Runie kolejny mur?

Więź 2/2013 Więź 2/2013

Co przynosi papież z końca świata

 

Na wyjątkowe wydarzenie, jakim jest wybór na Stolicę Piotrową argentyńskiego kardynała, patrzę przez pryzmat własnych związków z Ameryką Łacińską. Od ponad dwóch lat mieszkam i pracuję w Boliwii.

Księżowskie pranie w niedzielny poranek

Moje pierwsze kontakty z kulturą latynoską miały miejsce w 2001 roku, kiedy jako młody kapłan rozpocząłem studia na Papieskim Instytucie Liturgicznym w Rzymie. Wśród moich kolegów byli także Latynosi. Mogłem wtedy bezpośrednio zauważyć istniejące między nami różnice dotyczące codziennych zachowań, w tym również praktyk i zwyczajów religijnych. Na przykład kwestia piątkowej wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych: współbracia z Ameryki Południowej, ale też z Afryki, pochodzący z rodzin, w których niejednokrotnie mogło brakować chleba, nie stwarzali sobie problemów z wyborem piątkowego menu. Jedli to, co było lub na co mieli ochotę. Takie podejście wydaje się nie do przyjęcia dla zakorzenionej w prawie mentalności Europejczyka.

Inaczej były też rozłożone akcenty w rozumieniu sakramentu Eucharystii. Dla zakonników z Ameryki Łacińskiej była ona nade wszystko miejscem spotkania z Bogiem we wspólnocie (wymiar komunii). Dlatego też nie akceptowali oni indywidualnego celebrowania Mszy Świętej. Woleli w ogóle jej nie odprawić, niż sprawować ją indywidualnie. Dla nas, Polaków, Msza ma wymiar nade wszystko ofiarny i przebłagalny, dlatego też nie wyobrażaliśmy sobie dnia bez Eucharystii. Niejednokrotnie więc sprawowaliśmy ją sami w kaplicy. Eucharystia w tym rozumieniu to źródło łask i niezastąpiony niczym element duchowości kapłańskiej.

Różnie patrzyliśmy również na odpoczynek. Dla zakonnika z naszego kręgu kulturowego świętość dnia Pańskiego domagała się rezygnacji z jakiejkolwiek formy pracy fizycznej. Dla latynoskich współbraci sprzątanie lub pranie w niedzielę nie stanowiło najmniejszego problemu. Typowy zakonnik z Ameryki Łacińskiej rozpoczynał niedzielę generalnymi porządkami: wynosił na korytarz stoliki, krzesła i inne drobne sprzęty, po czym mył cały pokój; ponadto obowiązkowo robił pranie. Po zakończeniu tych czynności przygotowywał się do Eucharystii.

We wzajemne relacje my wnosiliśmy zatem europejską obowiązkowość, posuniętą w wielu przypadkach do prawnego rytualizmu, oni zaś latynoską spontaniczność, która niejednokrotnie prowadziła do zanegowania norm prawa lub przyjętych konwenansów. Dostrzegłem jednak w tym zderzeniu szansę dla duchowego wzrostu. Spotkania takie są bowiem wyzwalające: obie strony, nie negując własnej tożsamości, mogą głębiej i w sposób bardziej dojrzały przeżywać własną wiarę. Stąd wzięła się też moja fascynacja kulturą latynoską, pragnienie głębszego jej poznania i decyzja podjęcia tam pracy duszpasterskiej.

Nie ma jednej Ameryki Łacińskiej

Mieszkam w miejscu niezwykle pięknym, lecz boleśnie naznaczonym cierpieniem i skrajnym ubóstwem. Boliwia to najbiedniejszy kraj całej Ameryki Południowej. Prowincja Guarayos, znajdująca się w południowo-zachodniej części boliwijskiego departamentu Santa Cruz, szczyci się mało chwalebnym rekordem dokonywanych aborcji i najwyższą zachorowalnością na AIDS. Tylko w mojej parafii Urubucha, gdzie żyje 5000 mieszkańców, w ciągu ostatniego roku zanotowano aż 20 nowych przypadków zarażenia się wirusem HIV (a ile jest przypadków nieznanych, bo niezbadanych). Instytucja rodziny przeżywa tu bolesny kryzys. Wielu ojców i wiele matek wyemigrowało — w tym do dalekiej Europy — w poszukiwaniu lepszych warunków życia, co oczywiście nie pozostało bez wpływu na trwałość rodzinnych więzów. W konsekwencji zresztą młodzi ludzie, szczególnie dziewczyny, nie poznawszy ciepła i bliskości w rodzinnym domu, szukają go w przypadkowych kontaktach u tych, którzy zaoferują przytulenie, fizyczną bliskość i czułe słówka. Dotkliwą plagą jest alkoholizm i narkomania.

Latynoskiej rzeczywistości nie można traktować jako jednolitego monolitu. Oczywiście istnieją elementy, które spajają ten wielki obszar. To przede wszystkim wspólna w swych zasadniczych etapach historia: okres przedkolumbijski, czasy kolonizacji i dominacji hiszpańsko-portugalskiej, wojny niepodległościowe w pierwszych dziesięcioleciach XIX w., okres prawicowych reżimów w drugiej połowie XX w. Kraje te jednoczy dominujące wyznanie rzymskokatolickie i język (hiszpański lub portugalski). Mieszkańców łączy gorący, latynoski temperament i, niestety także, ogromne rozwarstwienie społeczne, a w konsekwencji wielkie obszary skrajnego ubóstwa.

Poszczególne kraje posiadają jednak swoją własną specyfikę. Sytuacja społeczno-polityczna Meksyku uwarunkowana jest bezpośrednim sąsiedztwem ze Stanami Zjednoczonymi. Jest to punkt przerzutowy dla handlarzy narkotyków; stąd silna korupcja i inne formy przestępczości. Pod względem populacji kraj ten zamieszkuje w zdecydowanej większości ludność metyska. Argentyna — skąd pochodzi kard. Jorge Mario Bergoglio — to kraj emigrantów, którzy przybywali tam z dalekiej Europy w okresie międzywojennym i w pierwszych latach po II wojnie światowej. Kraj ten był wówczas wymarzonym rajem, a obecnie boryka się z poważnymi trudnościami gospodarczymi. Brazylia i Chile to bardzo mocne, rozwijające się potęgi ekonomiczne. Boliwia to kraj w zdecydowanej większości zamieszkały przez rdzenną ludność indiańską. Geograficzne położenie Boliwii między szczytami Andów a bezkresem Amazonii miało wpływ na historyczne odizolowanie i aktualny stopień ubóstwa.

Również pod względem religijnym można wskazać zarówno elementy wspólne, jak i charakterystyczne dla poszczególnych krajów. Nie ulega wątpliwości, że dominującym wyznaniem jest tutaj katolicyzm. W krajach o przewadze rdzennej ludności tubylczej istnieje jednak silne zjawisko synkretyzmu religijnego, w którym elementy religii pierwotnych zostały wymieszane z elementami religii chrześcijańskiej. Zjawisko to związane jest z silnym zakorzenieniem religii przedkolumbijskich, ale także z brakami w religijnej formacji i niewystarczającą liczbą kleru.

Na obszarze Boliwii wschodniej, gdzie aktualnie pracuję, zjawisko synkretyzmu jest nieobecne, ale i tutaj łatwo można zauważyć skutki niedostatecznej formacji religijnej i braku stałej posługi kapłana. W sytuacji, gdy do niektórych wiosek kapłan przybywa czasem tylko raz w roku, głoszenie Ewangelii z konieczności ogranicza się jedynie do podstawowej katechezy. Stała odpowiedzialność za stan religijny wiosek spoczywa na barkach świeckich liderów, którzy gromadzą społeczność na cotygodniowej celebracji liturgii Słowa i głoszą katechezy w oparciu o proste pomoce duszpasterskie. Sami liderzy rekrutują się spośród mieszkańców wiosek: są to osoby, które posiadają bardzo dużo dobrej woli, lecz przygotowaniem intelektualnym w niczym nie odbiegają od innych mieszkańców ­społeczności. Biorąc pod uwagę bardzo wysoki poziom analfabetyzmu, nietrudno uświadomić sobie problemy i wyzwania, z jakimi boryka się tutejszy Kościół.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...