRODZE DO EMAUS

W Ewangelii jest scena, w której Jezus incognito uzdrawia chromego, którego dostrzegł nad sadzawką. Uzdrowiony, zapytany przez faryzeuszy, kto go uleczył, odpowiada, że nie wie. „Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu” (J 5,13) zapewne zaraz po dokonaniu cudu. Jest w Ewangelii więcej fragmentów, gdy Jezus chce pozostać nierozpoznany: prosi, by nie rozpowiadać o cudach, ucisza złe duchy, by Go nie ujawniły. Podobnie dzisiaj wędruje po laickim świecie, w dobru spotyka niewierzących i jest blisko nich. Dla Simone Weil to w spotkaniu z nimi uwidocznia się bezinteresowność Jego miłości. „Jedna z najwspanialszych radości, jaką daje ziemska miłość, czyli służenie ukochanemu tak, aby o tym nie wiedział, w przypadku miłości Bożej możliwa jest chyba tylko poprzez ateizm” – pisze.

Kiedy człowiek dotyka Boga, nie wiedząc o tym? Jezus wędrował z uczniami do Emaus. Ich oczy nie poznały Go, gdy czynił im dobro: wyjaśniał Pisma i pocieszał smutnych. Potem pytali siebie: „Czy serce nie pałało w nas?” (Łk 24, 32). Te momenty – gdy Bóg, choć incognito, lecz żywy i prawdziwy, spotyka człowieka w miłości i prostej dobroci – zdradza „pałanie serca”: robi nam się „ciepło na sercu”, zdejmuje nas wewnętrzne wzruszenie. Kiedy jednak człowiek zrozumie, że obejmował wówczas Boga, w którego nie wierzył?

Uzdrowiony nad sadzawką oraz uczniowie z Emaus odkrywają w końcu, że to Jezus uczynił im dobro. I każdy człowiek z czasem rozpozna chwile, gdy Bóg przychodził, by go kochać, lub kochać przez niego. Być może w obliczu śmierci, w poczuciu spełnionego życia rozpozna towarzyszącego mu Wędrowca i chwile Jego epifanii.

ATEISTA ZBAWIONY

A być może – dopiero w niebie.

„Wówczas zapytają sprawiedliwi: »Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Spragnionym i daliśmy Ci pić?«” (Mt 25,37). Ewangeliczny opis Sądu Ostatecznego wskazuje najważniejsze kryterium miłości Boga: miłość potrzebujących. Ktoś, kto kocha ludzi szczerym, prawym i ofiarnym sercem, nie może być nieprzyjacielem Boga, który z nimi się utożsamia – nawet, jeśli sam nie wierzy w Boga. Duch Święty jest jedynym źródłem dobra i miłości w świecie, a zatem człowiek, także nieochrzczony, który żyje miłością, jest pod działaniem Ducha Bożego. Właśnie „postawa wobec bliźniego – jak podaje Katechizm w nauce o Sądzie – objawi przyjęcie lub odrzucenie łaski i miłości Bożej” (KKK 678).

Formuła autorstwa św. Cypriana o tym, że „poza Kościołem nie ma zbawienia” pozostaje aktualna. Tyle że Kościół obejmuje także tych, „którzy szukają nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń”; od nich „Bóg sam również nie jest daleko (...). Ci bowiem, którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć wieczne zbawienie”. Podobnie i ci, którzy „bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują, nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie”. Kościół dostrzega w nich „cokolwiek z dobra i prawdy”. (cytaty z Konstytucji dogmatycznej o Kościele, 16).

ATEISTA NIEWINNY

Konstytucja dogmatyczna o Kościele dwukrotnie wskazuje na to, że nieznajomość Ewangelii lub niepełne poznanie Boga może być niezawinione. Myśl tę odnajdujemy także w Katechizmie, gdzie w paragrafie o Sądzie Ostatecznym czytamy, że „nastąpi wtedy potępienie zawinionej niewiary, która lekceważyła łaskę ofiarowaną przez Boga” (KKK 678).

Dziś trudno znaleźć zakątki globu, do których jeszcze nie dotarli misjonarze. Uproszczoną interpretacją „niezawinionej niewiary” byłoby zatem odnoszenie jej wyłącznie do ludzi, którzy nigdy nie słyszeli o Chrystusie. Przyczyną takiej niewiary może być przecież brak świadków. Wówczas odpowiedzialność za niewiarę naszych braci spada na nas, chrześcijan, gdyż, znając Boga, nie głosimy Go życiem i miłością.

O niewiarę łatwo wtedy, gdy obraz Boga jest wypaczany. A jaki pojawia się (dominuje?) w apostolskim przekazie polskiego Kościoła? Czy jest to Bóg, który stoi po naszej stronie? Trudności z wiarą w nieprawdziwego Boga wydają się uzasadnione. Jak bowiem przyjąć do serca Boga, któremu nie ufam? Jak oddać życie Bogu, którego się lękam? Albo który, ustami prawych katolików, wciąż wytyka mi, jak bardzo jestem niemoralny?

Nawet gdy pod wpływem takiego przekazu nie odrzucę wiary, moja wiara w Boga nie będzie wiarą Bogu. Nie sięgnie głębi Ja, które będę trzymał w bezpiecznej odległości od „nieznanego Boga”. Skądinąd nie wiadomo, co bardziej warte szacunku – niezintegrowane życie i osobowość, gdy przyznaję się do wiary w zmartwychwstanie Boga, jednak fakt ten w żaden sposób nie kształtuje mojej codzienności, czy konsekwentna niewiara.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...