Brytyjski pisarz Evelyn Waugh miał kiedyś stwierdzić, że przeciętny Irlandczyk wierzy tylko w dwie rzeczy ostateczne: piekło i Stany Zjednoczone. To właśnie do tej krainy możliwości masowo emigrowali Irlandczycy w następstwie wielkiego głodu w latach 40. XIX w. „Piekło” można natomiast uznać za symbol tego, jak Kościół katolicki sprawował rząd dusz i umysłów wśród swoich wiernych przez większą część ostatnich 200 lat
Te ponure szczegóły są obecnie nie do wykorzenienia ze współczesnej irlandzkiej świadomości. Z siłą tsunami zmiotły na bok prestiż Kościoła katolickiego w Irlandii i jednocześnie wszelkie nierozważne zaufanie do jego autorytetu moralnego. Onieśmielający gmach, jakim do niedawna był irlandzki Kościół katolicki, jawi się obecnie jako – cytując Unamuno – „katedra kłamstwa”, bądź zawalony domek z kart czy wreszcie budynek, którego imponująca fasada służyła za doskonałą zasłonę, ale który wewnątrz miał niewiele chrześcijańskiej treści.
W ciągu ostatnich 200 lat przez Irlandię przetoczyły się wielkie dyskusje dotyczące siły nurtów propapieskich w życiu irlandzkiego Kościoła w kontekście tendencji, powiedzmy, bardziej rodzimych, gallikańskich. Dysputy te – swego czasu, jak się wydaje, fundamentalne dla określenia prawdziwej tożsamości Kościoła – przyćmiło rozczarowanie katolicyzmem, rozprzestrzeniające się nieuchronnie wśród wszystkich warstw społecznych, czy to świeckich, czy duchownych. Oznaką niezadowolenia wśród duchowieństwa jest utworzenie irlandzkiego stowarzyszenia księży katolickich (The Association of Catholic Priests) liczącego setki członków głęboko zawiedzionych tym, jak prowadzą ich – ktoś mógłby rzec, że nie prowadzą wcale lub prowadzą na manowce – biskupi w Irlandii.
Gdy udostępnione publicznie dowody przestępstw stały się zbyt przytłaczające, by je ignorować, papież Benedykt XVI zarządził wizytację apostolską Kościoła w Irlandii (jej wyniki ogłoszono niedawno, przynajmniej w formie podsumowania). Wkrótce po jej przeprowadzeniu, na początku 2011 r., nadwerężona już instytucja otrzymała kolejny druzgocący cios. Według ujawnionych informacji kościelni urzędnicy nie mieli przygotowania, aby wdrożyć nowe ustalenia, sporządzone i zaakceptowane przez wszystkich irlandzkich biskupów i związane z rozpatrywaniem skarg dotyczących molestowania seksualnego w diecezji Cloyne, której wówczas przewodniczył bp John Magee, nawiasem mówiąc były sekretarz trzech papieży. W ramach burzy, jaka rozpętała się po publikacji raportu, premier Irlandii wygłosił przemowę odebraną jako bezpardonowy atak na Kościół katolicki i jego prowadzenie się. Wkrótce potem rząd irlandzki ogłosił odwołanie swojego ambasadora ze Stolicy Apostolskiej i przeniesienie ambasady do Dublina, który odtąd miał stać się ośrodkiem działalności dyplomatycznej wobec Watykanu. Władze podkreśliły, że nie oznacza to zerwania stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską, i decyzja ta rzeczywiście wydaje się odzwierciedlać wewnętrzne rozgrywki polityczne. Mimo to większość komentatorów uznała to posunięcie za umniejszenie znaczenia związków Irlandii z Watykanem.
Od tamtego czasu Watykan zdążył już mianować nowego nuncjusza w Irlandii, nowojorczyka o częściowo irlandzkich korzeniach, arcybiskupa Charlesa Browna. Niedawno przybył on do Irlandii, by rozpocząć – jak się uważa – dzieło odbudowy mostów łączących Irlandię i Stolicę Piotrową, które nawet jeśli jeszcze nie runęły, to chwieją się w posadach, oraz by zachęcać do prób odnowy Kościoła w Irlandii.
Pamiętajmy jednak, że Irlandia jest krajem, w którym wymyślono bojkot. W naturę Irlandczyka wpisany jest upór i na ziemi, której Rzymianie – być może rozważnie – nie odważyli się podbić choćby w części i którą Normanowie, a po nich również Anglicy kolonizowali jedynie z doskoku, nie jest wcale pewne, że Watykan zdoła uczynić postępy na drodze do zdobycia irlandzkich serc i umysłów, nawet dysponując najbardziej wyrafinowaną dyplomacją na świecie.
Jak dotąd w niniejszym artykule próbowaliśmy przyjrzeć się przeszłości Kościoła katolickiego w Irlandii. Równie ważne dla historycznej religii, za jaką zawsze uważało się chrześcijaństwo, jest jednak spojrzenie w przyszłość. W jakim kierunku może pójść irlandzki katolicyzm? W tym miejscu aż się prosi przywołać – bez cienia ironii – stare wiedeńskie powiedzenie, mówiące, że sytuacja jest beznadziejna, ale nie poważna. W istocie powiedzenie to samo w sobie można interpretować całkiem serio. Może bowiem wyrażać głęboką wiarę i nadzieję, jaką pokładamy w Łasce Bożej, że potrafi radzić sobie z pozornie najbardziej beznadziejnymi i nierozwiązywalnymi sytuacjami życia ludzkiego. Na poziomie ludzkim wiara i nadzieja to autentyczne echo samego Bożego aktu stworzenia – powołania świata „z niczego”. W tym sensie chrześcijaństwo wraz z wiarą w Boga jako Stwórcę odziedziczyło po swym religijnym poprzedniku, judaizmie, stanowczą odmowę porzucenia nadziei nawet w obliczu kataklizmów.
Jak bowiem wielokrotnie uczy nas Biblia, ludzka duma w stosunku do Boga potrafi sprowadzić nieszczęście, ale ze zgliszczy po każdej katastrofie rodzi się nowy początek – jak wierzymy, dzieje się tak z Bożej inspiracji. Dla samego chrześcijaństwa kluczowym przykładem tego następstwa są oczywiście śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Wiara w realność Boga w Jezusie to ostateczny czynnik wyróżniający chrześcijaństwo w większym stopniu niż jakiekolwiek rozważania o cnocie, którą potencjalnie odnaleźć można wśród kleru czy nawet – co chyba bardziej prawdopodobne – wśród ludzi świeckich. I również w większym stopniu niż sporządzanie rejestru grzechów popełnianych w ciągu stuleci przez Kościół lub w jego imieniu.
To właśnie to ponowne utwierdzenie w wierze i nadziei może nadać życiu cel, kiedy sam intelekt raz po raz znajduje się w martwym punkcie. Zrozumienie historii może uwolnić teraźniejszość z okowów przeszłości – i w tym sensie ma funkcję terapeutyczną – ale nie daje nam szczególnego wglądu w przyszłość. Nie jest to tak bardzo odległe od stwierdzenia Kierkegaarda, że życie pojmujemy, patrząc wstecz, ale przeżywamy je idąc naprzód. Obecna sytuacja Kościoła katolickiego w Irlandii może zatem jawić się jako szansa, by zatrzymać się i rozważyć, czy rzeczywiście nowym kierunkiem – jaki istotnie musimy znaleźć – ma znowu stać się katolicyzm, który będzie dumnie paradował jako licząca się siła na świecie.
Warto przypomnieć sobie, że chrześcijaństwo mówi: „nie mamy tutaj trwałego miasta” (Hbr 13, 14). Nawet jeśli miasta wybudowane przez chrześcijan niemal w całości znikną z powierzchni ziemi, nie unicestwi to ani nie zaneguje chrześcijaństwa. Miejsca najbliżej związane z narodzinami chrześcijaństwa, miejsca, w których zwoływano decydujące sobory, gdzie kształtowały się prawdy wiary i rozkwitały największe umysły chrześcijaństwa, nie należą już dziś do świata chrześcijańskiego – położone są w większości w Turcji i północnej Afryce. A jednak chrześcijańska prawda wciąż trwa.
Istnieje zatem możliwość, że kultura publiczna w Irlandii – czy wręcz w Europie – z czasem będzie tracić swoje dotychczas przeważająco chrześcijańskie oblicze. A jednak trwała Prawda, którą niesie orędzie naszej wiary, zawsze znajdzie sposób, by dotrzeć do ludzi. Religia bowiem to nie coś, co posiadamy, ale coś, czym jesteśmy. Podobnie według nauczania Kościoła chrześcijańska Prawda to nie coś, co posiada człowiek, ale to, czym jest Bóg. A po żywym Bogu zawsze możemy spodziewać się, że wzbudzi żywą wiarę w przenikliwym ludzkim sercu.
W obliczu obecnego kryzysu religijnego w Irlandii, i nie tylko, warto przywołać zasadę wyłuszczoną przez słynnego żydowskiego rabbiego Gamaliela (Dz 5, 34–39). Przekonując współbraci w wierze, iż nie należy walczyć z rodzącym się chrześcijaństwem, argumentował, że jeżeli pochodzi ono od ludzi, rozpadnie się samo, ale jeżeli pochodzi od Boga, nie ma sposobu, by je zniszczyć. Innymi słowy prawda Boża zawsze sama siebie utwierdzi na tle nieprawdy ludzkich pozorów.
To, jaki wyraz znajdzie dla siebie w przyszłości chrześcijańska prawda, można z powodzeniem zostawić w rękach Boga – zarówno w Irlandii, jak i gdziekolwiek indziej – albowiem jej wprowadzenie w życie i tak przypadnie w udziale omylnym – ale nie pozbawionym talentu – rękom ludzkim.
Tłumaczył Mateusz Urban
Tytuł oryginału: Between Traditionalism and Tradition. On the contemporary crisis in Irish Catholicism. Tekst jest nieznacznie zmodyfikowaną wersją artykułu, który pierwotnie ukazał się po angielsku w „Doctrine and Life”, maj–czerwiec, 2012, t. 62, nr. 5, s. 26–34. Informacje o tym czasopiśmie i innych publikacjach dominikanów w Irlandii są dostępne na stronie: www.dominicanpublications.com
Autor pragnie podziękować Bernardowi Treacy OP, redaktorowi naczelnemu pisma za zgodę na przedruk artykułu
Ks. MARTIN HENRY – wykładowca teologii dogmatycznej St Patrick’s College w Maynooth w Irlandii. Autor książek i artykułów; w języku polskim ukazał się zbiór jego tekstów Czy chrześcijaństwo jest sprzeczne z naturą? (2012)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.