Ania i Robert znali się z widzenia, gdy uczęszczali do tego samego liceum. Żadne z nich nie sądziło, że Bóg złączy ich drogi. Wiele razy mijali się na szkolnych korytarzach, nawet nie mówiąc sobie pospolitego „cześć”.
Ania i Robert znali się z widzenia, gdy uczęszczali do tego samego liceum. Żadne z nich nie sądziło, że Bóg złączy ich drogi. Wiele razy mijali się na szkolnych korytarzach, nawet nie mówiąc sobie pospolitego „cześć”. Minął rok i Robert zaczął studia ekonomiczne na jednym z lubelskich uniwersytetów. Ania nadal kontynuowała naukę, zawierając nowe znajomości oraz rozwijając zainteresowania. Oboje zajęli się swoim życiem, nie pamiętając jedno o drugim, aż do pewnej listopadowej nocy.
Tego wieczoru Ania wróciła do akademika i zastała tam swoją przyjaciółkę, która uchodziła za wzór moralności, z chłopakiem. Bardzo się na niej zawiodła, gdyż okazało się, że była ciągle okłamywana. Pomimo zmroku, Ania wybiegła na zewnątrz i usiadła na ławce, nie wierząc w to, co zobaczyła. Było chłodno, a drzewa traciły ostatnie liście, które mieniły się w świetle lamp. Młoda studentka straciła poczucie czasu, skuliła się i czekała, aż minie noc. Los chciał, że przechodziła tamtędy grupa chłopaków. Jeden z nich podszedł do niej, i gdy reszta się oddaliła, spytał, co się stało. To było ich pierwsze spotkanie od trzech lat. Robert bardzo się przejął tym, iż Ania jest sama o zmroku, a może dlatego, że pamiętał ją ze szkoły średniej. Przypomniał sobie młodą dziewczynę, która uchodziła za nieosiągalną, a teraz była młodą kobietą potrzebującą pomocy.
Od tego czasu zaczęli się spotykać. Okazało się, że studiują na tej samej uczelni. Robert odprowadzał ją do akademika, chodzili do kawiarni i spacerowali po parku. Dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Pewnego dnia Ania otrzymała sms-a z prośbą o spotkanie przy pamiętnej ławce. Robert wyznał jej, że ją kocha i pragnie, aby za niego wyszła. Powiedziała „TAK”. Robert traktował ją jak bezcenny skarb, ponieważ bardzo się różniła od dziewczyn XXI wieku, a przede wszystkim była czysta i niewinna. Ślub odbył się w jej kościele parafialnym. Uroczystość wzruszyła nawet najtwardsze serca. Robert ukończył studia i zarabiał na rodzinę w dobrze prosperującej firmie, co pozwoliło Ani na kontynuację nauki. Ich miłość kwitła, czego owocem była córeczka. Mieszkając już w nowo wykończonym domu, zawsze mieli czas dla siebie. Gdy Ania pomagała córce w lekcjach, Robert przygotowywał kolację. Wieczory spędzali sam na sam, rozmawiając i dzieląc się troskami.
Nastał czerwcowy poranek i Ania źle się poczuła. Nie chciała martwić męża i udała się do swojego lekarza, który przeprowadził potrzebne badania. Następnego dnia Ania postanowiła przekazać nowinę Robertowi. Gdy z nim porozmawiała, zmienił się wyraz jego twarzy. Przez kilka kolejnych dni wracał późno do domu i był nieobecny. Zasmuciło ją to, gdyż była pewna miłości, która ich łączy. Jednak Robert nie był gotowy stawić temu czoła. Nagle, dotąd idealne życie, legło w gruzach. Był przekonany, że świat leży u jego stóp. Ania miała operację i przyjmowała chemię, a w tym czasie Robert wyprowadził się z domu. Trzydziestosiedmioletnia kobieta zamknęła się w sobie. Choroba spowodowała, że jej wyobrażenia o prawdziwej miłości okazały się złudne. Zawiodła się na chłopaku, który znalazł ją na ławce pewnej listopadowej nocy, na młodym mężczyźnie, który ją szanował, i zawiodła się na towarzyszu, który okazał jej tak wiele miłości. Chciała żyć dla swojej córki, bo tylko ona dawała jej siłę. Robert już się nie pojawił w jej życiu, nie chciał widzieć jej cierpienia.
Minął rok. Robert nie mógł pozbyć się poczucia winy. Zrozumiał, że przysięga złożona Ani i Bogu nie mówiła tylko „w zdrowiu” lecz „w zdrowiu i w chorobie”. Był zły na siebie, że stracił rok, zatracając się w pracy, a kobieta jego życia walczyła z chorobą w samotności. Zaparkował samochód na podjeździe i otworzył drzwi pustego domu. Panowała cisza, a wspomnienia same zaprzątały jego myśli. Wszedł do sypialni i znalazł wiadomość od córki:
„TATO, JEŚLI WRÓCIŁEŚ,
ZROBIŁEŚ TO ZA PÓŹNO.
MAMA ZAWSZE CIĘ KOCHAŁA!”
Upadł na kolana i nie mógł powstrzymać łez.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.