Kapelani to dziś obowiązkowy element życia więziennego. Gdyby nie oni, za mury zakładów karnych wróciłoby piekło jak za PRL.
TRZECIA SIŁA
Kapelani często pytani są, czy zdarza im się używać grypsery – więziennego języka – by skrócić dystans w kontakcie z osadzonymi. W odpowiedzi usłyszeć można, że żaden z więźniów nie wymaga tego od nich, a używanie takiego języka byłoby wyraźnym opowiedzeniem się po jednej ze stron świata więziennego, na co kapłan nie może sobie pozwolić.
– Kapelan jest w więzieniu trzecią siłą, kimś pomiędzy więźniami a personelem – mówi Moczydłowski. – Choć z drugiej strony do dziś niektórym kapelanom śni się założenie munduru, na wzór kapelanów wojskowych. Ale gdyby tak się stało, to zamordowano by w ten sposób symbol trzeciej siły.
Księża służący w zakładach karnych rozumieją, że więźniowie patrzą na nich jak na pewnego rodzaju społecznych kontrolerów tego, co się dzieje w środku jednostki, i w razie konieczności mogą poinformować świat zewnętrzny o ewentualnych nieprawidłowościach. Ale na tym wcale się nie kończy rola „trzeciej siły”. Kapelani bywają też proszeni o zorientowanie się w sytuacji rodziny pozostawionej na wolności czy nawet stają wobec próśb o reprezentowanie interesów więźnia.
Co jest jednak esencją tej pracy? Ks. Wojtas zwraca uwagę na trzy fundamenty posługi duszpasterskiej w więzieniach.
Pierwszy z nich to pomoc w pojednaniu się z samym sobą. – Przestępca stara się za wszelką cenę usprawiedliwiać samego siebie i zrzucać winę na różne okoliczności. Trzeba pomóc mu zrozumieć sytuację – tak, to ja zabiłem tego człowieka. I wcale nie dlatego, że mnie zdenerwował. Ja zabiłem, ja okradłem, ja pobiłem. Jeżeli człowiek to zrozumie, to w pełni dotrze do niego, w jakiej znalazł się sytuacji. Czasem bywa tak, że tu się kończy praca księdza. Ale sam fakt, że przestępca uświadomił sobie swoją winę, już jest sukcesem.
Drugim fundamentem jest pomoc w pojednaniu się ze społeczeństwem. Zdaniem ks. Wojtasa podjęcie pracy w jakimś sensie pomaga oddać coś społeczeństwu, dzięki czemu łatwiej o powrót do właściwych relacji społecznych.
– Trzeci i najtrudniejszy, ale jednocześnie najpiękniejszy z fundamentów to pomoc w pojednaniu się sprawcy z ofiarą przestępstwa lub z najbliższymi ofiary przestępstwa. Uczestniczyłem w paru takich procesach, które trwają po kilka lat. W jednym przypadku brałem udział w pojednaniu między zabójcą a rodzicami zabitego. Byli to bardzo dobrzy koledzy, ale upili się razem i w amoku jeden zabił drugiego. Po kilku latach rodzice zabitego wybaczyli temu człowiekowi. Dzięki temu poczuł się on lepiej – przystąpił wtedy w końcu do sakramentu pokuty. Pojednanie między nimi zaczęło się od wymiany listów. Osobiście spotykałem się z obiema stronami. I w końcu nastąpiło spotkanie na przepustce, w którym też uczestniczyłem – opowiada kapelan.
Oprócz trzech fundamentów są też trzy priorytety pracy kapelanów: praca z młodymi więźniami z uwagi na nieukształtowaną jeszcze osobowość, którą więzienie szybko potrafi wykrzywić; praca z więźniarkami (kobieta najczęściej najpierw była ofiarą przestępstwa, a dopiero potem staje się przestępczynią); i wreszcie praca z... funkcjonariuszami.
– Teraz, gdy realia pracy z więźniami są zupełnie inne i do więźnia mówi się per pan, to funkcjonariusz może czasem czuć się w pewnym sensie nieco zdegradowany. Są granice chamstwa, które człowiek może na siebie przyjąć. Wielokrotnie widziałem ciężkie dla strażników sytuacje, gdy np. kulturalnie otwierali cele i od razu spotykali się z wyzwiskami. Taki funkcjonariusz też jest obciążony psychicznie i trzeba mu pomagać. Czasami w ochłonięciu i uspokojeniu pomaga zwykła rozmowa o żonie i życiu – mówi ks. Wojtas.
O ile na wolności Święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc to czas radosny, o tyle w więzieniach jest odwrotnie. Lata temu notowano nawet w tym okresie zwiększoną liczbę samobójstw. Dla kapelanów ten czas to okres szczególnie wytężonej pracy. – Wtedy jest więcej sytuacji, gdy więźniowie proszą o rozmowę, bo przecież nie ma ich przy rodzinach. Zwłaszcza jeżeli ktoś pierwszy raz spędza święta za kratami, to zastanawia się, jak to będzie – mówi ks. Skwarski.
Ale są też wzruszające momenty, jak chrzty. Kapelan z Białołęki ze wzruszeniem wspomina również sytuacje, gdy więźniowie po wyjściu na wolność odszukiwali go w parafii i dziękowali za pomoc udzieloną w więzieniu.
Ks. Paweł Wojtas: – Zazwyczaj robimy jednak tak, że jak już ktoś wychodzi na wolność, to chcemy, żeby zaczął funkcjonować w warunkach wolnościowych i nie wracał do kapelana. Ale na przykład w pieszej pielgrzymce biorą też czasem udział byli więźniowie, choć mogą przecież iść na inną pielgrzymkę. Kiedy pytam, dlaczego idą akurat z nami, odpowiadają: „Proszę księdza, dlatego że właśnie tutaj odnalazłem Pana Boga”.
Minusy pracy kapelana w więzieniu? Moczydłowski: – Jeżeli miałbym jakiekolwiek zastrzeżenia, to tylko takie: potrzeba ich więcej i trzeba ich większej aktywności.
Imiona więźniów zostały zmienione.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.