W tytule tego artykułu jak najbardziej chodzi o chrzest. O nic innego, jak tylko o ów pierwszy z sakramentów, który czyni dziecko czy dorosłego chrześcijaninem. Świadomie nie użyłem w tytule słowa „chrzest”, lecz sformułowania „obrzęd nadania imienia”. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że w świadomości wielu nam współczesnych jest to jeden z głównych powodów, dla którego chcą, by kapłan polał głowę dziecka wodą. I od tego momentu Basię nazywa się Basią, a Kamila Kamilem. Bo w kościółku nadano mu imię.
Na własną rękę
Nie jest to na pewno istotą tego obrzędu. Przecież imię nadaje się przy narodzinach, a jeśli ktoś potrzebuje bardziej okazałej uroczystości, to może zorganizować ją w domu, zaprosić babcię, dziadka czy głowę rodu i niech oni dokonają tego aktu. Nie trzeba do tego angażować ani księdza, ani Kościoła, ani Boga.
Chrzest nie jest też w swojej istocie okazją do spotkania się całej rodziny, wspólnego poucztowania i porozmawiania. Nie chodzi w nim w pierwszym rzędzie o miłą, rodzinną atmosferę, bo to nie ona jest najważniejsza. Co jest zatem istotne w tym sakramencie?
Chodzi o to, by…
Sięgnijmy do źródła – Pisma Świętego. W Ewangelii św. Marka przy swoim Wniebowstąpieniu Jezus wypowiada do apostołów następujące słowa: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16,16). Trudno mieć wątpliwości co do znaczenia tego zdania. Chrzest otwiera drogę do zbawienia. Jest ścieżką prowadzącą do nieba. A powodem, dla którego powinno się go przyjmować, jest wiara: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony”.
To, co dokonuje się w trakcie polania głowy wodą, jest niewidoczne dla oczu. Bożej łaski nie można zmierzyć, zwarzyć ani dotknąć. Wszystko dokonuje się pod osłoną wiary. Niekiedy, szczególnie w szpitalach, namacalnie doświadczamy działania łaski. Piszę, że szczególnie w szpitalach, bo choć nie byłem tego świadkiem, to jednak nie raz słyszałem historie o umierających po porodzie dzieciach, które po chrzcie wracały do zdrowia.
Liturgiczne znaki
W większości przypadków wszystko, co dzieje się w trakcie liturgii chrzcielnej, ukryte jest pod osłoną symboli. Są cztery takie symbole: polanie głowy wodą, namaszczenie świętym olejem, włożenie białej szaty oraz przekazanie zapalonej świecy. Najważniejszym z nich jest oczywiście pierwszy, gdyż ma on swoje źródło w działalności Jana Chrzciciela i samego Pana Jezusa. Jego znaczenie odwołuje się do wyjścia Izraelitów z niewoli egipskiej. Wtedy naród wybrany wydostał się z niewoli, przechodząc przez Morze Czerwone. Tak samo woda na chrzcie wydobywa człowieka z niewoli, lecz nie chodzi tu teraz o sytuację polityczną, ale o niewolę grzechu, oddalenie od Boga.
Dla pełniejszego wyrażenia tego znaku potrzebne są jeszcze pozostałe trzy symbole – nie dodają one jednak niczego nowego, w chrzcie już wszystko się dokonało. Są tylko pewnym uzupełnieniem dla jaśniejszego pokazania, czego właśnie byliśmy świadkiem. I tak w pierwszej kolejności nowo ochrzczony jest namaszczany olejem. Namaszczenie symbolizuje dar Ducha Świętego, który czyni nas dziećmi Bożymi. Dalej następuje wręczenie białej szaty, która jest symbolem obmycia z grzechu pierworodnego – bo od momentu chrztu dusza dziecka czy dorosłego jest nieskazitelnie czysta. Gdyby się zdarzyło, że ktoś w niedługim czasie po chrzcie umrze, zanim popełni jakikolwiek grzech, to idzie prosto do nieba.
Wreszcie ostatnim elementem liturgii chrzcielnej jest przekazanie światła Chrystusa, czyli wiary, która symbolizowana jest przez zapaloną świecę. Dar wiary udzielany jest w zalążku, można go przyrównać do małego ziarenka złożonego w duszy, które dopiero po pewnym czasie urośnie i rozkwitnie. Nie jest to na pewno wiara dojrzała, ale taka, która dopiero musi się rozwinąć. I dlatego w tym momencie kapłan wypowiada również słowa: „Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice i chrzestni”. To oni biorą na siebie odpowiedzialność za wychowanie dziecka w wierze, tak by to małe ziarno miało szansę się rozwinąć, a nie szybko obumrzeć.
Bo ksiądz nie chciał ochrzcić
I z tego właśnie powodu dochodzi często do różnego rodzaju napięć między duszpasterzami a rodzicami, którzy chcą ochrzcić swoje dziecko. Bo czy mogą podtrzymywać światło wiary w dziecku rodzice, którzy nie uczestniczą w niedzielnej Eucharystii, żyją w związku niesakramentalnym z własnego wyboru czy deklarują się jako niewierzący? Podobnie rzecz ma się i z chrzestnymi. Jak mogą prowadzić do Chrystusa osoby, które same żyją tak, jakby Bóg nie istniał? Dlatego moralna postawa i rodziców, i chrzestnych nie jest obojętna. Z tego powodu duszpasterze domagają się potwierdzenia odbytej spowiedzi czy w przypadku chrzestnych zaświadczenia o tym, że są wierzącymi i praktykującymi katolikami. Dlatego gdy w rodzinie rodzi się kolejne dziecko, warto się zastanowić, kogo wybrać na ojca czy matkę chrzestną. Kryterium wyboru nie powinny stanowić więzy krwi czy bliskie przyjaźnie, lecz wiara danej osoby.
W chrzcie bowiem nie chodzi jedynie o to, by nadać dziecku imię czy spędzić czas w miłej rodzinnej atmosferze. Istotą tego sakramentu jest otworzenie dziecku czy też dorosłemu drogi do nieba. Choć łaska Boża obecna w tym obrzędzie jest niewidoczna dla oka, to jednak użyte znaki podpowiadają, jakie pociąga on za sobą skutki – oczyszcza duszę z grzechu pierworodnego, udziela darów Ducha Świętego oraz daru wiary. Łaskę sakramentu trzeba ciągle rozwijać, w czym sumiennie powinni pomagać rodzice i nieprzypadkowo wybrani chrzestni.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.