Faustyna - kim naprawdę była

List 4/2013 List 4/2013

„Siostra chce być święta? Mnie prędzej włosy na dłoni wyrosną, niż to się stanie!”’

 

Wygląda na to, że więcej wysiłku wkładano w utrzymanie zgromadzenia niż w opiekę nad upadłymi kobietami. 

Nie, tak nie było. Podstawową aktywnością sióstr ze zgromadzenia, do którego wstąpiła Helena Kowalska, była jednak opieka nad kobietami, które się do nich zgłaszały. Prowadziły dla nich normalną edukację szkolną, uczyły je czytania, pisania, matematyki, gramatyki, ale też zupełnie podstawowych czynności. Często były to dziewczyny z ulicy, które nie znały innego sposobu na zarabianie pieniędzy niż prostytucja, bo nic nie umiały. Siostry przede wszystkim próbowały je odizolować od patologicznego środowiska, co widać było chociażby w tym, że żaden z ich domów zakonnych nie miał wejścia prosto z ulicy. To były zamknięte placówki. W dalszej kolejności zakonnice uczyły zajmowania się domem, prania, szycia, haftowania, pomagały zdobyć konkretny zawód, który zapewniłby utrzymanie po opuszczeniu ośrodka. Wreszcie, co może najważniejsze, dbały o wychowanie religijne i umocnienie w wierze swych podopiecznych, by były one silne duchowo i chciały zmienić swoje życie. Zajmowały się tym jednak głównie siostry pierwszego chóru, te z drugiego chóru pracowały fizycznie, by dzieło to mogło być kontynuowane. 

Matka Michela Moraczewska podczas pierwszej rozmowy z Heleną powiedziała jej, że zakonu nie stać na sporządzenie dla niej wyprawki i dlatego musi sama na nią zapracować. Czy rzeczywiście siostry musiały aż tak oszczędzać, czy też przełożona chciała Helenę sprawdzić?

Zapewne jedno i drugie. Proszę sobie wyobrazić: przychodzi dziewczyna „znikąd” i mówi, że chce wstąpić do zakonu. Przełożona nie mogła jej od razu przyjąć. Helena nie zrobiła zresztą dobrego wrażenia. Kiedy furtianka oznajmiła przełożonym, że jest „nowe powołanie”, do rozmowy z Heleną wysłano jedną z sióstr. Ta wróciła z niezbyt pochlebną opinią o kandydatce: niepozorna, wątła, biedna. Matka Michela uznała jednak, że uczciwie będzie, jeśli porozmawia z dziewczyną, zanim ją odeśle. Szła na rozmowę z Heleną nieco uprzedzona i rzeczywiście nie spodobała jej się ona z wyglądu. Była mizerna, zaniedbana, może nieco zmęczona szukaniem, zagubiona w stolicy… Już po pierwszych zdaniach Moraczewska wyczuła w niej jednak Ducha. Wysłała ją więc, by „zapytała Pana domu”, czy ją przyjmuje. Helena dobrze wiedziała, kto jest Panem domu, i pobiegła do kaplicy. Kiedy wróciła, powiedziała, że Pan domu ją przyjął. Matka Michela postanowiła więc dać dziewczynie szansę. Poleciła jej, by zarobiła na wyprawkę. Wspominała po latach, że szybko zapomniała o tym spotkaniu. Przypomniała sobie o nim dopiero wtedy, gdy Helena zgłosiła się z pierwszymi zarobionymi pieniędzmi, by złożyć je w klasztorze na wyprawkę. 

Nadszedł wreszcie upragniony moment – Helena wstąpiła do zakonu… i po trzech tygodniach chciała odejść. Dlaczego?

Szybko się rozczarowała. Przede wszystkim wyobrażała sobie, że życie zakonne będzie polegało na nieustannej modlitwie. Tymczasem wstąpiła do zakonu czynnego, przydzielono ją do drugiego chóru, zajmującego się pracą fizyczną. Helena nie bała się pracy, bo przecież zarabiała jako pomoc domowa, ale liczyła na to, że będzie mogła więcej czasu spędzić na modlitwie. Być może lepiej by się odnalazła w zakonie kontemplacyjnym, ale pamiętajmy o tym, że po pierwsze nie miała wówczas rozeznania w duchowości zgromadzeń, a po drugie to był pierwszy zakon, który otworzył przed nią drzwi. 

Poza tym chyba ciężko znosiła niektóre wymagania regulaminu. Życie codzienne sióstr było poddane ścisłym rygorom określającym ich zachowanie w najmniejszych szczegółach. Faustyna narzekała, że musi wolniej chodzić albo że nie wolno jej śpiewać w czasie pracy, a bardzo lubiła śpiewać. Jej pracodawcy z Ostrówka wspominali, że przed wstąpieniem do zakonu była uśmiechniętą i radosną dziewczyną.

Po wstąpieniu do klasztoru przestała być wesoła?

No cóż, trochę jej tę wesołość wyperswadowano. O mistrzyni postulatu Faustyna napisała w „Dzienniczku”, że okazywała postulantkom wiele serca, ale prowadziła je twardą ręką, „co stwarzało atmosferę lęku”. Faustyna skarżyła się swojej byłej chlebodawczyni, pani Lipszyc, że pewne wymagania wydawały jej się dziwne i były dla niej trudne do spełnienia. Kiedy dzisiaj czyta się o tym, jak traktowano w klasztorze młode zakonnice, niektóre metody wydają się okrutne. Trzeba jednak pamiętać, że inna jest już dziś nasza wiedza pedagogiczna i nasza mentalność, inna jest też pozycja kobiet. Do klasztoru przychodziły dziewczęta z różnymi temperamentami, z różnych domów. Gdyby każda chciała żyć tak jak dotąd, siostry nie byłyby w stanie prowadzić swego dzieła. Starały się więc te różne charaktery jakoś utemperować, by nie dochodziło do większych spięć. 

Trzeba też oddzielić to, czego rzeczywiście wymagał regulamin życia w klasztorze, od zachowania poszczególnych zakonnic w stosunku do postulantek. Starsze siostry miały bowiem swoje własne metody, by nauczyć dziewczęta pokory. Chodziło o to, by sprawdzić siłę powołania i wypalić ludzkie słabości. Faustyna opowiadała np., że gdy kiedyś nie zdążyła umyć naczyń na czas, za pokutę siostra kucharka kazała jej usiąść na stole, a sama pilnie pracowała. Kolejne siostry wchodzące do kuchni oburzały się na Faustynę i wyzywały ją od próżniaków. 

Nie było jej zatem łatwo. Przez kilka tygodni miotała się, chciała poszukać innego zgromadzenia. Kiedy podjęła decyzję o wystąpieniu, objawił się jej Pan Jezus i nakazał zostać. To rozwiało wszelkie wątpliwości. Od tej chwili bardzo mocno zaangażowała się w życie zakonne i była bardzo skrupulatna w przestrzeganiu wszystkich reguł. 

To znaczy?

W zakonie istniał np. zakaz rozmów w trakcie pracy, bo był to jednocześnie czas na indywidualną modlitwę. Gdy Faustyna chciała albo musiała o czymś z drugą siostrą porozmawiać, biegła najpierw do matki przełożonej zapytać o zgodę. Uważała, że posłuszeństwo przełożonym jest jedną z najważniejszych cnót zakonnicy. Była przekonana, że przełożona jest naznaczona przez Chrystusa i dlatego należy się jej bezwzględnie podporządkować. Tego uczył ją także Jezus.  Bywało to jednak dla niej trudne, gdy chciała być posłuszna Jezusowi i przełożonym. Zgodnie z poleceniem Jezusa mówiła przełożonym, jakie życzenia odnośnie kultu Bożego Miłosierdzia przekazał jej Jezus, te jednak początkowo w ogóle jej nie wierzyły. Traktowały Faustynę jak histeryczkę.  Bardzo ciężko to znosiła. Wieść o jej widzeniach rozchodziła się wśród zakonnic, a nie wszystkie przecież ją lubiły, szczególnie te, którym czasem zwracała uwagę na niewłaściwe zachowanie. Upominała je np., gdy rozmawiały ze sobą podczas pracy w kuchni.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...