Szukanie nowych form artystycznego wyrazu, próby zwiększenia obecności sztuki w życiu społecznym, podejmowanie gry z publicznością – to oznaka żywotności, dynamizmu w sferze kultury.
Kultura tak zwana wysoka czuje się zagrożona – i w naszych czasach to raczej normalny stan. Kultura popularna – niekoniecznie niska – nieustannie jest w ofensywie: pojawia się na plakatach, w reklamach internetowych i telewizyjnych. Ale i bez reklam kultura popularna znajduje publiczność; obie strony łatwo się rozpoznają.
Kultura wysoka musi szukać sposobów dotarcia do publiczności. Nie dlatego, że inaczej zginie (bo nie zginie), ale dla „poszerzenia pola walki”, zwiększenia zakresu społecznego oddziaływania. Duchowe treści – jakkolwiek piękne i ważne – potrzebują materialnego nośnika i okoliczności sprzyjających dobrej komunikacji.
Mówi się, że żyjemy w kulturze obrazkowej (może lepiej: wizualnej). To pewnie prawda. A jednak książka (druk) nie ustępuje. O poezji wciąż myśli się jako o zbiorach wierszy. Powieść to wciąż – przez metonimię – coś, co możemy wziąć do ręki. Zbyt długo papier i druk istnieją, by można było wieszczyć śmierć książki. Ale to już jedna z wielu form przekazu. Michał Zabłocki od lat koordynuje swój projekt „Multipoezja”: wiersze pisane na czacie wspólnie z internautami, projekcje wierszy na murze kamienicy na krakowskim rynku i tak dalej. Poezja – i sztuka w ogóle – nie musi być zajęciem konspiratorów. Prezentowana w przestrzeni publicznej, staje się częścią otoczenia. Granica między „życiem” a poezją rozmywa się, co pożyteczne, bo oba te zjawiska najlepiej rozwijają się w symbiozie. Oczywiście nie warto rezygnować z prywatnego, ściśle intymnego kontaktu z poezją. Nie ma tu przecież konfliktu; zamiast konkurencji – komplementarność. Poszerza się krąg odbiorców kultury wysokiej – często nieoczekiwanie dla samych odbiorców. Tym lepiej, bo zaskoczenie stanowi ważny atut każdej literatury.
Nowe formy prezentacji poezji wydobywają z niej nowe wartości. Slam pozwala odczuć unikalność sztuki słowa (wiadomo – raz lepszej, raz gorszej). W kontakcie z książką łatwo o iluzję, że literatura to coś statycznego. W slamie – podobnie jak w uśpionym gatunku improwizacji (w literaturze gatunki ponoć nie giną) – język jest ulotny, koniecznie związany z kontekstem sytuacyjnym. Liczy się wrażenie, szybka reakcja zwrotna – na tym polega performance. Jest to też powrót do poezji oralnej, o funkcjach i cechach znacząco różnych od właściwości poezji spisanej.
Szukanie nowych form artystycznego wyrazu, próby zwiększenia obecności sztuki w życiu społecznym, podejmowanie gry z publicznością – to oznaka żywotności, dynamizmu w sferze kultury. Z jednej więc strony potrzeba ruchu po stronie nadawców; z drugiej – naturalna u odbiorców potrzeba stabilizacji zjawiska, żeby móc je pojąć, określić, ocenić. Tej antynomii nie da się uniknąć. Kłopot w ocenie literatury i sztuki wynika więc nie tylko z subiektywności kategorii piękna, lecz także z niestałości kryteriów wartościowania. Tak wiele można powiedzieć o formie sonetu, a tak trudno powiedzieć, dlaczego uważamy jakiś sonet za arcydzieło. Zmysł krytyczny w sztuce jest rzadkim darem. Piotr Rypson zauważa: Co się tak naprawdę dzieje w procesie krytyki artystycznej? Następuje jakiś rodzaj uzgodnienia, czy dana praca jest wartościowa czy nie, czy to się podoba, czy jest użyteczna, czy też beznadziejna, chybiona. To proces społecznej negocjacji, krytycy sztuki staja się obrońcami lub adwersarzami danej postawy, która sama w sobie jest chybotliwie osadzona w przestrzeni dyskursu społecznego i albo się ostoi, albo nie. Samo zjawisko zmiany (treści, formy, kontaktu, typu percepcji) w sztuce to jeszcze nie powód do radości. Wiele porażek w tej dziedzinie bierze się chyba ze zbyt śmiałych kroków naprzód. Tymczasem warunkami sukcesu widocznie jest nowość (a więc zaskoczenie), ale w horyzoncie dotychczasowego doświadczenia.
Nawet jeśli uznamy, że wprowadzenie sztuki do przestrzeni publicznej pozbawi tę sztukę nimbu świętości, to warto dodać, że otrzymujemy coś w zamian: tym razem to sztuka wychodzi człowiekowi na spotkanie. Może wygodniej odbiera się ją wtedy, gdy zachowujemy ścisły podział na świat pospolitości i świątynię sztuki. Ale w kulturze wysokiej niekoniecznie chodzi o psychiczną wygodę. Kwestionowanie tego podziału stymuluje odbiorców i każe stawiać nowe pytania o społeczną rolę – czy to poezji, czy to sztuk wizualnych albo plastycznych.
Niebezpieczeństwem dla wszelkiej sztuki nie jest bowiem napór kultury popularnej, tylko ziewanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.