Jestem kapłanem ze zgromadzenia Misjonarzy Werbistów. Obecnie pracuję w Moskwie, w parafii św. Olgi. Swego czasu pracowałem w Urugwaju, gdzie byłem świadkiem cudu za przyczyną św. Ojca Pio.
Po kilkunastu dniach dziadek z wnuczkiem przyjechali do mojej parafii. Przywieźli obraz Ojca Pio i chcieli go poświęcić. Przy powitaniu malec się rozpłakał. Był zdecydowanie nietypowym dzieckiem, wyciszonym, z powagą i zamyśleniem w oczach niespotykanym u dzieci w jego wieku.
Dziadek powiedział, że pojadą na pielgrzymkę do miejscowości Salto. Jest to miejsce szczególne. Ojciec Pio odwiedził je w cudowny sposób podczas jednej ze swoich bilokacji, ponieważ obiecał pewnemu pochodzącemu z Urugwaju kapłanowi, że będzie przy nim w godzinie śmierci. Teraz ten mały kraj szczyci się tym, że jest jedynym w Ameryce Łacińskiej, w którym pojawił się święty kapucyn.
Dariusz Pielak SVD
„Głos Ojca Pio” [82/4/2013] www.glosojcapio.pl
Ojciec Pio w Urugwaju
W „Dzienniku” ojca Agostino in Lamis (wydanym przez Wydawnictwo Serafin) pod datą 19 maja 1949 roku zamieszona została notatka o wizycie w San Giovanni Rotondo Alfredo Violi, biskupa Salto w Urugwaju, który zostawił kapucynom relację ze śmierci wikariusza generalnego tamtejszej diecezji, Ferdinando Damianiego. Deklaracja ta została oficjalnie potwierdzona podczas jednej z kolejnych wizyt, 26 listopada 1958 roku. Pismo przechowywane jest w klasztornym archiwum do dzisiaj.
„W roku 1937 JE Ferdinando Damiani, będąc chory na serce, przyjechał do San Giovanni Rotondo z pragnieniem, aby umrzeć przy Ojcu Pio i przez niego być namaszczonym.
Rzeczywiście podczas pobytu w klasztorze miał bardzo silny atak, który spowodował, że przez dwie godziny znajdował się na progu śmierci. Kiedy zawołano Ojca Pio, który był w konfesjonale, ten nie przyszedł od razu do chorego. Pojawił się dopiero wtedy, kiedy zagrożenie minęło. Kiedy JE Damiani zaczął mu wyrzucać, że nie przyszedł natychmiast, Ojciec Pio, uśmiechając się, powiedział: «Wiedziałem, że nie umrzesz, więc kontynuowałem spowiedź».
Kiedy poprawił się stan zdrowia gościa, Ojciec Pio poradził mu, aby wrócił do Urugwaju i kontynuował swą pracę (był wówczas wikariuszem generalnym JE Yamacho, biskupa Salto, którego ja byłem koadiutorem). Powiedział mu, że kiedy znajdzie się w niebezpieczeństwie śmierci, on sam postara się o dobrą duchową opiekę dla niego.
JE Damiani wykonywał więc swoje obowiązki, nieustannie zapadając na zdrowiu.
We wrześniu 1941 roku, po śmierci biskupa Yamacho, kiedy byłem biskupem diecezji […], przewodniczyłem kongresowi na temat powołań. […] W nocy z 11 na 12 września, po pierwszym dniu kongresu, JE Damiani miał atak anginy pectoris (dusznicy bolesnej). Było to po północy.
JE Barbieri, który wcześniej był w pokoju JE Damianiego aż do godziny 23.00, a może i dłużej, zdążył zasnąć. Obudziło go pukanie do drzwi jego pokoju. Otworzyły się drzwi i usłyszał głos, który powiedział: «Niech ksiądz idzie do JE Damianiego, bo umiera». JE twierdzi, że miał wrażenie, jakoby w cieniu widział kapucyna.
Pukanie do drzwi usłyszał również pewien kapłan, Francesco Nawarro, który modlił się w oratorium domu biskupiego. JE Barbieri pobiegł do pokoju JE Damianiego. Wszystkie drzwi były zamknięte, ale nie było w nich kluczy. JE leżał, konając w łóżku. Na łóżku leżała też tacka dla chorego, na której były rozsypane (zauważyliśmy to później) tabletki Trinitrna, których prawdopodobnie nie był w stanie zażyć, oraz niedokończony telegram, który mówił: «Ojciec Pio – San Giovanni Rotondo – Nieustanny i straszny ból serca sprawia, że umieram – Damiani».
Ten telegram przechowuję osobiście w Salto.
Nie tracąc świadomości, umierający poprosił JE Barbieriego o udzielenie mu namaszczenia chorych. […]
Wyspowiadany przez ojca Nawarro, przyjął sakrament namaszczenia, którego udzielił mu proboszcz katedry. Jego lekarz zbadał go i stwierdził, że nic już nie można zrobić. JE Damiani umarł pół godziny później, otoczony przez czterech biskupów i sześciu kapłanów.
W ten sposób umarł pod dobrą opieką 12 września 1941 roku o godzinie 1.00. […]
Podpisuję i opieczętowuję tę deklarację złożoną zgodnie z prawdą […]”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.